Death metalowych kapel na naszym rodzimym podwórku nie brakuje. Aż trudno wylicz ile przez ostatnie 5 lat powstało zespołów chcących oddać hołd śmierci. Mławiacy z Neyra zakładając owy zespół w 2007 roku, również chcieli dodać od siebie swoje trzy grosze, grając śmiercionośny metal i muszę przyznać, że nawet im to wyszło.Mirrordead w ubiegłym roku w składzie: Tom "Lord" Tatoń (wokal, gitara), Mateusz "Pedros" Siąkała (gitara), Artur "Turek" Kempny (bas) oraz Jerzy "JJ" Hamerlak (perkusja) nagrał album „Reborn”. Za jego sprawą próbuje teraz wypłynąć na szersze wody i zainteresować swoją muzyką jak najliczniejsze grono słuchaczy. Przy okazji może uda się im znaleźć jakiegoś wydawcę. Moim zdaniem będzie ciężko (dlaczego? - o tym poniżej), ale mimo wszystko trzymam kciuki.
Przed przystąpieniem do napisania tej recenzji postanowiłem poszukać trochę więcej informacji na temat Triquetra. Zespół to dość enigmatyczny, o którym niewiele można dowiedzieć się z sieci. Mają swoją stronę, ale próżno szukać tam składu zespołu, a ostatni wpis pochodzi z września 2012 roku. W każdym bądź razie zespół istnieje tak gdzieś od 1998 roku, kiedy to dali pierwszy koncert w Morągu. Do czasu „Astroblues” wydali kilka albumów i pomniejszych wydawnictw, a tajemniczy muzycy tworzący Triquetra udzielali się lub nadal udzielają w The Cuffs i Cuba de Zoo. Tytułem wprowadzenia wspomnę jeszcze, że „Astro Blues” nagrali w składzie: Podol, Kobzyk, Trupert oraz Przemo (dane zamieszczone w booklecie).

Po obiecującej, debiutanckiej EPce „Art For Art’s Sake”, myślenicki HellHaven wydał swoją pierwszą płytę długogrającą. Pierwszy kontakt z tym albumem zaczyna się od zwrócenia uwagi na zagadkową postać z okładki, wpatrującą się w zachodzące słońce za horyzontem wybrukowanej płaszczyzny. „Beyond The Frontier”, tak brzmi tytuł. Co takiego chce dostrzec ta postać poza granicą swojego wzroku, swojej świadomości? Czy jest w stanie poznać i zrozumieć świat czający się, nie tylko gdzieś daleko, w przestworzach, ale też tuż obok, kawałek pod nim, pod powierzchnią ziemi? Postać ta jest podpisana: HellHaven. Żeby zbadać emocje postaci i dowiedzieć się jakie granice chce przekroczyć, trzeba prześledzić wkładkę i przede wszystkim odpalić płytę.
Victor_Cresswel : wysłuchałem promo cd. Świetna melodia! Popłynąłem z dźwięka...
W Żorach zawiązała się kolejna grupa muzyków, którzy postanowili wziąć się za granie śmierć metalu. Nie wiem, czy Inset zamarzyli, by stać się jedną z najlepszych hord w tym gatunku, przebić dokonania Vadera, czy też motorem działania była chęć przeprowadzenia eksterminacji wszystkich metalofobów. W każdym razie efektem ich pracy jest wydana w ubiegłym roku EP-ka „Last Breath”, która skład się z intra oraz trzech autorskich kompozycji trwających łącznie ponad 15 minut.
Intuicja mnie nie zawiodła. Wystarczyło spojrzenie na zdjęcie zespołu i właściwie wszystko było już jasne. Nowy album Christian Mistress wpisuje się w nurt mocnego stoner rocka z kobiecym wokalem. Nie jest to album wybitny czy wyjątkowy, jednak jest na tyle urokliwy, że warto włożyć odrobinę wysiłku oraz kasy, by go zdobyć i od czasu do czasu uciąć sobie miłe chwile w towarzystwie Christine Davis i jej kolegów (do tych wniosków doszedłem już po przesłuchaniu albumu).oki : no trochę tak:)
DEMONEMOON : Cos mi smierdzi ironia ten akapit- Każdy numer z „Possession” ma...
W połowie lutego ukazał się debiutancki album poznańskiego duetu, którego twórczość jest eklektyczną mieszkanką brzmień elektronicznych, muzyki tanecznej oraz hip-hopu. Jednocześnie jest także pastiszem, który należy odbierać z przymrużeniem oka, ponieważ poziom absurdu zawarty na "Dyzmatronik" jest nieznośny, jeśli traktować te piosenki ze śmiertelną powagą. Nie zmienia to faktu, że płyta poznaniaków posiada przebojowy potencjał i stanowi interesujący kontrapunkt dla popowego mainstreamu.
Cieszy coraz większy udział pierwiastka kobiecego w ekipach lubiących mocniejszy rock wpadający w metal. Do niedawna płeć piękna była w zdecydowanym odwrocie, a tu proszę, chyba walka o parytety nie poszła na marne. Szczególnie widoczne to jest (wszak ponoć jesteśmy wzrokowcami) w zespołach nurtu stoner/doom. Oczywiście nie wspominam o tym przypadkowo. W ubiegłym roku ukazał się album “White Hoarhound” zespołu Alunah, w którym za mikrofonem udziela się właśnie niewiasta.Dawno już nie miałem takiego problemu z wystawieniem końcowej noty jakieś płycie. Niby wiadomo, że jednoznacznie i subiektywnie powinno się określić czy album jest słaby, dobry czy bardzo dobry. Jak jednak postąpić w przypadku albumu, który podoba się i to bardzo, ale jednocześnie słychać, że twórczy potencjał zespołu został wykorzystany maksymalnie w 80%? Nie wiem jeszcze co z tym faktem zrobię, ale każdy wers będzie zbliżał mnie do konieczności podjęcia decyzji i wystawienia ostatecznej cenzurki.
Komentarze Vammp : muzyka Spektr od początku mnie w pewnym sensie pociągała, trudno o...
szarl : Muzka Spektr przywodzi mi na myśl Godard/Spillane Johna Zorna wcisnięte...
szarl : Muzka Spektr przywodzi mi na myśl Godard/Spillane Johna Zorna wcisnięte...
Ponieważ premiera nowej płyty Biffy Clyro to dla wielu jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych początku 2013 roku, sporo osób przychodzi do mnie z pytaniami o dzieło szkockich emoboyów: „Nowe Biffy. Czy dobre? Dobre nowe Biffy? A jak nowe Biffy? Dobre?” Zazwyczaj odpowiadam filozoficznie, cytując Skippera z Pingwinów z Madagaskaru: „Tak! Ale też i nie". Oczekiwania były spore, bo od paru dobrych miesięcy dziewczęta i chłopcy od promocji w Warnerze starali się podgrzewać atmosferę wokół dwupłytowego "Opposites". Zespół też zapewniał emocje: a to przesunął premierę wydawnictwa o dwa miesiące, a to rzucił wypowiedź w stylu: „To będzie nasze największe dzieło!”.
Napisać (tak jak zrobił to wydawca), że The Prophecy gra doom metal to tak jakby stwierdzić, że Kurosawa robił filmy o wąsatych samurajach. Owszem, w filmach słynnego reżysera pojawiali się wąsaci samurajowie, ale oprócz nich przewijały się dziesiątki postaci, które nie zaliczały się ani do samurajów, ani do ludzi wąsatych. Podobnie jest z muzyką z "Salvation", która zawiera liczne odniesienia do doom metalu, ale jako całość plasuje się jakby poza ramami tego gatunku.
“Sole Creation” to trzeci album szwedzkiego Kongh - zespołu, który swego czasu był nominowany w swojej ojczyźnie do nagrody Grammy. Wprawdzie nominowanie, a nawet przyznawanie nagród zespołom osadzającym swoją twórczość w mocnych dźwiękach, nie budzi już sensacji w krajach lodem stojących, to fakt taki wciąż stanowi dobry chwyt marketingowy w pozostałych częściach globu. Dałem się złapać i kilka wydawnictw czekających na przesłuchanie odstąpiło swoją kolejkę Kongh.Album Jazz z 1978 nie odniósł tak dużego sukcesu, jak poprzednie wydawnictwa zespołu Queen, muzycy doszli więc do wniosku, że następny krążek ma być prostszy i bardziej jednolity. Nadeszła nowa dekada - lata 80 i krążek zatytułowany The Game bardzo dobrze się w nią wpisał.
Aural Music staje się ostatnimi czasy wytwórnią, która przyjmuje pod swoje skrzydła kapele młode, z niewielkim dorobkiem, a z głową pełną pomysłów. Nie inaczej jest w przypadku Włochów z Void Of Sleep. “Tales Between Reality and Madness” to ich pierwsze pełnowymiarowe wydawnictwo, które poprzedziła zaledwie jedna EP-ka „Giants & Killers” z 2011 roku.
Pierwszy raz zapoznałam się z płytą w biegu. Nie jest to album do słuchania w autobusie czy w drodze do sklepu. Ma się wtedy wrażenie jednego wielkiego bałaganu. Dopiero po ogarnięciu się z krążkiem w domowym zaciszu, po wyłapaniu wszystkich szczegółów i dźwięków oraz poświęceniu muzyce całkowitej uwagi muszę przyznać, że jest cholernie dobra. Nigdy nie byłam fanką ND, lecz śmiało mogę stwierdzić, że po „Utilitarian” zespół zagości w mym odtwarzaczu jeszcze nie raz.Harlequin : Bardzo dobra płyta, cholernie chwytliwa, ale chyba bardziej cenię sobie te...
lord_setherial : Zespół się rozwinął i to jak,poszli naprawdę w świetnym kieru...
leprosy : Płyta totalna , kobie gnaty ale przecież to ND a nie jaieś nucory czy inne...
Ponoć genialne wynalazki powstają w sprzyjających zbiegach okoliczności, w których taki sam udział ma spostrzegawczość późniejszego wynalazcy jak i przypadek. Podobnie było z moim prywatnym odkryciem ostatniego tygodnia czyli z Lord Stereo. Któregoś dnia, w trakcie mozolnej walki z powierzonymi przez pracodawcę obowiązkami, przyszła chwila otrzeźwienia.
Pod koniec ubiegłego roku Agonia Records wydała drugi album greckiego Acrimonious pod jakże enigmatycznym tytułem „Sunyata”. Zgodnie z zapowiedzią wydawcy Acrimonious to zespół spod szyldu occult black metalu, umiejętnie wprowadzający do gatunku mroczne, rytualne inwokacje, rock oraz klasyczne heavy-metalowe brzmienia. Otwierający album kawałek to minimalistyczne intro na instrumentach smyczkowych, którego jedynym efektem jest rozleniwienie i ewentualne zaśnięcie słuchacza. No ale dwie kawy i jakoś dotrwałem do następującego po nim „Lykaria Hecate”. Tu już jest zdecydowanie lepiej i można obejść się bez kofeiny.
Nadszedł czas, w którym na ukazanie światu muzycznemu nowego
albumu zdecydował się Manipulation. Gołdapski zespół wręcz zmusił do czekania
na pełnowymiarowy album. Co prawda, nie jest to dobitny rekord, jeżeli chodzi
przykładowo o ostatnie dwie dekady (Alice In Chains jeden ze swoich albumów
wydało dopiero po 14 latach), aczkolwiek jedno już na wstępie należy im
przyznać - doskonale trzymali w niepewności fanatyków death metalu. Idąc w
kierunku konkretów należałoby wreszcie zadać proste pytanie: co na płycie?, po
czym skonstruować szybką i nawet nieco łopatologiczną odpowiedź: oj dzieje się,
dzieje...
lord_setherial : Naprawdę zajebista pozycja godna polecenia. Coś dla Fanów Hate,Decap...
Jak się okazuje, warto być upartym w dążeniu do celu. Mimo wielu problemów, które stają człowiekowi na drodze, dzięki uporowi można zrealizować zamierzony cel. Do tego oczywiście dochodzi ciężka praca, bez której nie osiągnie się nic. Rynek muzyczny w naszym kraju rządzi się własnymi prawami i wiele zespołów przekonało się, że bez naprawdę dużego zaangażowania ze strony własnej ciężko jest zostać dostrzeżonym, nie mówiąc już o wydaniu płyty. Gro bandów w pewnym momencie po prostu pasuje i albo się rozpadają, albo grają tylko i wyłącznie w salkach prób czy też dla znajomych.Sumo666 : Amen :)
lord_setherial : Wódki i pacierza nigdy nie odmawiam ;)
Sumo666 : Słusznie prawisz Waćpanie :) Polać Ci wódki.
Swego czasu wyczytałem, że najbardziej płodnym artystą rockowym jest niejaki Mikke Patton, który nie dość, że tworzył jednocześnie w kilku swoich projektach to jeszcze notorycznie udzielał się na wydawnictwach licznych znajomych w charakterze gościa specjalnego. Na szczęście Nihil nie rozdrabnia się i nie udziela gościnnych występów, ale jeżeli chodzi o swoje projekty to jak tak dalej pójdzie za kilkanaście lat może dorównać liderowi Tomahawk. W każdym razie już teraz, podobnie jak Amerykanin, projekty w które się angażuje to poziom wysoki lub bardzo wysoki. Nie inaczej jest w przypadku Cssaba.Yngwie : edit: podobnie zresztą jak Horst Ździergaardł
Yngwie : Antti Christiansen mógłby coś wiedzieć, ale podobno niechętnie udz...
lord_setherial : Też właśnie o tym słyszałem ale nie wiem ile w tym prawdy. Ktoś...

