Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

X-Panda - Flight of Fancy

Nie ma to jak spotkać się od czasu do czasu ze znajomymi i zrobić coś fajnego, np. nagrać jeden utwór dobrej jakości i zgłosić się na jakiś konkurs. Czterech fusion/progmetalowców z Estonii zrobiło tak 2,5 roku temu i wygrali, w dodatku, zaskoczeni bardzo pozytywnym odzewem ze strony jurorów i słuchaczy, postanowili popracować nad całym albumem. W skrócie tak oto powstał zespół X-Panda, który nagrał i we wrześniu 2011 roku wydał płytę "Flight of Fancy".
Tak się składa, że w 2011r.m kilkanaście uznanych bandów progmetalowych wydało swoje płyty i fani gatunku mogli być bardziej zainteresowani tym, co aktualnie porabia Dream Theater, Symphony X czy Pain of Salvation zamiast zawracać sobie głowę debiutami. Tymczasem X-Panda to jeden z ciekawszych zeszłorocznych debiutów i wyjście poza Estonię to tylko kwestia czasu, a może i konieczność, bo to niszowa muzyka, więc trzeba być dobrym.

Nazwa zespołu jest nieprzypadkowa - miała się kojarzyć z Planet X. Poza inspiracjami całego zespołu (m.in. Porcupine Tree, Ayreon, Liquid Tension Experiment, ale też Nightwish) każdy z muzyków ma swoje własne - J. Satriani (gitara), S. Phillips, V. Donati (perkusja), J. Rudess - klawisze, co do basu nie wiadomo, ale pewnie jakiś B. Sheehan czy T. Levin. W dodatku perkusista Juki został niedawno oficjalnym drummerem producenta blach - Paiste, co dość ciekawie wygląda w kontraście z faktem, że X-Panda nie są związani kontraktem z żadną wytwórnią, a promocją zajmują się sami przy współpracy z zaprzyjaźnionymi twórcami, których jak do tej pory spotkali na drodze muzycznej przygody.

"Flight of Fancy" to w większości instrumentalny materiał, dość długi - 80 minut muzycznej podróży, nadający się do słuchania w kółko. Technicznie super, no może umiejętności samych muzyków jeszcze nie takie jak ich idoli, ale bardzo słusznie nie pchają się w zbyt wyszukaną wirtuozerię, są tylko fragmenty bardziej skomplikowane, ale zagrane tak, żeby się samemu za bardzo nie zmęczyć i tego samego oszczędzić słuchaczom. Czyli unikają tego, co zwykle odstraszało od słuchania kapel w stylu Planet X czy Spastic Ink.

Muzyka X-Panda jest bardzo urozmaicona, po kilka różnych brzmień instrumentów nawet w jednym utworze, próbki różnych stylów, trochę efektów dźwiękowych, są nawet trąbki czy gotyckie chórki. Wszystko JAKOŚ tak ze sobą skomponowane, że niewiele rzeczy razi. Jakoś, bo nie wiem jak oni to zrobili, ale działa jako całość, działa na wyobraźnię i ma zmusić słuchacza do namalowania sobie w głowie muzycznych pejzaży - co najmniej na czas odsłuchu, a może i nieco dłużej.

Tracklista:

01. Intro
02. Black
03. Dickybirds
04. Flight Of Fancy
05. Siren
06. Journey Of A Dream
07. Keyboard Solo
08. Rhythm Department
09. Calm Waters
10. Crystal Gazing
11. Revelation

Wydawca: niezależni/bez kontraktu (2011)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły