
Lata osiemdziesiąte zdominowane były przez muzykę pop-rockową i post-punkową. To właśnie te gatunki ukształtowały wrażliwość muzyczną wielu współczesnych artystów, których twórczość czerpie zarówno z jednej, jak i drugiej stylistyki. Choć pozornie dzisiejszy rock i metal nie wiele mają wspólnego z elektro-popową konwencją sprzed ponad 30 lat, to tak naprawdę odnajdziemy w nich wiele nawiązań do brzmień pochodzących z tamtej epoki. Zespół Ghost na swoim najnowszym mini albumie “Popestar” wraca muzycznie do czasów wielkich przemian, aby zwrócić naszą uwagę, jak ważny był to okres dla szeroko pojętej muzyki rozrywkowej.

Ciąg dalszy nowości z Godz Ov War. Tym razem do odtwarzacza trafił wznowiony przez Godz, pierwotnie wydany w 2015 roku przez Independent, debiut Szwajcarów z Dakhma zatytułowany "Passageways to Daena The Concomitant Blessings of Putrescing Impurity". Nazwa nigdy wcześniej nie obiła mi się o uszy więc po przesłuchaniu materiału nie omieszkałem zasięgnąć informacji u internetowych mądrali co to wszystkich znają i wszystko o wszystkich metalach wiedzą. Największym zaskoczeniem dla mnie był fakt, że Dakhma to tylko dwóch gości z czego jeden odpowiada za wszystko, a drugi jedynie za perkusję i to dopiero od tego roku. Dlaczego takie zaskoczenie? Ano o tym poniżej.

North powstał w Toruniu w 1992 roku i w początkowych latach swojej działalności parał się mrocznym i leśnym black metalem. Ich pierwszy album poprzedzają trzy demówki, z których pochodzi większość kawałków zawartych na „Thorns On The Black Rose”. Materiał ten został wydany przez kielecką Astral Wings Records na płycie i kasecie i na obu tych wersjach jest zupełnie inna kolejność utworów. Ponieważ ja mam to na kasecie poniżej podaję taką właśnie tracklistę.

„October Rust” była pierwszą płytą Type O’ Negative jaką miałem i poznałem. Zawsze mnie nudziła i nigdy jej nie lubiłem. Doceniłem ją dopiero po latach kiedy na nowo odkryłem Type O’ Negative. Okazało się, że w tej powolności i opieszałości kryje się wiele uczuć i emocji niezrozumiałych dla mojej nastoletniej głowy zaślepionej ekstremalnym thrash, death i black metalem. Ja po prostu musiałem do tej muzyki dojrzeć.
CinnamonGirl : Mam podobne odczucia. October Rust to chyba jedyna płyta, do której wra...
leprosy : Płyta z tych której słuchanie nigdy się nie nudzi, można doń wraca...

Nie pytajcie mnie dlaczego najważniejsze demo oldschoolowego black metalu zaczyna się od kompozycji klasyka Conrada Shnitzera. Nie pytajcie czemu ikona ekstremy muzyki metalowej nagrywa prawie 18 minut materiału totalnej ignorancji dla tego co zwykliśmy dotąd nazywać muzyką odnosząc przy tym sukces. Nie pytajcie jak to się stało że grupa szajbusów z głębokiej Norwegii założyła jeden z najbardziej rozpoznawanych zespołów najczarniejszej z czarnych scen metalowych. Dość że posłuchacie. Panie i panowie – "Deathcrush".

Kampfar powstał w 1994 roku jako duet i w takim zestawieniu działał przez pierwsze lata swojej bytności na norweskiej scenie black metalowej. W tym czasie wydali dwuutworowe demo oraz EPkę, na której poprzedni repertuar został poszerzony o jeden dodatkowy numer. To wystarczyło by zainteresowała się nimi niemiecka Malicious Records, czego efektem była płyta „Mellom Skogkledde Aaser”, która została wydana w 1997 roku. W Polsce materiał ukazał się na kasecie pod egidą Mystic Production.

Czas pokazał, że album „Vile” okazał się sukcesem. Corpsegrinder na dobre zadomowił się w Cannibalach, a nowa odsłona brzmienia przypadła do gustu fanom. Już niedługo jednak trzeba było oswoić się z kolejną zmianą. Po dwóch wspólnych płytach z zespołem pożegnał się Rob Barret, który powrócił do Malevolent Creation oraz poświęcił się rozwojowi Hateplow. Jego miejsce zajął Pat O’Brien, który dotychczas pogrywał w mało deathowym Nevermore. Gitarowa jatka Cannibal Corpse chyba okazała się dla niego bardziej pociągająca, gdyż, jak czas pokazał, zadomowił się w tym zespole na dobre.

Po „Cross Purposes” Black Sabbath po raz kolejny opuścił Geezer Butler, a po raz pierwszy i ostatni Bobby Rondinelli. Tony Iommi powrócił więc do współpracy z Neilem Murrayem oraz Cozy Powellem i w ten sposób odnowił skład znany z „Tyr”. Uporał się z tym szybko bowiem album „Forbidden” ukazał się już rok po „Cross Purposes”. Ukazał się i wywołał ogólne rozczarowanie. Ja również uważam, że są tu słabsze momenty, ale szczerze mówiąc nie jest chyba aż tak źle. Płyta, która miała się okazać ostatnią na następne osiemnaście lat ma również i swoje plusy i z tej strony warto ją zapamiętać.

The Rising Storm to wielkopolski projekt, który pogrywa sobie już od dwóch lat siejąc thrash/death metalowy zamęt już nie tylko w swoich okolicach. Po zeszłorocznym demie „Born In Storm” przyszła pora na EPkę „In The Name Of What”. Te wydane własnym nakładem pięć numerów pokazuje możliwości zespołu i jego predyspozycje, które, moim zdaniem są wystarczające, aby w przyszłym kroku pokusić się o pełny album.

Lato pomału ustępuje miejsca jesieni, a domowa krzątanina zdaje się być atrakcyjną alternatywą dla spacerów w strugach deszczu i w kanonadzie wściekle spadających z drzew kasztanów tudzież jabłek. Aby jednak domatorstwo trochę uprzyjemnić trzeba wybrać stosowny akompaniament. Debiutancka EP-ka pochodzącego z Bangladeszu Serpent Spells zatytułowana "Mantras Within Ascending Fire" będzie jak znalazł.

Lux Occulta powstała w 1994 roku w Dukli, bardzo szybko stając się uznanym zespołem na naszej scenie. Zaczęli od wykonywania melodyjnego black metalu i już w 1995 roku, nakładem Pagan Records, ukazała się ich debiutancka kaseta demo pod tytułem „The Forgotten Arts”. Materiał jest krótki, ale prezentuje ciekawą muzykę, która, mimo nie najlepszej jakości nagrania, potrafi zauroczyć i zarazić swoją smutną pasją.

Historia „Scream Bloody Gore” jest historią death metalu. Droga do tej historycznej płyty zaczyna się w 1983 roku, kiedy powstał Mantas. Już na demach tego zespołu pojawiły się takie szlagiery jak „Evil Dead” i „Beyond The Unholy Grave”. Nazwę zmienili w 1984 wśród oparów trupiego fetoru i tryskającej posoki, rozpoczynając działalność jednego z najwspanialszych zespołów na świecie. Zaczął się długi okres wydawania mnóstwa amatorskich kaset i kompletowania nowych kawałków. Rok 1985 przyniósł przetasowania w składzie i ostatecznie na upragnionej płycie, z Mantas został tylko Chuck Schuldiner, który już wtedy został niejako właścicielem zespołu. Jego prawdziwy geniusz miał się dopiero objawić w późniejszych latach. Najpierw jednak przyszedł rok 1987, w którym ostatecznie ukazało się „Scream Bloody Gore” będące swoistym podsumowaniem pierwszych lat Death. Będące podsumowaniem pierwszych lat death metalu.
rob1708 : top 5 od lat Death po kres mych dni...
leprosy : Dla mnie ta kapela to jeden z najważniejszych punktów w dziejach gatunku....

Z coverami jest tak, że można je nieźle spieprzyć lub nadać im całkowicie nową jakość. Są na tym świecie utwory, które nie śniły się nawet filozofom, dlatego ich nie powinno się tykać. Ale są również takie, które aż się proszą, żeby je przearanżować. Szwedzki zespół Ghost na swojej EP-ce “If You have ghost” po raz kolejny udowodnił, że czego się nie dotknie, zmienia się w złoto.

Zawsze z dużą rezerwą podchodziłem i wciąż podchodzę do metalu, za którego stworzenie i wykonanie odpowiada jedna osoba. Poza nielicznymi wyjątkami (np. Bathory) takie działanie zawsze kojarzy mi się z przerostem ego, a muzyczne efekty takiego podejścia do materii są zazwyczaj mizerne. Wprawdzie Khorzon przy „Creatio Cosmicam Bestiae” został wsparty przez jeszcze dwie osoby udzielające się wokalnie, ale nie zmienia to faktu, że Mussorgski = Khorzon.

Rok 1998 przyniósł pewną niespodziankę fanom My Dying Bride, a to za sprawą ich piątej płyty „34.788%... Complete”. Jest to album nowatorski i nie będący naturalną kontynuacją „Like Gods Of The Sun”. Został zerwany taki rozwojowy ciąg logiczny jakim zespół kroczył na swoich kolejnych wydawnictwach. Ale nie o logikę tu przecież chodzi tylko o emocje, których, kto jak kto, ale My Dying Bride akurat zawsze umieli dostarczyć. Dostarczyli i tym razem i nie wiem czy jest ktoś, kto z tej płyty mógłby być niezadowolony.
jedras666 : O dziwo kiedyś My Dying Bride, umiał nagrywać tę samą muzykę, t...
rob1708 : moja chyba też , tylko nie mam już niestety magnetofonu . Dobrze , ze mi pr...
WUJAS : A moja kaseta ciągle działa :)

Grin jest sopockim zespołem, który istniał w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Choć nie mam żadnej z czterech demówek jakie wydali w owym czasie to znam ich ze składanki Thrash ‘em All „Blood To Come vol. 9”. Przez kilkanaście lat przerwy w aktywności kapeli, jej członkowie nie zasypywali gruszek w popiele i wspomagali różne zespoły i to nawet tak znamienite jak Blindead, Trauma czy Yattering. Sam Grin powrócił w 2014 roku i po serii prób i koncertów, na początku 2016 roku, wydał Epkę „A Scanner Darkly”.

Po dwóch black metalowych klasykach Emperor dalej nie próżnował i po dwóch latach od „Athems To The Welkin At Dusk” wydał swoją trzecią płytę "IX Equilibrium". Ta jednak okazała się sporych rozmiarów niespodzianką, bowiem znacznie różni się od poprzednich dokonań zespołu. Dalej jest szybko, intensywnie i zajadle, ale muzyka Emperor rozwinęła się i nabrała nowego brzmienia.
zsamot : Mistrzostwo, po genialnym Anthems Cesarz zdobył się na kolejny znakomi...

Przez trzy lata jakie minęły od „Black To The Blind” Vader nie próżnował. Najpierw ukazała się ciekawa i odważna EPka „Kingdom”, z najwolniejszym w karierze, ale bardzo fajnym utworem tytułowym i gdzie oprócz tego są, między innymi, elektroniczne remixy dwóch utworów z „Black To The Blind”. Następnie zaś uwieńczenie mnóstwa światowych występów na koncertówkach „Live In Japan” i wydanym na video „Vision And Voice”. Szczególnie ta pierwsza zrobiła na mnie ogromne wrażenie i katowałem ją niemiłosiernie jako kwintesencję wielkiego sukcesu i koncertowego geniuszu. No, ale nie można w nieskończoność odcinać kuponów od zdartych już płyt i trzeba było dostarczyć wygłodniałej gawiedzi nowych emocji. Tak przyszedł rok 2000, a z nim album „Litany”. Jak przystało na największych, Vader nie zawiódł i po raz kolejny we wspaniały sposób wpisał się na czarne karty historii death metalu.
leprosy : Wyszła im ta płyta, w mojej opinii ostatnio warta uwagi choć wiadomo,...
zsamot : Jeden z obowiązkowych krążków Vadera. Plus genialne tekstowo Col...

With Different Eyes to jednoosobowy projekt autorstwa Artura Jasiorskiego z Olsztyna, choć gościnnie udziela się tu także Waldemar Jędruszak z zespołu Scylla, który jest jednocześnie producentem debiutanckiej płyty „Inevitable”. Niestety Artur gra tylko na gitarze, a cała reszta to komputer. Ja od razu z rezerwą podchodzę do tego rodzaju działalności. Zawsze wolę jak gra zespół.