
Kontynuując współpracę z Arachnophobia Records In Twilight’s Embrace wydali EPkę „Trembling”. Pod bardzo efektownym wydaniem kryją się trzy utwory, w tym cover zespołu Armia. Muzycznie jest to bardzo fajne. Melodyjny death metal In Twilight’s Embrace jest ciężki i przebojowy. Oba numery są chwytliwe i mają powera.

Oj, rozkręca się Thy Worshiper i to jak. Już na pierwszy rzut oka widać rozmach ich ostatniej płyty. Bardzo porządne wydanie w szarym klimacie jesieni, z książeczką na dobrym, grubym papierze i doskonale dobraną okładką, a w środku aż dwie płyty. A ta druga to nie jest teledysk, raport ze studia czy inne dyrdymały, tylko po prostu najnowsze dzieło Thy Worshiper trwa osiemdziesiąt minut. Czy w związku z tym nie jest trochę przynudne? Absolutnie nie. „Klechdy” to fantastyczna podróż po surowych, skalistych pustkowiach. Pełna klimatu, strachu i uniesienia. Nic tylko zanurzyć się w ten bezkresny świat i odpłynąć w jego odmętach. A więc „gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie”.

Vidian jest znanym już zespołem, który zdążył wydać dwie płyty i dał się poznać publiczności. Po „Transgressing The Horizon” doszli do porozumienia z Arachnophobia Records czego owocem jest EPka „A Piece Of The End”. Dzięki uprzejmości wytwórni jeden egzemplarz trafił i do mnie, więc jestem zobowiązany, żeby się na jego temat wypowiedzieć. Niestety jednak moja wypowiedź nie będzie zbyt entuzjastyczna.

Po trzech latach przypomina o sobie lubelski Ulcer, który wydał trzecią płytę, uświetniając w ten sposób dziesięciolecie swojej działalności. Tym razem zespół zaprezentował się pod egidą Arachnophobia Records, gdzie postarano się o solidne wydanie i dobrze zrobioną okładkę, na grubym papierze. Już ona daje zalążek emocji jakie odnajdziemy na pięćdziesięciu dwóch minutach „Heading Below”.

Są takie płyty, które są czymś więcej niż tylko dziełem muzycznym. Są takie płyty, które przerosły same siebie i stały się symbolem. Są takie płyty, które dały początek pewnym ideom i stały się punktem odniesienia dla wielu innych artystów. Nie ma takich płyt wiele, ale na pewno zalicza się do nich „A Blaze In The Northern Sky”. I choć wiadomo, że Mayhem był już wcześniej i, że nie jest to nawet pierwsza płyta samego Dark Throne, to nie ma wątpliwości, że to właśnie tutaj należy szukać początku tak zwanej norweskiej fali black metalu, która z założenia miała być tą najgorszą, najobrzydliwszą i najbardziej ekstremalną formą muzyczną, w dodatku stojącą w opozycji do innych rodzajów metalu.

Zazwyczaj jak zespół wydaje płytę w swoim własnym języku, to ta druga jest po angielsku. Natomiast „The Jilemnice Occultist” Master’s Hammer, tak jak wydany rok wcześniej „Jilemnický Okultista”, jest po czesku. Angielskie są tylko tytuły utworów i cała opowieść ubierająca płytę w koncept album. Można ją sobie przeczytać, żeby dowiedzieć się o czym są poszczególne numery i poznać całą fabułę. Można też zobaczyć zdjęcie, które przebija wszystko co kiedykolwiek widziałem. Powiem krótko, nie ma na świecie brzydszego zespołu. I to bez łańcuchów, kolców, ketchupu i makijaży.
WUJAS : No to ja niezbyt precyzyjnie się wyraziłem. Chodziło o drugą, angielsk...
nietopesz : Zazwyczaj jak zespół wydaje płytę w swoim własnym języku...

„Sacronocturn” to pierwsze nagranie Christ Agony i jak pisze Cezar, nie było tworzone do powszechnej dystrybucji. Na szerszą skalę kaseta została wydana w 1995 roku, czyli pięć lat po powstaniu. Znajdują się na niej cztery utwory, które, jak również zaznacza Cezar, hołdują duchowi metalu lat osiemdziesiątych tworzonego przez takie zespoły jak Bathory, Venom i Mecyful Fate.

Skład Therion na „Symphony Masses: Ho Drakon Ho Megas” okazał się tymczasowy i na następnej płycie z Christoferem Johnssonem został tylko perkusista Piotr Wawrzeniuk. Do składu dokooptowany został basista Fredrik Isaksson i nie licząc gości, Therion stał się triem. Nie zmieniła się jednak droga jaką podążał ten zespół, a „Lepaca Kliffoth” stał się kolejnym, wspaniałym krokiem ku doskonałości.

Od momentu swojego powstania Six Feet Under konsekwentnie zdobywał popularność i w momencie nagrywania swojej trzeciej płyty „Maximum Violence”, był już bardzo znany, choć zdania na temat jego twórczości były podzielone. Być może ze względu na rozwijającą się karierę tego zespołu opuścić go musiał Alan West, który nie mógł już pogodzić gry w nim z obowiązkami w Obituary. Na jego miejsce przyszedł Steve Swanson, który miał za sobą epizod w Massacre. Z nim w składzie nagrali płytę, która przebojem wdarła się w młodzieżowe upodobania, zyskując spory rozgłos i pełne hale na koncertach.
zsamot : Świetny album, a koleś zastępujący Allena dodał mega świeżości...

Trzy lata po przełomowym „Forever Underground” Vital Remains wydali swój kolejny, czwarty już, album „Dawn Of The Apocalypse”. W stosunku do poprzedniej płyty skład się rozszerzył gdyż pojawił się nowy wokalista Thorn, który wyręczył w tym temacie basistę Joe Lewisa. Poza tym zespół znów poczęstował nas ponadczasowymi hymnami nienawiści do wszystkiego co święte i błogosławione, nagrywając następny wspaniały album.

Po doskonałym "Nexus Polaris" o Covenant stało się głośno, co paradoksalnie przyczyniło się do problemów zespołu z nazwą. Okazało się bowiem, że istnieje i od dawna działa, szwedzka formacja elektroniczna, która znacznie wcześniej przyjęła takie miano. Zrobiono więc kosmetyczną poprawkę i zmieniono szyld na The Kovenant. Skład został ten sam, lecz pojawiły się tajemnicze pseudonimy, wykręcony image i dużo elektroniki. Dla jednych strzał w dziesiątkę, dla innych wyparcie się korzeni i w ogóle zdrada black metalowych ideałów. Mnie osobiście "Animatronic" po prostu powalił. Słuchałem tej płyty dzień w dzień setki razy i wciąż nie mogłem wyjść z podziwu. Zresztą zostało mi to do dzisiaj.
zsamot : Pewnie, że wolałbym kontynuację Nexus... Ale tak dostałem rewoluc...
nietopesz : Pamiętam, że jak pierwszy raz usłyszałem jakiś kawałek z tej p...

Kaizers Orchestra to dość nietypowy twór, jak na artystów rodem z mroźnej Norwegii. Nie grają black metalu, nie palą kościołów, ba – nawet nikogo nie zamordowali! Panowie inspirowani muzyką ludową i etniczną, łączą jej surowość z rytmami znad bałkańskich zatok, jazzowymi wpływami oraz riffami klasycznego rock and rolla. Ponadto zaskakują oryginalnym brzmieniem, które uzyskali dzięki bardzo prostym rozwiązaniom.

Deformeathing Production straszy, nie tylko Polaków, kolejnym wydawnictwem. Tym razem jest to debiutancka płyta lubelsko-chełmińskiego Straight Hate pod tytułem „Every Scum Is A Straight Arrow”. Podczas, podzielonych na siedemnaście odsłon, dwudziestu pięciu minut z głośników tryska ciężki grindcore, lecz po kilkukrotnym przesłuchaniu płyty można się przekonać, że te kawałki różnią się od siebie i nie wszystko jest tu na jedno kopyto. Z ogłoszeń parafialnych mam jeszcze takie, że za bębnami zasiada dobrze znany w polskim, podziemnym półświatku Wizun, który wykonywał już chyba wszystkie rodzaje ekstremalnej sztuki metalowej w bardzo wielu rodzimych kapelach.

Na wstępie muszę wyznać, że jestem ignorantem. Wielokrotnie słyszałem rozmaite opinie o sacrilegiumowym "Wichrze", ale nigdy nie słyszałem ani jednej nuty z tej płyty. Ponoć płyta znacząca dla podwalin rodzimego black metalu, ale nigdy nie dane było nam się poznać. Cóż, skoro najgorsze mam już za sobą, to teraz trzeba wyciągnąć z tego jakiś pozytyw. Pozytywem jest to, że poniższa opinia nie będzie obarczona piętnem oczekiwań, których wobec "Anima Lucifera" mieć nie mogłem.

Nazywają się Defecto i pochodzą z Kopenhagi. Zaczęli w 2010 roku i po dwóch latach wydali EPkę. Następne cztery lata zajęło im jej rozbudowanie do rozmiarów pełnego albumu, który ukazał się w marcu 2016 roku i otrzymał tytuł "Excluded". Znajduje się na nim heavy metal trochę progresywny, trochę metalcoreowy, a głównie melodyjny.

Pogański folk zawsze kojarzył mi się z gatunkiem zamkniętym, dla wąskiej grupy słuchaczy, którzy swoje zainteresowania czerpią wprost z muzyki ludowej bądź niektórych odmian metalu. Tym razem trafiłem na płytę zupełnie inną, natchnioną duchem dub i reggae. Lelek tworzą ludzie związani z takimi zespołami jak Vavamuffin, R.U.T.A., Kapela Ze Wsi Warszawa, czy Power Of Trinity, a ich płyta „Brzask Bogów” jest fantastyczną mieszanką nastrojów w całości osadzoną w rodzimej kulturze sprzed roku 966.

Poprzednie wydawnictwo Defying zatytułowane "Nexus Artificial" zapamiętałem z jednego powodu, a mianowicie tragicznej okładki. Kiedy otrzymałem nowy materiał pierwsze na co zwróciłem uwagę to olbrzymi postęp w tej kwestii. Nowy materiał zespół wydał w formie digibooka z okładką o lata świetlne lepszą od poprzedniczki. W ogóle materiał jest bardzo ładnie, starannie wydany w konwencji łączącej gdzieś "One Second" Paradise Lost z Type o Negative i z wideoklipem Tanity Tikaram do "Twist in my sobriety".