
„They can’t break our will, we have the pleasure to kill. We are bonded by blood, again they will rot”. I choć przed tym pierwszym szlagierem jest jeszcze złowieszcze intro, zapowiadające nadejście antychrysta, to ten cytat określa wszystko co możemy znaleźć na “The Antichrist”. Destruction w ciekawy sposób oddaje hołd wielkim współtwórcom thrash metalu, wplatając tytuły ich kultowych płyt w swoją piosenkę. A więc: „Thrash Till Death”!

Maggoth jest thrash metalowym zespołem z Pabianic, który istnieje od 2002 roku. Pierwsze demo wydali w 2006, ale nie trwało nawet siedmiu minut. Rok później udało im się wyprodukować większy materiał i na tyle go rozpropagować, że trafił także i do mnie. „Backstabbers Aggression” jest średniej jakości próbką hardcoreującego thrashu.

W ramach wyrabiania coraz silniejszej marki, kroczący dziarsko śladami Kataklysm, kanadyjski Cryptopsy, w 1998 roku wydał swoją trzecią płytę „Whisper Supremacy”. Jest to zalew brutalnego i bezlitosnego death metalu, który przetacza się po słuchaczu, miażdżąc jego percepcję oraz demolując szare komórki.

„The Return Of The Northern Moon” to drugie demo Behemoth, ale pierwsze oficjalne, wydane, w tak samo początkującej, Pagan Records. Młodziutki zespół ciągle się docierał i w stosunku do „Endless Damnation” zaszło sporo zmian. Stare logo trafiło do wewnątrz okładki, a na froncie pojawił się napis, który miał identyfikować Behemoth przez najbliższe lata. Uszczuplił się też skład i zmieniły pseudonimy. Pomorską hordę od teraz tworzyli Nergal i Baal.

Pierwsza piosenka na drugiej płycie The Crown nosi tytuł „Deathexplosion” i jest to znakomite określenie dla ekspresji i klimatu w jakim utrzymany jest cały „Deathrace King”. Mocno wpasowuje się w stylistykę szwedzkiego melo deathu, a jednocześnie ma w sobie niebywałe pokłady siły, energii i czystości death metalu.

Nie będę ukrywał, że czekałem na nowy krążek Klabautamann z niecierpliwością, albowiem poprzednie wydawnictwo tej formacji, tj. wydane aż sześć lat temu "The Old Chamber" jest naprawdę znakomite. "Smaragd jestordrobine inne od poprzednika. Sześć lat przerwy pomiędzy wydawnictwami zrobiło swoje. Słuchając tego krążka, mam nieodparte wrażenie, że duet z Niemiec bardzo dużo czasu spędził przy muzyce Opeth a twórczość Steve'a Wilsona także nie jest im obca.
Sumo666 : Nie każdemu pasuje taki rodzaj metalu. Mi też nie od razu weszła. Nie, że...
skoggtroll : Ja tutaj słyszę stare dobre Enslaved bardziej niż Opeth, ale w każdym...

Mastodon to zespół, który eksplodował szybko po powstaniu i z miejsca stał się bardzo popularny. Na ich drugi album „Leviathan” wielu fanów już czekało. Ja nie byłem jednym z nich i kupiłem tą płytę parę lat po jej wydaniu. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że nie do końca zrozumiały jest dla mnie fenomen tego zespołu. Musiałem poświęcić wiele uwagi tej muzyce, żeby się w nią wgryźć. Ostatecznie faktycznie wychodzi na plus, ale jest to muzyka bardzo ciężka w odbiorze i dziwię się, że znajduje tylu odbiorców.

Kataxu powstało w 1994 roku w Warszawie. Jego założycielem i przewodnikiem był Piąty, który po skompletowaniu składu nagrał pierwsze demo „North”. Na tym wydawnictwie zagrał na gitarze i zadbał o wokale. Kaseta została nagrana w 1995 roku w warszawskim studiu Świt, a wydała ją wytwórnia Dagon Records.

„Rain Of A Thousand Flames” było wydawnictwem będącym z boku sagi o szmaragdowym mieczu i dopiero “Power Of The Dragonflame” jest kontynuacją „Dawn Of Victory” i wielkim zakończeniem opowieści o Zaczarowanej Krainie. To właśnie teraz miały nadejść decydujące bitwy i rozstrzygnąć się losy świata. Ale nie bójcie się. Okupione to zostało wieloma ofiarami, ale Algalord został uratowany. Można więc spokojnie skupić się na muzyce.

Bardzo byłem ciekawy co też Cannibal Corpse wymyślą na swojej kolejnej płycie po „Bloodthirst”, który był znakomitym albumem i wniósł wiele świeżości do tego, mającego już swoje lata, zespołu. „Gore Osessed” okazał się nie tak świeży i wyrazisty, a stylowo nawet nieco powrócił do „Gallery Of Suicide”, ale po rozłożeniu na czynniki pierwsze, można łatwo się przekonać, że jest tu mnóstwo świetnej muzyki, masakrycznego klimatu i bardzo ciekawych kompozycji. Kto więc lubi Cannibal Corpse nie powinien mieć żadnego problemu z przyswojeniem sobie „Gore Obsessed”.
leprosy : Bardzo dobra płyta,w mojej opinii jedna z lepszych po odejściu Krzyska, oc...

Kiedy pierwszy raz usłyszałem „She Is My Sin” na składance Mystic Art to oniemiałem. Po prostu mnie zatkało. To było coś niesamowitego, co porwało mnie od pierwszego wejrzenia. Tak wielka eksplozja energii, polotu, orkiestralności, tak wspaniała, sięgająca wyżyn melodyka, no i ten niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju głos Tarji Turunen, w którym zakochałem się momentalnie i bezpowrotnie. W głowie była tylko jedna myśl, żeby jak najszybciej kupić cały album „Wishmaster”, a kiedy to zrobiłem okazało się, że „She Is My Sin” to tylko początek.

„Sewn Mouth Secrets” to druga płyta Soilent Green, a pierwsza pod egidą Relapse Records. Na okładkę wybrano obraz czeskiego malarza Alfonsa Muchy, co już niejako z góry wskazuje na odróżnienie tej muzyki od standardowego podejścia do death metalu czy grindcora. I rzeczywiście ta płyta jest istną mieszanką wielu stylów, wśród których możemy znaleźć i groove i sludge, a także southern. No, ale w końcu pochodzą z Nowego Orleanu.

Sculpture został założony przez Lotte Första po jego odejściu z Crematory w 1999 roku. Zebrał zespół i zaprezentował swój materiał, czego efektem jest album „Sculpture”, którego klimat jest bardzo zbliżony do twórczości Crematory, przynajmniej z tego okresu. Mamy więc do czynienia z muzyką, którą roboczo nazwę light metalem.

Five Stitches jest młodym zespołem z Krakowa, który własnymi siłami wyprodukował EPkę „Błąd Systemu”. W mailu jaki dostałem przedstawili się jako grający muzykę z okolic metalu alternatywnego. Ponieważ zajmuję się metalem to odpisałem. Okazało się jednak, że Five Stiches nie ma zupełnie nic wspólnego z metalem alternatywnym i niewiele z metalem w ogóle.

Rok po zdobyciu świata Manowar poszedł jeszcze dalej w swoim samouwielbieniu, chrzcząc się królami metalu. Wyszarpany w wiecznej walce za słuszną sprawę tytuł zwieńczony jest kilkoma hymnami, które na „Kings Of Metal” nie pozostawiają wątpliwości kto jest najpotężniejszy we wszechświecie, bo jak powszechnie wiadomo: „Other bands play Manowar kill”.

Trzeci rok z rzędu i trzecia płyta Destruction. W dodatku w 1987 ukazała się jeszcze legendarna EPka „Mad Butcher”, a wszystko to po roszadach w składzie. Zespół opuścił perkusista Tommy Sandmann, który zamienił thrash metal na policję. Na jego miejscu pojawił się Oliver Kaiser, ale to nie koniec, bo skład rozszerzył się jeszcze o drugiego gitarzystę, którym został Harry Wilkens. Destruction więc po raz pierwszy w kwartecie wypuszcza najpierw wspomniane EP, a następnie jeden ze swoich najbardziej cenionych albumów „Release From Agony”.

Na „Louder Than Hell” w Manowar zadebiutował gitarzysta Karl Logan, szybko stając się jego mocnym i trwałym ogniwem. Po krótkiej przerwie za perkusję wrócił zaś Scott Columbus. Tak więc roszady ze składem skończyły się szczęśliwie i duet Adams, DeMaio mógł skupić się na swojej nieskalanej żadną nieczystością twórczości, moim zdaniem sięgając swoich wyżyn i nagrywając jedną z lepszych płyt w swojej nieposkromionej dyskografii.

Duże perturbacje przeszedł Destroyers po swojej pierwszej płycie „Noc Królowej Żądzy”. Przez chwilę nawet przestali istnieć. Ostatecznie na kolejnym albumie „The Miseries Of Virtue” pozostał tylko Marek Łoza, który przez cały okres istnienia zespołu był nie tylko jego charakterystycznym wokalistą, ale też autorem tekstów i kompozytorem większości materiału. Tym razem jednak postanowił nagrać album po angielsku, co, w moim odczuciu, znacznie zubożyło ten repertuar, ale oczywiście zwiększyło jego szanse na pójście w świat.

„I tak oto, zgodnie z obietnicą, trzymacie w rękach materiał, który śmiało można nazwać uzupełnieniem płyty „Black To The Blind”. Tak Peter zaczyna swój wstęp do EPki „Kingdom”, która ukazała się w 1998 roku, czyli rok po wspomnianym dużym albumie Vader. W ich przypadku zawsze było tak, że ukazywały się przeróżne wydania, japońskie bonusy i inne wersje, więc czasem trzeba było to połączyć i przekazać również polskiemu fanowi.

„Never gonna change our style, gonna play tonight for quite a while.” Ten cytat z “Manowarriors” właściwie obrazuje wszystko co można znaleźć na “The Lord Of Steel”. Walka za metal trwa i w tym temacie nic nie ma prawa się zmienić. Kto kocha Manowar ten polubi i tę płytę. Kto za nimi nie przepada, niech sobie daruje, bo nic ciekawego tu nie odkryje. Jak bowiem kończy się powyższa zwrotka: „In heavy metal we believe, if you don’t like it time to leave”.