Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Relacje :

Sabaton, Accept, Twilight Force - Hala Stulecia Wrocław (28.02.2017)

Sabaton, Accept, Twilight Force, Hala Stulecia, Wrocław, Wrockfest

Całkiem niedługo kazał czekać na ponowny przyjazd do naszego kraju szwedzki Sabaton, albowiem ostatni raz widziałem Joakima i spółkę pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Od tamtego czasu sporo się wydarzyło w obozie tego znakomitego bandu. Zespół wydał w międzyczasie nowy krążek oraz (jak to dość często bywa) doszło do kolejnego przetasowania w składzie, mianowicie Thorbjörna "Thobbe" Englunda zastąpił niejaki Tommy Johansson. 

Co do samej płyty "The Last Stand", to nie jest moim zdaniem tak dobra jak jej poprzedniczka z 2014 roku "Heroes", ale o tym może innym razem. Album albumem, natomiast koncert to coś innego, dlatego odbiór na żywo jest w zdecydowanej większości przypadków po prostu lepszy.

Wiele osób nie kryło oburzenia tym, że taka legenda metalu jak niemiecki Accept supportuje Sabaton, a jednak. Podejrzewam, że to właśnie Niemcy zostali zaproszeni przez Szwedów, a nie odwrotnie i dlatego właśnie kolejność była taka, a nie inna. Zresztą jeśli chodzi o niekwestionowaną gwiazdę sceny, jaką jest Sabaton, to oni dobierają sobie kapelę, z którą chcą grac na trasie, a z tego co wiem Joakim, czyli osoba, która w szwedzkim gigancie ma dużo do powiedzenia, darzy Accept ogromnym szacunkiem i to zaproszenie z pewnością nie było przypadkowe.

Stawkę zespołów mających wystąpić we wrocławskiej Hali Stulecia uzupełnił Twilight Force. Ten młody band reprezentuje dość udany power metal, gdzie zdecydowany prym w tekstach wiodą elfy, smoki, druidzi, księżniczki itd. Jeśli popatrzymy na ich dwa do tej pory wydane albumy od razu nasuwa się myśl, że obecność TF na trasie Sabatona przypadkowa nie jest, albowiem udzielał się na owych krążkach niejaki Joakim Broden, a tego gościa przedstawiać nie trzeba.

W takim składzie szwedzko - niemiecka koalicja zawitała do Wrocławia, a konkretnie do wrocławskiej Hali Stulecia, która to w swojej długiej historii niejedno już widziała. Od samego początku odniosłem wrażenie, że ludzi na opisywanym koncercie było za mało. Być może miał na to wpływ dzień, w którym odbył się ten gig, a/i może ceny wejściówek, tak czy siak frekwencja była lekko mówiąc średnia. Nie wiem jak pod tym względem prezentowały się pozostałe miasta, które gościły naszych zagranicznych gości, jednakże ja czułem lekki niedosyt. Takie życie.

Nie trudno się domyślić, że całość rozpoczęli krajanie Sabaton’a, czyli wspomniany wyżej Twilight Force. Na scenie pojawili się drudzi i elfy. W te właśnie postacie przebrani byli członkowie tego zespołu. Nie sposób nie domyślić się, że było szybko, melodyjnie i baśniowo. Szkoda, że zabrakło smoka w jakieś formie, bo byłby wypas całkowity. W tym dość krótkim występie setlista TF została niemalże w całości zdominowana przez utwory z ich drugiego i zarazem ostatniego krążka "Heroes Of Mighty Magic" wydanego w 2016 roku. Nie każdy lubi tego typu granie i co najciekawsze często nie chodzi o sam poziom kompozycyjny, lecz o wokal. Mnie, mimo, iż jestem naprawdę wyrozumiały jeśli chodzi o ten aspekt muzyczny, to śpiew niejakiego Chrileon'a troszkę denerwował - za dużo piania, że tak powiem. 6 numerów i po sprawie, rzec by można - publice się podobało, a to dla zespołu jest i oczywiście powinno być najważniejsze.

Bardzo dobrym zjawiskiem odnośnie tego typu muzycznych wydarzeń było to, że we wrocławskiej Hali Stulecia zaobserwowałem dość duży przedział wiekowy wśród uczestników koncertu. Jak się domyślałem, ci starsi fani metalu przyszli oczywiście na występ żywej legendy tego typu grania, czyli niemiecki Accept. Wielu stawiało na nich krzyżyk, jednakże Niemcy powrócili na scenę po kilkunastu latach przerwy krążkiem "Blood Of The Nations" z 2010 roku i od tamtej pory radzą sobie znakomicie. Oczywiście, ja sam też byłem niezmiernie ciekaw ich występu i choć wiedziałem, że nie będą grali nie wiadomo jak długo, oczekiwałem bardzo dobrego występu i moje wymagania zostały jak najbardziej spełnione. Niemieccy weterani sceny zafundowali zgromadzonym troszkę nowości i ciut więcej staroci. Na dobry wieczór poleciało "Stampede" z ostatniego krążka "Blind Rage" z 2014 roku, po czym przeszli do tytułowego "Stalingrad" z 2012. Jak pisałem wyżej, nie zabrakło Acceptowskiej klasyki - "Restless And Wild" z płyty pod tym samym tytułem (1982) oraz "Londond Leatherboys" z "Balls To The Wall" (1983) to kolejne kompozycje zagrane, jak na gigantów przystało, z niebywałą energią i ekspresją. Widać gołym okiem, że zespół jest naprawdę w dobrej formie. Po killerach z lat 80'tych, które nawiasem mówiąc moim zdaniem były najlepsze jeśli chodzi o muzykę rozrywkową, przyszedł czas na powrót do teraźniejszości, a konkretnie do albumu "Blind Rage", tym razem reprezentowanego utworem "Final Journey". Na tej trasie Mark Tornillo i spółka wyraźnie upodobali sobie krążek "Restless And Wild", albowiem z tego właśnie longa zagrali dwa kolejne numery, a były nimi "Princess Of The Dawn" oraz "Fast As A Shark". Wybór z pewnością nie był przypadkowy, ponieważ przez sporą liczbą fanów Accept, to właśnie wydawnictwo uważane jest za najlepszy w ich dorobku. Tego numeru nie mogło zabraknąć i choć Panowie grają go na każdym koncercie odkąd powstał, a było to już 27 lat temu, nigdy się on im ani publiczności nie znudzi. Chodzi tu oczywiście o "Metal Heart" z albumu o tym samym tytule. Co by nie było jest to jeden z heavy metalowych hymnów wszechczasów, który na zawsze został wpisany w panteon, a usłyszeć go na żywo jest nie lada przywilejem i gratką. Jak pisałem wcześniej, szkoda że Niemcy, którzy rozkręcali się z numeru na numer powoli musieli kończyć swój set, albowiem po swoim ultramegahiper killerze zagrali jeszcze dwie kompozycje. "Teutonic Terror" ("Blind Rage" 2014) oraz "Balls To The Wall" ("Balls To The Wall" 1983). Moim skromnym zdaniem organizator mógł dać naszym zachodnim sąsiadom jeszcze jakieś 20 minut, które spokojnie starczyłyby na 2 lub 3 kawałki. Trudno się mówi, takie życie.

Niekwestionowaną gwiazdę wieczoru, czyli Szwedów z Sabaton widziałem już wiele, wiele razy. Pierwszy raz miało to miejsce na festiwalu Masters Of Rock w 2007 roku, gdzie nie byli jeszcze tak znani i grali swój set około godziny 16. Wtedy jeden z członków naszej Mastersowej ekipy (że się tak wyrażę) wypowiedział prorocze słowa, które po dziś dzień mam w mojej pamięci: "zobaczycie, ten zespół za 2 lata, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, będzie kończył festiwale, a co za tym idzie będzie wielką metalową gwiazdą". Tak też się stało. Na koncerty Szwedów przychodzą tłumy i choć albumy nagrywają raz lepsze raz gorsze, to poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Na uwagę zasługuje również fakt, że dzieje się to pomimo zmian personalnych jakie w nim zachodzą. Sabaton odniósł niesamowity sukces, być może większy, aniżeli sami się spodziewali. Śmiem twierdzić, że Joakim Broden, mimo iż jako człowiek jest przesympatyczny i uśmiechnięty, to jeśli chodzi o zespół rządzi twardą ręką. Ludzi przybywało z każdą chwilą, która zbliżała uczestników do koncertu tego jakże popularnego w naszym kraju bandu.

Koncert został zdominowany przez ich ostatnie wydawnictwo, a mianowicie "The Last Stand", które (nie będę ukrywał) do moich ulubionych nie należy. Płyta jest płytą, natomiast wykonanie koncertowe to zupełnie coś innego. Fakt jest następujący, że kompozycje z tego właśnie albumu, jak się okazało, znakomicie bronią się w występie na żywo. Zaczęli z przytupem i to dość konkretnym, mianowicie "Ghost Division", potem "Sparta" i coś o historii Szkocji, czyli "Blood Of Bannockburn". Jak wiemy tematyka utworów Sabaton przestała być tylko tematyką wojenną z okresu II Wojny Światowej, a tyczy się całej militarnej historii świata. Jest to moim zdaniem bardzo dobre posunięcie, gdyż patrząc na to chociażby ze strony fanów zespołu z całego świata, poprzez numery pisane o ich ojczyznach zyskują coraz to nowe grono wielbicieli. "Swedish Pagans", "The Last Stand", "Carolus Rex" to kolejne utwory jakie zabrzmiały we wrocławskiej Hali Stulecia. Patrząc na trasę i na setlisty poszczególnych koncertów zauważyłem pewną prawidłowość połączona ze zdaniem powyżej. Nieco różni się chociażby selista z Polski od tej, jaką wykonują np. w Grecji i jako, że Sabaton tamtego wieczoru gościł w naszym kraju nie mogło zabraknąć i nie zabrakło tych kawałków, które opisują naszą historię. Pierwszym z nich był "Union (Slopes Of St. Benedict)" opowiadający o krwawych walkach jakie toczyli nasi rodacy pod Monte Cassino w 1944 roku. "The Lost Batallion", "The Lion From The North" oraz ciekawie wykonane, bo akustycznie "The Final Solution" były kolejnymi kompozycjami wykonanymi tamtego wieczoru. Jak wspomniałem wyżej odnośników do naszej historii było sporo, a kolejnym z nich był "Uprising" z jednej z moich ulubionym płyt zespołu "Coat Of Arms" z 2010 roku, który to opowiada o Powstaniu Warszawskim. Historia Polski kłania się po raz kolejny poprzez odpowiadający o odsieczy wiedeńskiej mającej miejsce w 1863 roku kawałek "Winged Hussars". Ten pierwej został poprzedzony utworem "Night Witches". Co do wspomnianej bitwy pod Wiedniem, był to jeden z wielu aktów w naszej historii, za które Europa powinna klękać przed Polakami na kolanach i dziękować za ocalenie przed arabską hordą, czego oczywiście nie robi.


Tą kompozycją "zakończyła" się pierwotnie pierwsza część występu Szwedów, jednakże wszyscy wiedzieli, że to nie koniec koncertu i że bez bisów się nie obędzie. Tak też się stało. Na bonus, jakże skoczne, o co zawsze prosi Joakim i oczywiście zawsze jego prośby do publiczności zostają wysłuchane - "Primo Victoria", "40:1" czyli największy polski przebój grupy opowiadający, jak wszyscy zainteresowani wiedzą, o bitwie pod Wizną z 1939, gdzie Wojsko Polskie dowodzone było przez Kapitana Władysława Raginisa. Dwa ostatnie utwory tamtego jakże fantastycznego wieczoru to "Shiroyama" opowiadający o buncie samurajów w prowincji Satsuma w 1877 roku w Japonii, gdzie 300 samurajów stanęło naprzeciwko 30000 armii cesarskiej oraz, ku mojemu zdziwieniu, nie było to jak dotychczas "Metal Crue". a "To Hell And Back" z krążka "Heroes" z 2012 roku. Nie będę ukrywał, że ten wybór troszkę mnie zawiódł, gdyż myślałem że tradycji stanie się zadość. Tak czy inaczej Sabaton po raz kolejny zagrał znakomity występ. Joakim przez te wszystkie lata wyrósł na zwierzę koncertowe i gdziekolwiek Szwedzi by nie grali, to zawsze ma znakomity kontakt z publicznością. Nie inaczej było i tym razem.


Każdy z zespołów mających zaszczyt wystąpić przed wrocławską publicznością zaprezentował się co najmniej dobrze - to jeśli chodzi o Twilight Force, natomiast występy Accept i Sabaton to zupełnie inna liga koncertowa. Jest to po prostu potęga. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że owe bandy po prostu złych koncertów nie grają, bo z takim repertuarem po prostu się nie da.

Reasumując bardzo udany wieczór. Dziękuję za uwagę.

Organizator: Wrockfest. Miejsce: Wrocław, Hala Stulecia.


Ocena szkolna: 5.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły