
"Putrid Rehearsal Of Death" nie jest najkrótszym demem jakie mam, ale przyznacie, że wynik 8:42 jest wręcz imponujący. W dodatku z tego czterdzieści osiem sekund zabiera intro z filmu. Do tego dodam, że ta pozycja jest jedynym bękartem wydalonym przez austriacki Execration. Wyszła w stu egzemplarzach, z których do mnie dotarła kopia numer 51.

"Kiedy Świętości Runą" to niecne obrazoburstwo popełnione wspólnymi siłami przez black metalowe: gdański Skogen i wałbrzyski Simeris. Split ukazał się w 2011 roku na 333 ręcznie numerowanych kasetach. Moja kopia ma numer 108. Okładka jest na dobrej jakości, grubym papierze, a obraz frontowy rozwija się jeszcze na następną stronę. Są też teksty, w obu przypadkach po polsku. Do tego dość obszerna sentencja po łacinie, która oczywiście nic mi nie mówi, no może poza ostatnimi dwoma słowami: "Gloria Satana!!!".

„Perkele, Antikristus Ja Väärä Profeetta” to wydana w 2007 roku EPka fińskiego Arsonist Lodge. Ukazała się na płycie za sprawą Hammer Of Hate Records, ale w Polsce rozprowadzała ją Terror Cult Productions na trzystu numerowanych ręcznie kasetach, z pośród których, ta z numerem 187 znajduje się u mnie na półce. Całość z zapasem mieści się na jednej stronie dziewięćdziesiątki, na której flamastrem jest napisana nazwa zespołu. Kserowana okładka jest takiej jakości, że to co przedstawia wiem tylko z internetu. Zdjęcia sprawców tej zbrodni, uzbrojonych w makijaże, kolce i pochodnię, wyszły trochę lepiej, przynajmniej coś widać. Druga strona okładki biała. Tak więc ta nasza wersja przedstawia się jako klasyczna podziemna demówka.

Unhallowed Torment to projekt osadzony w głębokim florydzkim podziemiu. Nie zważając na zakorzenione trendy swojej okolicy zespół prezentuje garażowy black metal. Wcześniej nazywali się Bloodstained Altar, a swoje pierwsze demo pod nowym szyldem wydali w 2009 roku. Beztytułowe wydawnictwo zostało rok później rozpowszechnione w Polsce przez Time Before Time Records i tym sposobem kopia numer 54 trafiła i do mnie. Czternaście minut nagrane na jednej stronie kasety sześćdziesiątki, ale to i dobrze bo bardziej opłaca się to przewijać do tyłu, niż docierać do strony B. Na stronie A napisana flamastrem nazwa zespołu. Okładka skromna, ale porządna, na dobrym papierze. Odpalam.

Już na pierwszy rzut oka widać, że na czwartej płycie Obituary coś się zmieniło. Martwe, malowane krajobrazy zastąpiło zdjęcie koszmarnego, przemysłowego miasta, którego fabryczne kominy wyrzucają w atmosferę wielkie kłęby zabójczego dymu. W tym dymie znajduje się logo zespołu, a tytuł na dole obwieszcza światu zgon. Po rozwinięciu okładki, zamiast tekstów, napotykamy kolejne zdjęcia, które obrazują, nędzę, zanieczyszczenia, narkomanię, choroby i kłusownictwo.
leprosy : heh malo to pozerow w metalowych kapelach? Zreszta, Gorgoroth to bieda...
WUJAS : Tak się zafascynował tym hardcorem, że aż trafił do Gorgoroth :)
leprosy : W tej kwestji nic sie u mnie nie zmieni, uznaje tylko trzy pierwsze plyty a reszta...

Dwa dyski i ponad półtorej godziny oldschoolowego metalu – tylko tyle i aż tyle serwuje nam na „The Malefice” Pentagram Chile. Biorąc pod uwagę czas jaki zespołowi zabrało nagranie debiutanckiego albumu (media donoszą, że zespół istnieje od 1985 r.) trzeba przyznać, że dwa dyski muzyki składające się na pierwszego pełniaka zespołu to niewiele. Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę jakość muzyki Chilijczyków to wypada się cieszyć, że zdecydowali się na dwupłytowe wydawnictwo.

Mroźny, leśny black metal rodem z Finlandii uderza z głośników po odpaleniu debiutanckiej płyty Hiidenhauta. Oczywiście na takie klimatyczno-przyrodnicze skojarzenia naprowadza okładka, logo i wewnętrzne zdjęcia, ale ta muzyka idealnie współgra z obrazem i przenosi w pokryte śniegiem północne krajobrazy.

Creinium to młody skład z Helsinek, który za sprawą Inverse Records wydał swoją pierwszą EPkę. Wcześniej było jedno demo, ale i tak panowie szybko doczekali się oficjalnego wydawnictwa. Pół godziny melodyjnego death metalu, jakie znajduje się na „Project Utopia” zostawia po sobie bardzo dobre wrażenie.

Gdyby ktoś mnie zapytał z jaką muzyką kojarzy mi się nazwa Albinö Rhino to obstawiałbym jakieś italo disco. Minąłbym się z prawdą zasadniczo bowiem jest to zespół z Finlandii, który jest bardzo daleko od rytmów dyskotekowych. Zaszyta w wiecznym borze harmonia dźwięku w postaci ich drugiej płyty, przenosi słuchacza w zupełnie inny świat.

Przyznam szczerze, że po The Killerhertz nie spodziewałem się niczego dobrego. Odstraszająca nazwa, nijaka okładka, panowie nie wyglądający zupełnie na rockandrollowców i co najgorsze nie ma ich na The Metal Archives, a ja tak nie lubię dostawać płyt zespołów których nie ma na encyklopedii. Tymczasem The Killerhertz wzbudzili moje zainteresowanie właściwie już po kilku sekundach. Jak ktoś umie grać, ma dobre brzmienie i gitary to słychać to już od początku. Im dalej tym bardziej przecierałem uszy ze zdumienia (no dobra nie przecierałem, tak się tylko mówi). Co numer to zajebisty, moje nastawienie szybko się zmieniło i to o 180 stopni.

Wzmocniony drugim gitarzystą belgijski Powerstroke nagrał swoją trzecią płytę. "In For A Penny, In For A Pound" jest to bardzo burzliwa i energiczna dawka mocnego thrash metalu z widocznymi odniesieniami do różnych pokrewnych gatunków muzycznych. Całość łączy to, że jest żywiołowa i ostro wali po pysku.

Kolega Marcin lubi od czasu do czasu mocno cofnąć się w czasie i przypomnieć płyty, które oprócz zalet czysto muzycznych mają także wartość sentymentalną. Dla mnie jedną z takich płyt jest „Frozen”. Pamiętam, że w poczytnym wówczas Metal Hammerze, dostępnym w każdym kiosku, miał ukazać się numer z pierwszą składanką dodaną na CD. Poruszyłem niebo i ziemię by dostać ten składak na którym były między innymi: Daemonarch, Nokturnal Mortum, Borknagar oraz Sentenced z kawałkiem bodajże „The Suicider”. Numer przekonał mnie na tyle, że sięgnąłem po cały album, który pozostaje do dziś jedynym krążkiem Finów do którego wracam.

Wintergarden to duński duet tworzony przez małżeństwo Miriam Gardner (śpiew) i Blake Gardner (gitary i reszta na komputerze). Okładka wprawdzie podaje skład koncertowy, ale opisanie go właśnie jako koncertowy sugeruje, że słowo "programing" przy nazwisku Blake'a oznacza tworzenie muzyki z za stołu. A ta muzyka to klimatyczny gothic rock/metal, którego podstawą są śpiewy Miriam.

Energiczna dawka rock and rolla przetoczyła się przez mój żywot za sprawą debiutanckiego albumu, wywodzącego się z Leszna, zespołu Pendejos. Utrzymana w meksykańskim klimacie konwencja nazwy, okładki i niektórych tekstów nadaje oryginalnej charakterystyki, ale w samej muzyce nie ma do tego żadnych odnośników. Mamy do czynienia z klasycznym, wesoło zakręconym rockiem z ciężkimi riffami, wpadającymi w metal.

Gdy tylko spojrzałem na skład tego zespołu, to nie mogłem uwierzyć oczom, że te nazwiska są na jednej płycie. Max Cavalera, Greg Puciato, Troy Sanders i Dave Elitch. To przecież są niemal bogowie nowoczesnego grania metalu, więc co tu mogło nie wyjść? Cóż, tak na dobrą sprawę, to wszystko - nie ulega wątpliwości fakt, że gdy tacy ludzie spikają się ze sobą to fani mają prawo mieć wygórowane oczekiwania względem tego co dostaną. I niestety tacy ludzie mogą się przejechać na "Killer Be Killed".






