
Thy Disease, Decapitated, Serpentia i Crionics, to zespoły, z których wywodzą się muzycy powołujący do życia Anal Stench. W odróżnieniu od wyżej wymienionych, tu wyraźnie mamy do czynienia z muzycznym żartem i death metalem na wesoło, o czym może świadczyć już niewybredna nazwa kapeli. W 2002 roku sami wydali demo „Koprofag 997”, a rok później rozwinęli ten materiał, z pomocą Metal Mind Productions, pod nazwą „Stench Like Six Demons”.

Po albumie „Tuonela” już chyba nikt nie spodziewał się po Amorphis ciężkiego grania. Stopniowe odsuwanie się w inne muzyczne rejony miało swoją naturalną kontynuację i piąty album finów „Am Uniwersum” jest już w całości progresywnym, rockowo-metalowym tworem. Jedni już dawno ich za to skreślili, inni wręcz przeciwnie - dali się wchłonąć klimatycznemu pięknu ich piosenek. Stojąc gdzieś po środku starałem się zaliczyć do tej drugiej grupy i odkryć zalety coraz bardziej delikatnej twórczości Amorphis.

„…Nasze Jest Królestwo, Potęga I Chwała Na Wieki…” to pierwsza płyta długogrająca Frontside. Specjalnie użyłem słowa długogrająca, ponieważ za jednym podejściem możemy od razu zapoznać się z wersją polską i angielską. W przypadku kasety, którą mam, obie te wersje znajdują się na innych stronach. Najrozsądniej jest więc uznać, że cały album mieści się na jednej stronie i po prostu występuje dwa razy, w dwóch różnych językach.

Lost Soul jest zespołem, który długo czekał na swój debiutancki album. Gdy jednak już do tego doszło to od razu ukazał się i w Metal Mind i w Relapse Records. Później zespół już dość szybko awansował do świadomości słuchaczy i zyskał sobie sympatię swoją siermiężną muzyką. „Scream Of The Mourning Star” zalewa takim podmuchem death metalowego szaleństwa, że została zauważona i wryła się w pamięci.

Psychopatyczna współpraca George’a Zacharoupolusa z Necromantii i Mikki Luttinena z Impaled Nazarene nie okazała się jednorazowym zwyrodnieniem i już rok po debiucie ukazała się druga płyta Diabolos Rising „Blood Vampirism & Sadism”. Sadystyczna jest już rażąca żółć bijąca z okładki, a w środku znajdziemy wiele sposobów na dźwiękową autodestrukcję.

Po melodyjnym i przebojowym „Lesbian Show”, Nightfall postanowił jeszcze bardziej zanurzyć się w odmętach gotyckiej uczuciowości i stworzyć album delikatniejszy i oddalający się od metalowego hałasu. Z drugiej strony „Diva Futura” jest zróżnicowaną płytą i znajdziemy tu także i mocniejsze akcenty. Wszystko oczywiście nasączone dreszczykiem emocji i erotyczną nastrojowością.

„Snake Bite Love” to płyta, która nie zrobiła furory wśród fanów Motörhead. Dlaczego? To już niech się tłumaczą ci, którzy przyznają jej niskie noty. Ja tam, że tak powiem, nic do niej nie mam. Odnajduję w niej wszystkie ulubione zalety zespołu i pokaźny zestaw przebojowych kawałków. A, że nie ma na niej żadnych z najbardziej znanych szlagierów to nic. W końcu jak się nagrywa czternasty album to nie zawsze da się wcisnąć coś na swoje the best of.

Rozbrzmiewają odgłosy wielkiej bitwy. Szczęk oręża niesie się po okolicy, a zmasakrowane trupy lśnią w bladej poświacie księżyca. To Lord Belial rozpoczął swoją nieświętą krucjatę. Drżyjcie więc niewinne owieczki i padnijcie na kolana przed legionami zniszczenia. Oto bowiem nadchodzi wasz koniec. „It’s time for a war of hate”!

Wielkie oburzenie towarzyszyło zwolnieniu przez Iron Maiden Paula Di’Anno. Po wydaniu płyty „Killers” zespół stał się bardzo znany i zwiedzał świat koncertując jako samotny lider lub jeszcze supportując takie gwiazdy jak UFO czy Judas Priest. Charyzmatyczny wokalista był rozpoznawalny, lubiany przez publiczność i utożsamiany ze stylem grupy. Do dziś wielu starszych fanów z sentymentem powie, że to najlepszy głos Ironów. Górę wzięły jednak problemy z uzależnieniami i coraz częstsze niedyspozycje, niweczące wysiłek pozostałych muzyków i hamujące rozwój zespołu. Musiało dojść do zmiany. Ci co narzekali nie mogli jednak się spodziewać co wydarzy się już za chwilę. Na scenie pojawił się nie znany nikomu Bruce Dickinson z zespołu Samson, który na zawsze miał zmienić oblicze Iron Maiden.

Już pierwszy rzut oka na „La Grande Danse Macabre” wskazuje, że jest to inna płyta od „Panzer Division Marduk”. Zniknął obraz totalnej wojny, a na froncie wita nas nazwa pisana zupełnie nową czcionką. Obraz i tytuł jednak intrygują i zachęcają do sprawdzenia co też Marduk tym razem przygotował. I choć faktycznie tło wydarzeń, jak i sama zawartość muzyczna, zwracają się ku nowym horyzontom, to Marduk w wielu miejscach pozostał sobą, siejąc black metalowe spustoszenie.

Rok po roku ukazywały się płyty rozpędzonego At The Gates. Zespół był bardzo popularny, a ich styl już dawno stał się zalążkiem nowej fali melodyjnego death metalu, który nawet wziął swoją nazwę od ich rodzinnego miasta Göteborg. Ja w swoim uwielbieniu, stawiałem ich niejako poza tą sceną i zawsze uważałem za niedościgniony pierwowzór. Nie inaczej było z czwartym albumem „Slaughter Of The Soul”, który zaimponował mi nie mniej niż te poprzednie.

„Født Til Å Herske” to pierwsza oficjalna płyta Mortiis. Pierwotnie została wydana przez niemiecką Malicious Records, ale przez lata doczekała się wielu wznowień i reedycji. Niektóre ukazały się z zupełnie inną, znacznie lepszą, okładką, przedstawiającą zamglone zamczysko. Ewenementem natomiast jest kasetowa wersja Mystic Production, gdyż w różnych miejscach można napotkać na inną pisownię tytułu, a w dodatku obie są błędne. Tak więc polski fan, inaczej niż wszyscy na świecie, mógł zaopatrzyć się w „Hodt Til Herske” z zewnątrz i jednocześnie „Hodt Til A Herske” wewnątrz okładki.

„Oceanborn” to nie jest pierwsza płyta Nightwish, ale to jest chyba właśnie ta, która otworzyła im wrota na świat, a światu dała pełną zachwytu magię, emocje i pasję. Pod kiczowatą okładką kryje się bowiem baśniowa kraina, która od pierwszego wejrzenia urzeka swoim pięknem i wyjątkowością, a Tarja Turunen prowadzi po niej jak syrena zbłąkanych marynarzy. Od tego nie da się oderwać, nie da się odejść, zboczyć. Można tylko tak płynąć, płynąć i płynąć…

Trzecia płyta Nile zrobiła prawdziwą furorę. We wszelkich podsumowaniach i zestawieniach zajmowała czołowe miejsce w 2002 roku. Wydając „In Their Darkest Shrines” zespół dumnie wkroczył na wyżyny sceny death metalowej pozostając, a nawet wgłębiając się jeszcze bardziej, w mrok egipskich grobowców. Rzeczywiście rozmach, a nawet natłok tego, co ma do zaoferowania ta płyta, jest imponujący. Można ją odkopywać latami jak archeolog i zawsze odszukać coś nowego i interesującego.
leprosy : "Piękny", technicznie zagrany album. Masa smaczków i jeszcze więcej d...

Wiedziałem na co się piszę odpowiadając na maila od Myopia. To nie miała być sielanka i zgodnie z przewidywaniami nie była. W kosmicznej, porozlewanej oraz poprzecinanej mikrocząsteczkami okładce, zawierają się tytuły o ciężkich konstrukcjach i wszystko to naprowadza na zwichrowaną, zbudowaną cyfrowymi macierzami muzykę, która wsysa niczym galaktyczny wir, tłukąc przy tym niemiłosiernie deszczem meteorytów.

Pierwsza płyta Rotting Christ szybko uzyskała status kultowej, stając się zalążkiem południowej, spalonej słońcem, odmiany black metalu. Zespół szybko poszedł za ciosem i już po roku wydał swój drugi album „Non Serviam”, ugruntowując swój styl i pozycję na muzycznej scenie. „Nie będę służył”. Takie jest tłumaczenie łacińskiego zwrotu tytułowego. Te słowa miał wyrzec Lucyfer wypowiadając swoje posłuszeństwo wobec Boga.