Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Asgaard - Stairs to Nowhere

Rzeźnia, blast na blaście, growlujący jak opętany wokalista i wszechogarniający chaos i bluźnierstwo – być może będzie to dla niektórych ogromne zaskoczenia, ale właśnie taka jest muzyka wypełniająca najnowszy wypust Asgaard zatytułowany „Stairs to Nowhere”. Materiał kopie rzyć aż miło, więc jeśli lubicie muzykę brutalną i nieokrzesaną sięgajcie po ten materiał bez wahania. Hm... a rzeczywiście to nie ten materiał – to będzie do następnej płyty Destroyer666 albo innego Impaled:).
Tak poważnie to Asgaard swoim najnowszy albumem konsekwentnie doskonali to czego zalążki były już słyszalne na wcześniejszych wydawnictwach. Ich muzyka to wzorcowy przykład artystycznej ewolucji, która wykorzystując stare i sprawdzone rozwiązania dojrzewa. Staje się bardziej dopracowana, przemyślana, nie ma w niej śladu chaosu i nieokrzesania, jest za to coraz więcej świadomości i wspomnianej już powyżej konsekwencji. Wciąż jest to muzyka pełna rozmachu i wręcz barokowego przepychu. Pełno tu różnego rodzaju wkrętów stylistycznych z okolic jazzu (otwierający „Labyrinth”), muzyki orientalnej (wstęp do „Marionettes”) dużo pasaży klawiszowych i delikatnej elektroniki, a wszystko to podane jest w bardzo przestrzenny sposób. Wszystkie te składowo tworzą niespotykany w dotychczasowej dyskografii tego zespołu muzyczny monolit. Nie ma tu dźwięków, które pasowałyby do całości jak dzik do cylindra magika. Nie ma chwil, gdzie na twarzy pojawiłby się uśmiech pożałowania, że znowu przeszarżowali i znów jest niestrawnie. Nie ma mowy, by album zdefiniować określeniem „wyłącznie dla melomanów z wadą wzroku ponad pięć dioptrii”.

Jeszcze dwóch rzeczy, poza spójnością, nie można odmówić „Stars to Nowhere”, a mianowicie ekspresji, która słyszalna jest głównie w wokalach. Jest to cecha muzyki Asgaard, która jest niczym bramka przed klubem, gdzie ochroniarze dokonują selekcji. Sporo osób tej bariery nie przebrnie, ale mnie przekonuje - wchodzę. Drugą cechą powiązaną z tą ekspresyjnością jest ekstremalny wręcz momentami patos bijący z tego albumu. Posłuchajcie zamykającego „Within the eyes of Angels”, a możliwe, że zmienicie zdanie o tym, że szczytem patosu jest Rogucki i Coma. Jeżeli te dwie cechy Was nie zrażą to nie ma opcji byście tego albumu nie polubili. Obok Iblis, Mgły, Myopia, Medico Peste, The Dead Goats czy Hell United, w kategorii płyta roku 2012 w Polsce, jest to kandydat na pudło. Trzeba posłuchać, przynajmniej raz:).

Ocena: 9/10

Tracklist:
01. Labyrinth
02. Of Pawn and King
03. God of the 3rd Millennium
04. Irradiance
05. Marionettes
06. Stairs to nowhere
07. Cry of Moribund Butterflies
08. Within the eyes of Angels

Wydawca: Icaros Records (2012)

Komentarze
Harlequin : Własnie posłuchałem co nieco na JudTubie i wrażenia jak najbardzie...
Harlequin : Własnie posłuchałem co nieco na JudTubie i wrażenia jak najbardzie...
lord_setherial : Jeśli chodzi o Asgaard to muszę przyznać iż zostałem bardzo pozyt...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły