
Witchery został założony przez muzyków, kończącego właśnie swoją działalność, death metalowego Seance i znanego z Mercyful Fate, a wcześniej King Diamond, Sharlee D’Angelo. Ich muzyka też jest taką wypadkową między heavy, death i black metalem. Dodajmy, że wypadkową pełną powera, żywotności i energii, a ich pierwsza płyta „Restless & Dead” to istna petarda.
zsamot : Idealna odtrutka na mierne granie pseudo retro. ;)

Szybko okazało się, że Peccatum ma większe ambicje niż bycie pobocznym projektem Ishana i już rok po „Strangling From Within” ukazała się ich druga płyta „Amor Fati”. Do rodzinnego składu dokooptowany został perkusista Per Eriksen, który pierwsze szlify zdobywał w Limbonic Art, a muzyka stała się jeszcze bardziej eksperymentalna i niekonwencjonalna, choć niestety zniszczona katastrofalnym pianiem Ihriel.
zsamot : Wg mnie akurat jej wokale są zaletą. To znak szczególny, od pierwszej...

Rozsypał się kompletnie Incantation po „Upon The Throne Of Apocalypse”. Na placu boju pozostał tylko John McEntee, który od tej pory miał się stać samotnym filarem grupy. Do współpracy szybko dokooptowany został Kyle Severn na perkusję, a następnie Meksykanin Daniel Corchado znany z Cenotaph, The Chasm i Obeisance. Jego udział w powstaniu „Diabolic Conquest” był bardzo duży. Nagrał wokale, bas i część gitar oraz skomponował dwa utwory.

Już „Blizzard Beasts” wyniósł Immortal na wyżyny, ale to co się wydarzyło na "At The Heart Of Winter” to było coś niesamowitego. Oto królowie północy ukazali cały swój majestat nagrywając album wielki, potężny i dostojny. Potrafiący w dodatku zauroczyć swoją aurą i ekstremalnym klimatem. Tu wszystko jest zgodne z tytułem. Jest to fascynująca, wojenna wyprawa w samo serce zimy.
Sumo666 : Jest to nie wątpliwie magnum opus tego zespołu.
zsamot : Co tu mówić - sporo było kontrowersji, ale dla mnie to płyta wielka.

Nie powiem, że czekałem na „Coma Of Souls”, bo jeszcze troszkę byłem za młody, ale gdy już poznałem „Extreme Aggression” to naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie po następne, najnowsze dzieło Kreator, tym bardziej, że w początkowym okresie mojej fascynacji metalem, czyli na poczatku lat dziewięćdziesiątych, jego okładka była bardzo popularna na bluzach, koszulkach i naszywkach. Popularny był również sam Kreator. Nic dziwnego skoro udało im się powtórzyć własny sukces i nagrać płytę wielką, w zupełności dorównującą poprzedniej. Wiele osób powie, że nawet lepszą, mniejsza z tym. Uznajmy po prostu, że obie są tak samo wybitne.

Był powrót do dni garażowych, była koncertówka z orkiestrą i tak od „ReLoad” niepostrzeżenie minęło sześć lat. Czas więc na nową płytę Metallicy zrobił się najwyższy. I tak jak wszyscy na nią czekali, tak od razu chórem zaczęli na nią psioczyć. Również i ja szybko sklasyfikowałem "St. Anger" na ostatnim miejscu w dorobku zespołu, choć przestrzegałbym przed popadaniem w skrajności. Jakiejś strasznej tragedii to tutaj nie ma.

Istotne zmiany zaszły w Behemoth przez rok od wydania „Pandemonic Incantations”. Do zespołu powrócił Les, ale tym razem na gitarę i pod pseudonimem L-kaos, natomiast styl muzyczny skierował się w stronę death metalu. To, czego zalążki można było wyczuć na poprzednim albumie, na „Satanica” eksplodowało z całą mocą.

Minęły dwa lata od „Chainsaw Dismemberment” i Mortician zaatakował po raz trzeci w pełnym wymiarze. W międzyczasie odszedł Desmond Tolhurst i zespół ponownie został duetem. „Domain Of Death” to oczywiście ciąg dalszy wynaturzonych dewiacji dźwiękowo-lirycznych we własnym guście, który nie ma prawa się zmienić ani odrobinę.

Po „Rotten Perish” z Messiah rozstali się dotychczasowy basista i wokalista, więc na, wydanym dwa lata później, „Underground” zagrał Oliver Kohl, a zaśpiewał Christofer Johnsson z Therion, co było nie lada niespodzianką. Sam jednak parał się jeszcze wokalem i pozostałościami death metalu w swoim zespole, a pewne fragmenty, szczególnie w „Revelation Of Fire” i „One Thousand Pallid Deaths”, bardzo przypominają to co miało się znaleźć na nadchodzącym „Lepaca Kliffoth”.

Coraz poważniejsze były te płyty Quo Vadis. Na trzeciej z nich zabrakło już karykaturalnej grafiki, w zamian za scenę jak z horroru. Oto pseudonaukowcy w białych kitlach znęcają się nad zwierzęciem, co zresztą jest tematem przewodnim i tytułem całego albumu. W ogóle „Test Draizea” jest bardzo umoralniający i zwracający uwagę na wiele społecznych niegodziwości i wypaczeń. Jakby to była jakaś misja.
WUJAS : Ja nie napisałem, że teksty są głupie i oceny za nie nie obniżyłem....
zsamot : Trochę ta krytyka na wyrost moim zdaniem. Teksty po angielsku bywają o w...

Killing Addiction jest przedstawicielem starej szkoły death metalu z Florydy. Zespół powstał w 1989 roku w Ocala, mieście położonym 160 kilometrów na północ od Tampa. Po dwóch demówkach zainteresowała się nimi JL America, dzięki czemu, w 1993 roku udało im się wydać płytę „Omega Factor”. Rok później materiał ukazał się w Polsce, na kasecie licencyjnej Carrion Records, która właśnie powstała jako kontynuacja Carnage Records.

Norweski Obtained Enslavemenet powstał w 1989 roku, początkowo jako zespół death metalowy. Ich pierwsza płyta „Centuries Of Sorrow” to już jednak zezwierzęciały black metal. To co się tu dzieje to istna masakra. Jak ktoś jest wrażliwy na piękno i ceni sobie pogodę ducha, lepiej niech w ogóle nie podchodzi i omija to z daleka.

„Dim Carcosa” jest czwartą płytą belgijskiego Ancient Rites, który, jak zwykle, przenosi nas w odległe, bitewne czasy średniowiecznej Europy za pomocą swojego viking metalu. Znów możemy więc poczuć szczęk oręża i zmierzyć się z żądnymi krwi armiami, plądrującymi wrogie ziemie lub dzielnie broniącymi ojcowizny.
WylizanySnem : aktualnie jest na licytacji : https://allegro.pl/oferta/ancient-rites-dim-carc...
zsamot : Piękna płyta, do tego polecam wersję digi, - oprawa graficzna to majster...

Moon został założony w 1996 roku, jako projekt Cezara z Christ Agony i Docenta z Vader. Zadebiutowali płytą „Daemon’s Heart”, która stanowi ciekawe połączenie melodyjności tego pierwszego i szybkości drugiego. Kompromis, który udało się osiągnąć, w połączeniu z efektownymi kompozycjami, daje przyciągający i spektakularny rezultat.

„The Fine Act Of Murder” to w Malevolent Creation czas powrotów. Ze swojego pierwszego pobytu w Cannibal Corpse powrócił Rob Barret, a na wokalu znów wystąpił Brett Hoffman. Z kolei na perkusji ponownie zagrał Dave Culross. Stanowisko basisty objął Gordon Simms i w ten sposób Phil Fasciana zebrał całkiem nowy skład w stosunku do „In Cold Blood”. Wyszło to jednak na dobre, bo razem nagrali wyśmienitą płytę.

EPka „Worm Infested” oficjalnie ukazała się 30 czerwca 2003 roku, ale ja kupiłem ją przedpremierowo, 22 kwietnia, na koncercie Cannibal Corpse w warszawskiej Proximie. Zwróciła moją uwagę oczywiście sympatyczną okładką, no i tym, że nie wiedziałem co to jest. Pozostaje fajną pamiątką i dodatkiem do dyskografii. Jest to krótki materiał, ale znajduje się na nim parę ciekawostek.

Skąpa w informacje jest okładka „Nonsense Chamber” Aphrodisiac, ciężko też do czegoś się dokopać w internecie. Jest to ambientowy projekt muzyków Dødheimsgard, który zaistniał tylko tą jedną płytą, w której gościnny udział wziął Kristoffer Rygg z Ulver, a wówczas jeszcze Borknagar i Arcturus, co już samo w sobie jest dużą nobilitacją. Dodatkowych plusów szukać jednak nie trzeba, wystarczy posłuchać. Jak dla mnie, jest to jeden z najlepszych noise ambientowych albumów jakie w życiu słyszałem.

Burning Witch był zespołem powstałym w Seattle i działającym w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Apogeum ich twórczości przypada na rok 1998, kiedy to ukazały się dwie EPki, które następnie zostały połączone w jedną całość i powstała z nich płyta „Crippled Lucifer (Seven Psalms For Our Lord Of Light)”. Wersji wydawniczych jest kilka, a każda ma inną okładkę. Swój własny obraz posiada też kaseta Mystic Production, ale nie ma go nigdzie w internecie, więc prezentuję opcję najbardziej podobną. Niezależnie od okładki jest to katastroficzny drone sludge metal, który potrafi przyprawić człowieka o śmierć kliniczną.