jedras666 : Sam też uważam, że nie najlepiej mi to wyszło. Po prostu byłem tro...
Harlequin : a zaraz obadam i poprawie :) Jędras => obczaj sobie taką thrashow...
Yngwie : No każdemu się może zdarzyć. Ją lubię skomplikowany język i...
Jak to jest, że utalentowani polscy sportowcy czy muzycy muszą wyjeżdżać na Zachód, żeby móc się rozwijać? A jak już się tam rozwiną to okazuje się, że w naszym kraju mało kto o nich słyszał. Fakt ten przyjął się jako tak oczywisty, że przykłady można by mnożyć. Ale może powoli sytuacja zacznie się zmieniać. Np. dzięki zdobyczom techniczno-cywilizacyjnym, które wyrównują nieco poziom światowego undergroundu. Za dużo mniejsze pieniądze niż jeszcze 10 lat temu można dziś kupić sprzęt muzyczny niewiele ustępujący najlepszym, ustawić brzmienie a'la Petrucci i czynnikiem różnicującym jakość są już coraz częściej tylko umiejętności i determinacja samych muzyków, obojętnie skąd pochodzą i gdzie mieszkają.
"Obscured By The Wind" to trzeci studyjny album belgijskiego Thot. Ukazał się w marcu 2011 roku. Zawsze mam problem z określeniem zawartości muzycznej zespołów w większości elektronicznych. Metal to to nie jest. Może więc electro rock, a może electro pop? Industrial, EBM? A może po prostu wszystkiego po trochu, bo Thot nie zamyka się w jednej konwencji i tworzy muzykę urozmaiconą i wielowątkową.
Harlequin : Dla mnie spore zaskoczenie in plus, choć to "tylko" dobra płyta. takie 7/10
oki : W koncu przesłuchałam i zostałam pozytywnie zaskoczona choć mo...
Sumo666 : 8/10 to jak dla mnie za mocna ocena jak na tę płytę. Owszem jest to najl...
Od dawna już nie czekałem z taką niecierpliwością jak na nowy album Paradise Lost. Albumy takie jak „Paradise Lost” czy „In Requiem” mocno nadszarpnęły moje zaufanie do Anglików i mimo, że przesłuchiwałem każde nowe wydawnictwo zespołu, to z lekka zacierał mi się w pamięci ich fenomen. Na szczęście za sprawą „Tragic Idol” Greg i spółka potwierdzili, że nadal tkwi w nich ogromny potencjał.Harlequin : moim zdaniem nie umywa się do klasyków zespołu z "Shades" i "Icon" n...
oki : moim zdaniem nie umywa się do klasyków zespołu z "Shades" i "Icon" n...
Harlequin : Słuchałem sobie ostatnie tego Tragicznego Pitola i uświadomiłem sobi...
Długo czekałem na ten album, lecz kiedy tylko doszedł, nie mogłem się od niego oderwać. Projekt Rosa Rubea i “The Fire and the Rose” jest muzycznym poszukiwaniem Danieli Bedeski, sopranistki z Camerata Mediolanense, mistrza elektroniki Pino Carafa, który także wcześniej współpracował z Cameratą oraz wiolonczelisty Zeno Gabaglio i pianisty Marco Bosio. Album został nagrany i zmiksowany przez Maca Lottiego w Jacuzi Studio w Mediolanie jeszcze w 2010 roku, lecz dopiero na początku tego roku ujrzał światło dzienne.cHrzanek : dzieki
amorphous : Chyba tylko to na youtube: http://www.youtube.com/watch?v=1iCRzCwoIR...
cHrzanek : czy można gdzieś odsłuchać fragmentów płyty? szukam w neci...
Spotkałam się niedawno z twierdzeniem, że kobiety nie znają się na ciężkiej muzyce. Podobno nie rozumieją ciężkich riffów, krzyków heavymetalowych wokalistów, energicznej perkusji i są zbyt wrażliwe, aby zrozumieć istotę tej muzyki. Zabawne, prawda? Zatem możecie przyjąć, że tej recenzji nie pisze kobieta i nie piszę jej (tylko) dla kobiet.

Niby wszystko ładnie, ciekawa kompozycja przedstawiająca kwiaty, uśmiechnięte usta dziewczyny. Niepokój wzbudzają narzędzia chirurgiczne, a gdy po wyciągnięciu płyty ukazują się wnętrzności rozpłatanej myszki już wiem, że łatwo nie będzie. "A Tragedy Without A Border Line" to efekt pracy doświadczonego Hiroshi Hashimoto z Contagious Orgasm i pochodzącego z Izraela Michaela Zlotova ukrywającego się pod nazwą Kadaver.
lord_setherial : Zespół genialny,świetnie łączy stylistyki ale jak dla mnie lepszy jes...
Harlequin : także uważąm, że to bardzo dobry zespół. chętnie zapoznam si...
zsamot : Bardzo ich cenię, żałuję, tylko że ich dystrybucja jest koszmarna......
Współpraca muzyczna Matta Howdena i Job Karmy po wielu koncertach zaowocowała pierwszym wspólnym materiałem. Howden, lider formacji Sieben, znany bardziej z grania w Sol Invictus oraz Job Karma, która na stałe zagościła na polskiej ambientowej scenie, stworzyli wartość będącą czymś więcej niż tylko sumą umiejętności obu projektów. Płytę w uproszczeniu można sklasyfikować jako skrzyżowanie industrialnego krautrocka, stylu Einstürzende Neubauten czy Klausa Schulze z eksperymentalnym rockiem Legendary Pink Dots i klasyczną elektroniką.


