Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Vital Remains - Dawn Of The Apocalypse

death metal, Vital Remains, Forever Underground, Dawn Of Apocalypose, Thorn, Tony Lazaro, Joe Lewis

Trzy lata po przełomowym „Forever Underground” Vital Remains wydali swój kolejny, czwarty już, album „Dawn Of The Apocalypse”. W stosunku do poprzedniej płyty skład się rozszerzył gdyż pojawił się nowy wokalista Thorn, który wyręczył w tym temacie basistę Joe Lewisa. Poza tym zespół znów poczęstował nas ponadczasowymi hymnami nienawiści do wszystkiego co święte i błogosławione, nagrywając następny wspaniały album.

Nie wiem czym spowodowana była potrzeba zatrudnienia nowego wokalisty gdyż wokal na „Forever Underground” był znakomity, natomiast człowiek, który pojawił się w Vital Remains na swoim jedynym albumie w muzycznej karierze, również zaprezentował się z jak najlepszej strony. Jego głos jest bardziej wrzaskliwy i przerażający i być może był to właśnie celowy zabieg mający na celu jeszcze bardziej zbliżyć Vital Remains do piekła. Wokalizy ponownie są fantastyczne i powtarzają się po kilka razy w długich utworach, ale to dobrze, bo takich fantastycznych motywów warto jest posłuchać po kilka razy. Ponadto gitarowa i perkusyjna moc, a także fantastyczne kompozycje czynią z „Dawn Of Apocalypse” death metalowe arcydzieło wzbogacone wstawkami klawiszowymi, gitarami akustycznymi i specjalnymi cytatatmi różnych znanych ludzi przed każdym z utworów.

Utwory komponowane przez Tonego Lazaro mają swoją wyjątkową aurę i oryginalność. Są długie, trwają po osiem, dziewięć minut, ale dla mnie mogłyby trwać po dwadzieścia. To płynie podniośle i cały czas jest wielkie. Może trwać nawet w nieskończoność.

„Intro” jest szatańską inwokacją pochodzącą z filmu „The Omen”, a już zaraz potem zaczyna się wściekły i nienawistny „Black Magic Curse”: „Destroy – all that is fucking holy, you the stagnate ones. Slaves – you will achieve nothing.” Rozbudowany i dostojny numer podobnie jak następny „Dawn Of The Apocalypse”. Zresztą one wszystkie takie są, oprócz instrumentalnego przerywnika „Came No Ray Of Light” i klimatycznego „The Night Has A Thousand Eyes" również spełniającego rolę łącznika między kolejnymi dwoma szlagierami „Behold The Throne Of Chaos” i „Societe Des Luciferiens”. Mnie rozpierdala szczególnie ten pierwszy, który na tej płycie jest dla mnie największym kozakiem. Jest tu cała masa znakomitych wokali i riffów. To jest kwintesencja nieboskości, apogeum death metalu: „Lightless… amid empyrean ablaze behold the throne of chaos”. Albo coś co już całkowicie mnie rozkłada: „They weep in the sign of the horns, glory to blasphemy of idols.”

Ale tutaj po prostu każdy moment jest zajebisty. Nawet jak w utworze wchodzi gitara akustyczna to ona wchodzi z artyzmem i godnością. Wszystko jest na swoim miejscu, wszystko gra tak jak powinno, albo jeszcze lepiej. Jak ktoś myślał, że na przełomie wieków death metal czasy świetności miał za sobą to był w dużym błędzie. Oto bowiem dopiero świtała apokalipsa.

 

Tracklista:

1. Intro
2. Black Magick Curse
3. Dawn Of The Apocalypse
4. Sanctity In Blasphemous Ruin
5. Came No Ray Of Light
6. Flag Of Victory
7. Behold The Throne Of Chaos
8. The Night Has A Thousand Eyes
9. Société Des Luciferiens

Wydawca: Osmose Productions (2000)

Ocena szkolna: 6

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły