Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Dragon's Eye - The New Age

Spotkałam się niedawno z twierdzeniem, że kobiety nie znają się na ciężkiej muzyce. Podobno nie rozumieją ciężkich riffów, krzyków heavymetalowych wokalistów, energicznej perkusji i są zbyt wrażliwe, aby zrozumieć istotę tej muzyki. Zabawne, prawda? Zatem możecie przyjąć, że tej recenzji nie pisze kobieta i nie piszę jej (tylko) dla kobiet.

Czy znacie już Dragon’s Eye? Jeżeli nie to należy się bat! Tak? To znaczy, że już nie raz zostaliście poturbowani przez dźwięki Smoczej Gały. Na jedno wychodzi, bo i tak zostaniecie porządnie stratowani przy pierwszym (i każdym kolejnym) odsłuchaniem nowego EP „The new age”.
Dla tych, którzy nie wiedzą nic o tej grupie, kilka informacji. Jest to warszawska formacja, istniejąca od 1999 roku i jak każda przechodzili po drodze różne personalne perturbacje, żeby osiągnąć obecny skład:  Konrad „Krayan” Krajewski - gitara prowadząca, Marcin „Kaczor” Przybylski – perkusja, Piotr „Zinny” Zaleski - wokal, Adam „Hoffman” Dobosz - bas, Artur „Xan” Grabowski - gitara rytmiczna. Zagrali u boku takich gwiazd, jak Arakain, Darzamat, KAT, Hate, TYR, Carnal, Corrpuption, Sinner, Diamond Head. Obecnie walczą o możliwość zagrania u boku Metallicy, Black Label Society i Machine Head. Co ciekawe, chłopaki z Dragon’s Eye stworzyli muzykę do komiksów Piotra Zwierzchowskiego.
Pierwszy raz Dragon’s Eye usłyszałam na Rebelion Tour 2010 w Progresji i zostałam oczarowana. Tak rzekłaby baba. A tak mówię ja: na tym koncercie chłopaki mocno skopali mnie po… Tak, z czarowaniem to mają niewiele wspólnego, nie słodzą, tylko biją po twarzy. Tylko jak wyrazić zachwyt, by nie brzmiał, jak zachwyt baby, gdy widzi pięciu smoczych przystojniaków na raz?
Już od pierwszego numeru, czyli od „Drag’n’Roll, chłopaki nie owijają w bawełnę i walą prosto z mostu. Wiem, że wielu z Was zapewne lubi szufladkowanie grup w jakieś tam gatunku i różne ich odmiany. Nie lubię tej klasyfikacji, może jako baba się na niej nie znam, więc uznaję, że Dragon’s Eye, to po prostu Drag’n’Roll, ha!
To właśnie pierwszy utwór najlepiej oddaje istotę całego muzycznego dobytku Smoków. Genialny wokal (od samego początku czekałam, by zadać to pytanie: Panie, gdzieś ty się uczył śpiewać?!), energetyzujące gitary, bas wgniatający w ziemię i miażdżąca perkusja.
Wracając do Zinnego - od razu nasuwa mi się na myśl problem występujący wśród polskich wokalistów śpiewających po angielsku. Chylę czoła, ponieważ wymowa Piotra mnie zachwyca (filologiem angielskim nie jestem) i stwierdzam, że inni mogą się od niego uczyć. Bo śpiewać, moi Drodzy, po angielsku to trzeba umieć.
„Drag’n’roll” to utwór, który z miejsca porwie Was w dziką przejażdżkę autem, które nie ma hamulców i od razu rozpędza się do maksimum swoich możliwości. Co najdziwniejsze, wcale nie czuję się tego, że trzeba zwolnić, bo robi się niebezpiecznie, a wręcz przeciwnie! Z każdym dźwiękiem, chce się szybciej i szybciej, i nieważne dokąd to prowadzi. 
A prowadzi do „Devil woman”, drugiego utworu tego wydawnictwa. Krayan napisał mi, że to utwór dla mężczyzn (w przeciwieństwie do następnego, czyli do „Midnight Rider”). Od razu kojarzy mi się podział „Panie na lewo, panowie na prawo”. Otóż, „Devil woman” jest obrzydliwie wspaniałe. A za samo przydzielenie „to dla pań, a to dla panów”, mam ochotę przywalić gitarzyście z całej siły w twarz.
A co mnie tak zachwyca? Otóż, proszę Państwa, gitary i specyficzny śpiew Zinnego. W heavy metalu uwielbiam prześciganie się wokalu z gitarą elektryczną. Kto wygra? To nie ma znaczenia. Najważniejsza jest walka. I aż chce się rzec, że gitarzyści Dragon’s Eye mają „Dirty Fingers".
Ale po drodze mamy jeszcze „Midnight Rider”, czyli utwór dla bab. Rzeczywiście, muzycznie jest bardziej ujarzmiony i krótszy, żeby baby się nie nudziły zbyt długo. Nawet można sobie pośpiewać. I to kolejny utwór, kiedy moim sercem zawładnęli panowie gitarzyści. Rozkoszne, rozbudowane solówki, z którymi ponownie walczy wokalista. I ta walka jest mocno ciarko twórcza.
Utworem, w którym mocno chylę czoła basiście Hoffmanowi i perkusiście Kaczorowi, jest „Dirty Fingers” (chociaż według mnie ten tytuł należy się gitarzystom). Niskie dźwięki gitary basowej w tym utworze rozkładają mnie na łopatki, a wytrzymałość fizyczna perkusisty przyprawia mnie o niemałe kompleksy! Chylę czoła Kaczorowi za nadawanie tempa i mocy wszystkim numerom Dragon’s Eye.
I na tym kończy się podróż bez hamulców autem, które prowadzi na raz cała piątka chłopaków. Czuję, że brakuje mi mocnego roztrzaskania się o jakąś ścianę, czuję niedosyt. Kiedy już dałam się porwać na niebezpieczną, podniecającą przejażdżkę, to już nagle się zatrzymałam, bo nie ma nic dalej. Panowie, jeśli kobieta daje się porwać w taką niebezpieczną jazdę, to następnym razem, proszę to jakoś sensownie zakończyć, a nie kończyć przed czasem
Tracklista:
01. Drag'n'Roll02. Devil Woman03. Midnight Rider04. Dirty Fingers
Wydawca: Dragon's Eye (2012)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły