
Dwa lata po cieszącej się dużą popularnością „Ashes Of The Wake”, Lamb Of God wydali swój kolejny album „Sacrament”. Perfekcja z jaką został on nagrany jest chyba jeszcze bardziej dośrubowana, a ciężkość materiału wprost miażdżąca. Nic dziwnego więc, że kariera zespołu nabierała coraz większego rozmachu, a ich nazwa zaczęła poprzedzać trasy największych gwiazd i zdobić czołówki największych światowych festiwali.

Roadhog powstał ku chwale heavy metalu lat osiemdziesiątych w 2012 roku w Krakowie. W poszukiwaniu chętnego na promocję swojej muzyki dotarli aż do San Jose w Kalifornii, gdzie swoją siedzibę ma Stormspell Records, która jest pierwotnym wydawcą ich debiutanckiej płyty "Dreamstealler”. Być może w skutek sukcesu, jaki odniósł ten materiał, już parę miesięcy później, został on wznowiony w Polsce przez Thrashing Madness Productions i w taką wersję zaopatrzyłem się na jednym z koncertów grupy.

„Fear of the dark. Fear of the dark. I have constant fear that something’s always there.” Któż mógłby nie znać tych słów? Kto nie słyszał ich setki razy? Tytułowy numer z dziewiątej płyty Iron Maiden „Fear Of The Dark” wyszedł daleko poza krąg miłośników muzyki metalowej, stając się przebojem popularnym na całym świecie. W ogromnym zalewie wspaniałych hitów, jakie ten zespół generował na każdym swoim albumie, to właśnie w 1992 roku udało się dorównać do dwóch wielkich szlagierów z „The Number Of The Beast”. To nie ulega wątpliwości. Czy jednak cała płyta potrafiła przebić „Powerslave”, „Seventh Son Of The Seventh Son” czy co kto tam lubi najbardziej? Tu zdania pewnie będą już podzielone.

Pomysłem na płytę „Chinatown” Thin Lizzy pragnęli zwrócić uwagę na fenomen chińskich dzielnic w tak wielu miastach zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych. Przedmiotem fascynacji jest skala zjawiska i specyficzne warunki jakie ta nacja potrafiła wytworzyć w tylu, odległych od siebie, miejscach na ziemi. Możemy przeczytać to w krótkiej notce zawartej w okładce płyty, a także dowiedzieć się, że album został nagrany w Chinatown w Londynie.

Thornafire to chilijski, death metalowy skład, powstały pod koniec lat dziewięćdziesiątych. „Vorex Deconstrucción” jest ich drugą płytą, a wydała ją amerykańska Ibex Moon Records, co przysporzyło zespołowi możliwości zasięgu także poza granicami kraju. Mimo to, zdecydowali się nagrać album w całości po hiszpańsku, co czyni go charakterystycznym i nadaje mu egzotycznego charakteru.

Jeżeli ktoś chciałby usłyszeć, w dwudziestym pierwszym wieku, stary dobry hard rock rodem z lat osiemdziesiątych, to szwedzki Bullet jest na to idealną możliwością. Zespół ten jest retro eksponatem w każdym aspekcie, a prezentowana przez nich muzyka idzie w parze z wyglądem i tekstową otoczką. „Bite The Bullet” to druga ich płyta, na której znajdziemy elektryzującą dawkę rock and rolla.

Thronar to holenderski zespół istniejący w pierwszej dekadzie lat dwutysięcznych. Grali folk/pagan metal, który sami określali jako battle metal, co oczywiście znajduje odzwierciedlenie w tekstach i całej otoczce towarzyszącej zespołowi. Zostawili po sobie dwie płyty. „Unleash The Fire” jest drugą z nich, wydaną w 2008 roku przez niemiecką Twilight Vertrieb.

„Cold Skin Obsession” to druga płyta Thy Disease, na której zespół rozwija swój industrialny styl grania death metalu i prezentuje nowe możliwości tworzenia takiej muzyki. Świat elektronicznych łamigłówek i pajęczyn plącze się gitarowymi riffami i przenika z klawiszowymi tłami, dając zagadkowy i wielowarstwowy efekt.

Ancient został założony w Bergen w 1992 roku, z inicjatywy Aphazela, który był kompozytorem muzyki i jej wykonawcą na gitarze, basie i klawiszach. Perkusistą, a zarazem wokalistą, został Grimm, który współtworzył zespół w pierwszych latach oraz był autorem tekstów. Jako duet nagrali też swoją pierwszą płytę „Svartalvheim”, którą wydała francuska Listenable Records. Niedługo później nagrania ukazały się też na winylu i za sprawą Morbid Noizz Productions na kasecie.

W stosunku do „Judgement” skład Anathemy na ich szóstej płycie „A Fine Day To Exit” poszerzył się o klawiszowca Lesa Smitha, który brał już udział w nagrywaniu „Eternity”, a następnie współpracował z Cradle Of Filth. To, że Danny Cavanagh zdecydował się podzielić keyboardowym splendorem może świadczyć o tym, że zespół zapragnął pogłębić tę sferę swojej twórczości i rzeczywiście sporo tu atmosferycznego tła i przestronnych pejzaży, a muzyka Anathemy jest jak zwykle głęboka i nasiąknięta smutkiem.

Po dziesięciu tłustych latach i sześciu wspaniałych płytach Iron Maiden opuścił Adrian Smith. O kulisach jego odejścia można wiele się dowiedzieć z autobiografii Bruce’a Dickinsona. To nie były dobre czasy, a oni sami czuli, że to co robią zaczyna być coraz bardziej powtarzalne. Pojawiły się różnice zdań, zawrzało i się przelało. Na ósmej płycie zespołu „No Prayer For The Dying”, na drugiej gitarze zagrał, współpracujący z Brucem w jego działalności solowej, Janick Gers, a całe Iron Maiden zagrało prościej i bardziej klasycznie niż na swoich ostatnich albumach.

Aż pięć lat potrzebował Anthrax na następcę „Volume 8 – The Threat Is Real”, co dla tego zespołu jest bardzo długim okresem wydawniczej absencji. W tym czasie do grupy wreszcie dołączył stały drugi gitarzysta, łatając zadawnioną dziurę po Danym Spitzu, a został nim, nieznany metalowej publiczności, Rob Caggiano. W tak wzmocnionym składzie udało się nagrać bardzo dobry album pod tytułem „We’ve Come For You All”.

Po debiutanckim albumie „Mystic Places Of Down”, Septicflesh opuścił jeden z jego założycieli Christos Antoniou. Następną produkcję „Esoptron”, Sotiris i Spiros nagrali więc sami, wciąż korzystając z pomocy automatu perkusyjnego, któremu nadali imię Kostas. Wszelkiego rodzaju programingu i keyboardingu jest tu jednak znacznie więcej, bo na swojej drugiej płycie, zespół postanowił mocno poeksperymentować i wzbogacić swój death metal o symfoniczne i orkiestralne aranżacje.

InnerSphere to czeski zespół z Pilzna, który istnieje od 2015 roku. Najpierw samodzielnie wydali EP, a następnie udało się nagrać album i opublikować go pod kuratelą rodzimej MetalGate. Płyta nosi tytuł „Amnestia” i utrzymana jest w klimacie melodyjnego death metalu. Nie jest to jednak żywiołowy melo-death w stylu In Flames, tylko taki smutny, o mocnym doom metalowym zabarwieniu.

Są takie rzeczy na świecie, które nigdy się nie zmienią. Oceany zawsze będą słone, skarby zakopane, a Running Wild na topie. I to nieważne, że teraz to nie to co kiedyś, że czasy świetności dawno za nimi, i że dzisiejsi nastolatkowie raczej nie stają się masowo ich nowymi fanami. Ważne jest to, że Running Wild to Running Wild i póki grają zawsze będą cieszyć uszy tych, którzy i tak ich już od dawna kochają. „Rapid Foray” – szesnasty już album niezłomnych żeglarzy, daje do tego kolejne możliwości.

Rozwój warszawskiego Ferosity miałem okazję śledzić na bieżąco, bo i na koncertach bywałem często i płyty przy tych okazjach mi wpadały. I tak jak na żywo prezentowali się coraz lepiej, tak i drugi album „Primordial Cruelity” niósł ze sobą więcej szlachetnej zgnilizny od debiutanckiego „Overthrown Divinity”. W żadnym wypadku nie odstąpiono jednak od kanonów stęchłego, piwnicznego death metalu.

„Koszmar”. Tak, w tłumaczeniu, brzmi pierwsza część tytułu piątej płyty Enslaved „Mardraum – Beyond The Within”. I faktycznie coś jest w tej nazwie, że pasuje do muzyki. Zespół po raz kolejny wplątuje nas w wir lodowatych emocji, przeraźliwych gęstwin i epickich krajobrazów. Jest bezwzględnie surowy, bezlitośnie ostry i nieludzko nieprzystępny. W ten świat trzeba wejść świadomie, wytrwać z własnej woli i umieć się w nim odnaleźć. A wtedy koszmarne mary otworzą swoje sekrety i ukażą wszystko to co mają najlepszego.

Do nagrywania swojej ósmej płyty - "The Panic Broadcast” Soilwork przystąpił uzbrojony w nowych gitarzystów. A może nie do końca nowych, bo do zespołu wrócił jego współzałożyciel, Peter Wichers oraz dołączył francuz Sylvain Coudret z zespołu Scarve. Jeżeli zmiany te miały przynieść efekt w postaci wzmocnienia muzyki Soilwork to na pewno przyniosły, bo „The Panic Broadcast” to płyta mocna, efektowna i bogata w bardzo dobre solówki.

Infliction to bydgoski zespół, który działa już parę lat na rynku muzycznym. Pierwsze demo „Low Distance Boom” wydali w 2011 roku i nawet zawieruszyło się ono w moich zbiorach. Teraz debiutują albumem „Revolution Machine”, który jest takim pomieszaniem death metalu z hardcorem, który sam zespół słusznie nazywa groove metalem.

„As Yggdrasil Trembles” to już dziesiąty album Unleashed. W tym czasie zespół niewiele się zmienił. Nigdy nie byli instrumentalistami, muzykę mieli prostą, ale za to bardzo trafną i dosadną. Ich atutem zawsze była waleczność, wiara w death metal i przede wszystkim świetne kompozycje, których nie sposób nie lubić. Tak jest i tym razem. Taką płytę aż miło się odpala, gdy po ciężkim dniu wreszcie zapada zmrok. A więc miecze w dłonie i do boju!

