Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Psypheria - Embrace The Mutation

Zespołem tym zainteresowałem się ze względu na osobę Lyle'a Livingstone'a, który nagrał fenomenalne partie klawiszy na debiutanckim krążku Dragonlord. Muzyka Psypherii daleko odbiega jednak od dokonań zespołu Erica Petersona. Gdyby zorganizowano konkurs na najdziwniejszy zespół metalowy to Psypheria mogłaby znaleźć się w czołówce.
Generalnie "Embrace The Mutation" to osiem deathmetalowych numerów. Jest jednak mnóstwo elementów które wyróżniają ten zespół spośród innych. Sama deathmetalowa konstrukcja przypomina mi krzyżówkę Morbid Angel z czasów "Covenant", Gorguts, Immolation oraz odrobinę Suffocation - mamy głęboki growling, riffy żywcem wyjęte z morbidaniołków oraz zwolnienia kojarzące się z brutalnym, amerykańskim death metalem. To tyle schematu.
A teraz konkrety. Psypheria nie gra tak szybko, ciężko i brutalnie jak wspomniane wcześniej kapele. Utwory mają bardzo dziwną konstrukcję, gdyż muzyka "nie płynie", motywy raczej nie wypływają jeden z drugiego - od tej strony skojarzenie z "Covenantem" Morbid Angel są bardzo słuszne. Kolejnym wyróżnikiem są solówki - bardzo techniczne, płynne, gęste, często podbarwiane neoklasyką. Brzmienie płyty także do typowych nie należy, gdyż jest odrobinę płytkie. Ponownie skojarzenie idą w kierunku wspomnianego "Covenant" z tą różnicą, że gitary są bez pogłosu, werbla prawie w ogóle nie słychać natomiast talerze są mocno wyeksponowane. Klawisze stanowią jedynie tło, ale za to jakie!
Co zaś się tyczy kompozycji, to znajdziemy tam sporo elementów i schematów typowych dla progmetalu i technicznego death metalu. Co więcej - utwory są bardzo zdysonansowane, udziwnione i wykręcone – tutaj skojarzenia z Immolation i Gorguts są jak najbardziej na miejscu.
Płytę rozpoczyna "Flesh Must Burn" z "piłujacym" riffem. Tempa rodem z Immolation, a w tle klawisze wygrywają z pozoru przypadkowe dźwięki, aby po chwili zaskoczyć schizującą melodyjką na tle której rozbrzmiewają piękne solówki gitary. W środku utworu dostajemy świetne, miażdżące zwolnienie, które przeradza się prawie progmetalową pogoń z priorytetową rolą klawiszy. "Cathartic Degeneration" rozpoczyna się przepiknym neoklasyczym wstępem - najpierw gitara, a potem klawisze... Potem utwór przybiera na prędkości, mamy kolejne świetne solo. Końcówka utworu to dominacja mroczych i niepokojących dźwięków Livingstone'a, które mogłyby być soundtrackiem do koszmaru. "Shatter Of Worlds" jest trochę bardziej deathmetalowy - gdyby nie wokal kojarzący się z Rossem Dolanem, to skojarzenie z Morbid Angel nie jest bezpodstawne - furiatyczne riffy, podobne rozwiązania aranżacyjne. Klawisze stanowią tutaj trochę mniej ważną rolę. Końcówka jest wolna, patetyczna, miażdżaca, wokal ma pogłos, a schuldinerowa solówka rozbrzmiewa nad casłością. "Taste The Dead" rozpoczyna się progmetalową gonitwą instrumentów, aby po chwili przejść z deathowe granie raz po raz przeplatane zwolnieniami i udziwnionymi klawiszami. Utwór ten jest bardziej rozbudowany w konstrukcji, dużo się w nim dzieje, jest dużo urozmaiceń i ciekawych rozwiązań aranżacyjnych ze świetną solówką na czele. "Systematic Confrontation" rozpoczyna się niczym bardziej techniczna wersja "Reluctant Messiah" Immolation. Preradza się w to przepiękną delikatną melodią okraszoną neoklasyczną solówką, aby po chwili przejść w totalnie zdysonansowaną partię klawiszy, a potem w schizujące, duszne deathowe granie z akompaniamentem infantylnie brzmiących klawiszy - cudeńko po prostu ! Momentami Livingstone zahacza o schizo-jazz, ale stanowi on jedynie tło dla deathmetalowego grania. Moim zdaniem jest to najlepszy utwór na płycie - świetny w każdym calu. "Insensate" rozpoczyna się dosyć dziwacznie -brzmienie klawiszy znane z płytki Dragonlorda rozbrzmiewa nad zbasowanym brzmieniem gitar. Potem dostajemy między oczy zupełnie zaimprowizowaną partią klawiszy. Generalnie ten utwór jest bardzo dziwny, jakby każdy grął sam dla siebie - tutaj kojarzy mi się Gorguts. W dalszej części utwór staje się trochę bardziej poukładany, pojawia się akustyczna partia podrasowana ciepłymi klawiszami i neoklasyczną solówką. Końcówka to już jednak prawdziwa deathmetalowa jazda. "Digital Black" rozpoczyna się mrocznie, powoli i riff żywcem wyjęty z Immolation - wolny, wykręcony i jedynie klawisze powodują, że wiemy, że nie jest to zespół Rossa Dolana. W środku pojawia się progmetalowa pogoń pełna technicznych fajerwerków i wygłupów. Świetnie skonstruowany numer. "Labirynth Of Suffering" rozpoczyna się kolejnym fajerwerkiem gitarowym, który szybko przeradza się w deathmetalowe granie pełne ozdobników gitarowych i mrocznych akordów Livingstone'a. Do tego dochodzą pyszne solówki dalekie od banału.
Pomimo pewnych niedoskonałości i zapożyczeń jest to moim zdaniem jeden z najciekawszych i najlepszych krążków w gatunku , świetny kompozycyjnie, bardzo dobry technicznie i przede wszystkim świeży i odkrywczy. Warto poszperać aby poznać ten krążek.

Wydawca: Heretic Sound Records (2002)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły