Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Manowar - Kings Of Metal

Manowar, Kings Of Metal, rock

Rok po zdobyciu świata Manowar poszedł jeszcze dalej w swoim samouwielbieniu, chrzcząc się królami metalu. Wyszarpany w wiecznej walce za słuszną sprawę tytuł zwieńczony jest kilkoma hymnami, które na „Kings Of Metal” nie pozostawiają wątpliwości kto jest najpotężniejszy we wszechświecie, bo jak powszechnie wiadomo: „Other bands play Manowar kill”.

Zaczyna się jednak motocyklowo. „Wheels Of Fire” to hołd dla wolności na dwóch kołach co zresztą uświetnione jest rykiem silników i piskiem opon. Dopiero na drugiej pozycji znajduje się numer tytułowy, z którego pochodzi cytat ze wstępu. Piosenka o samych sobie jest przepełniona energią i podobnie jak pierwszy numer ma wiele z rocka lat osiemdziesiątych. Później natomiast następuje zmiana klimatu i chyba najbardziej znane ballady Manowar „Heart Of Steel” i „The Crown And The Ring (Lament Of The Kings)”. Obie charakteryzuje podniosła, rycerska atmosfera i powolna melodyjność, co pozwala porywać tłumy na koncertach również przy tych lżejszych rytmach. Te dwie ballady oddzielone są instrumentalnym „Sting Of The Bumblebee”, który przez cały czas trwania jest basową solówką, w przeważającej części na najwyższych obrotach. Trzeba przyznać, że robi to wrażenie, a tytuł jest dobrany wprost idealnie. Jest to pierwsza niespodzianka na „Kings Of Metal”, ale oczywiście nie ostatnia.

Potem następują dwa średnie utwory. Dotyczy to i ich szybkości i przebojowości. „Pleasure Slave” jest pikantnym bonusem tylko dla posiadaczy CD. Ma swój ciężki klimat i tekst, jednak uważam, że wraz z „Kingdom Come”, stanowi pewien przestój przed zabójczą końcówką. Zaraz bowiem nadciąga jeden z największych hitów Manowar, czyli nieśmiertelny „Hail And Kill”. Wjeżdża świetnym riffem, ale zaraz się wycisza, wraz z nadejściem burzy, by ostatecznie okazać się rockową petardą: „Hail, Hail, Hail and Kill”.

Od zarania dziejów Manowar lubił urozmaicać swoje płyty różnymi dodatkami. Zazwyczaj musi się na nich znaleźć coś nietypowego, innego. O solówce na basie już pisałem, ale już raczej nigdy nic nie przebije „The Warriors Prayer”. Upstrzona odgłosami, opowieść dziadka, który mówi swojemu wnuczkowi o wielkiej bitwie, którą widział jak był chłopcem, podbiła świat do tego stopnia, że tysiące ludzi, w każdym miejscu na ziemi, potrafi powtarzać to słowo w słowo na koncertach. Nieposkromionymi zwycięzcami zostają czterej jeźdźcy, którzy przybyli z różnych stron świata. Gdy na końcu wnuczek pyta kim byli ci jeźdźcy, dziadek podniosłym tonem wymawia te magiczne słowa: „They were the Metal Kings!!!!!!”

Jak by ktoś jednak miał jeszcze jakieś wątpliwości to wszystko wyjaśnia, ostatni już,  „Blood Of The Kings”. No tak, to oni. To oni sami są tymi czterema królami metalu, którzy systematycznie i bezkompromisowo podbijają kulę ziemską. Przypominają swoje stare płyty i poszczególne kawałki, wyliczają kraje gdzie grali i gdzie stacjonują ich wojownicy. Kolejny podniosły, rycerski przebój: „On a crusade the world we bring. Four Kings of Metal Four Metal Kings”.

Oj, dużo tu tego patosu, dużo też niezapomnianych pieśni. Choć nie cała płyta jest doskonała i nie uważam, żeby była wybitna muzycznie, to trudno jej nie docenić i nie oddać należytego hołdu samozwańczym monarchom. Czy się komuś to podoba czy nie, poszło to w świat i tak już zostało. A więc „Glory, majesty, unity. Hail, Hail, Hail”.

Tracklista:

01. Wheels Of Fire

02. Kings Of Metal

03. Heart Of Steel

04. Sting Of The Bumblebee

05. The Crown And The Ring (Lament Of The Kings)

06. Kingdom Come

07. Pleasure Slave

08. Hail And Kill

09. Warrior's Prayer

10. Blood Of The Kings

Wydawca: Atlantic Records (1988)

Ocena szkolna: 5

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły