Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Wywiady :

Luźna rozmowa z Shanem Embury z Napalm Death

Shane Embury z Napalm Death to człowiek instytucja. Przez ostatnie ćwierć wieku stał się jednym z najważniejszych współtwórców sceny muzyki ekstremalnej i alternatywnej. Kilkadziesiąt nagranych płyt i co najmniej dwa pokolenia entuzjastów jego bogatej i gatunkowo niezwykle zróżnicowanej twórczości. O nowej płycie Napalm Death, starych czasach, czy wreszcie o życiu i sprawach ogólniejszych rozmawialiśmy po krakowskim koncercie Napalm Death 22 stycznia.
DarkPlanet: Byłeś w Polsce już kilkanaście razy. Zachowałeś jakieś wspomnienia z poprzednich wizyt?

Shane Embury: Nie ma tego zbyt wiele. Pamiętam, że po koncercie bodajże w 1992 roku byliśmy na basenie z gośćmi z Obituary (śmiech). Gramy koncert, po czym trzeba jechać dalej, zawsze brakuje czasu by zobaczyć coś więcej. Koncerty natomiast zawsze były bardzo dobre, ludzie dla nas przyjaźni i entuzjastyczni. 

DarkPlanet: Szkoda. Kraków to interesujące miejsce.

Shane Embury: Niestety. Przyjechaliśmy dzisiaj, jutro rano musimy ruszać dalej.

DarkPlanet: Nowa płyta Napalm Death zbliża się wielkimi krokami. Czego możemy się spodziewać po "Time Waits For No Slave"?

Shane Embury: Myślę, że ten album jest cięższy od poprzedniego, również pod względem brzmieniowym. Muzycznie jest nieco szybciej, choć nie brakuje też gdzieniegdzie zwolnień i cięższych partii. Jeśli podobało Ci się kilka ostatnich płyt powinieneś polubić nasz nowy materiał. Ludzie mówią, że jest on inny. Nie wiem, trudno mi tak przeanalizować nasze nagrania.

DarkPlanet: Znajdziemy tam coś równie zaskakującego jak np. gościnny udział Anneke z The Gathering na "Smear Campaign"?

Shane Embury: Nie. Barney próbował tym razem nowych wokali, w kilku miejscach zaśpiewał nieco inaczej niż to robił dotychczas. Spróbowaliśmy kilku eksperymentów z gitarami, chociaż melodia to może nie jest najlepsze słowo. Prawdę powiedziawszy nie zastanawiam się nad tym. Kiedy piszę nowe utwory nie skupiam się na tym by wprowadzać coś zaskakującego. Zwyczajnie pracuje nad nowym materiałem. Wszystko wychodzi później, gdy materiał jest gotowy i trafia do osób, które go słuchają. Ja osobiście jestem zadowolony.  

DarkPlanet: Czy produkcją, podobnie jak na poprzednich płytach zajął się Russ Russell?
 
Shane Embury: Tak. Myślę, że wykonał bardzo dobrą pracę. Z każdą płytą pracuje się nam coraz lepiej. Wiesz, dziennikarze czasem odlatują na tym punkcie i nie wiesz czego się możesz spodziewać.

DarkPlanet: Sądząc po wynikach jego pracy wydaje mi się, że Russ jest wręcz stworzony do pracy z Napalm Death.

Shane Embury: Zdecydowanie. Od kilku lat jesteśmy blisko, Russ jest naszym bardzo dobrym kumplem, świetnie nas rozumie i wie doskonale do czego dążymy. To bardzo pomaga. Wiesz, ja i Russ mamy te same znaki zodiaku (śmiech). Nie wiem wprawdzie czy to ma jakieś znaczenie, ale myślimy podobnie i potrafimy szanować naszą pracę.

DarkPlanet: Czy możesz porównać "Time Waits For No Slave" do wcześniejszych płyt Napalm Death? 

Shane Embury: Myślę, że jest podobna do "Smear Campaign". Więcej tu jednak chyba hałasu i cięższych fragmentów, które skomponował Mitch. Wydaje mi się również, że jest bardziej chwytliwa. Mimo to postawiłbym te dwie płyty obok siebie. "Time Waits For No Slave" to w jakimś sensie naturalna kontynuacja tego, co zrobiliśmy na "Smear Campaign". Takie zestawienie ma dla mnie sens.

DarkPlanet: Od drugiej połowy lat 80  kierujesz jednym z najbardziej wpływowych zespołów w historii muzyki ekstremalnej. Dziś, kiedy twoja pozycja i wkład nie mogą być podważane, czy nadal masz ambicję i chęć stworzenia raz jeszcze czegoś  co byłoby równie inspirujące?

Shane Embury: Mam nadzieję, że muzyka, którą robimy jest nadal wpływowa. Ludzie mówią nam, że cały czas tak jest. To bardzo miłe słyszeć takie głosy. Staramy się być jednak innowacyjni wobec samych siebie, nie chcemy powtarzać tego, co już zrobiliśmy wcześniej. Być lepszym, stale się poprawiać - w tym widzę trzon inspirującej muzyki. Pochlebne opinie na temat tego, co robisz są miłe, ale też zobowiązujące. Myślę że muzycznie mamy jeszcze sporo do zaoferowania. Nie trzymamy się kurczowo schematów, próbujemy raczej szukać nowych rzeczy, tu i ówdzie eksperymentować.

DarkPlanet: Podczas gdy grind core jest bardzo hermetycznym środkiem wyrazu, który szybko może wykorzystać swój potencjał, Napalm Death stale definiuje nowe kierunki w muzyce ekstremalnej. Skąd wobec tego czerpiesz inspiracje? 

Shane Embury: Wiesz, Mitch na przykład nie słucha w zasadzie niczego nowego. To pomaga, dzięki temu stale pozostajemy blisko tego, co nas inspirowało wiele wiele lat temu, blisko zespołów, których dzisiaj już prawie nikt nie słucha. Osobiście lubię szukać nowych rzeczy, chcę się orientować w tym co dzieje się w muzyce. Myślę że to równie ważne i pożyteczne. Nie mamy nigdy jakiegoś planu generalnego, gdy piszemy muzykę. Nikt nie mówi na początku jak co ma wyglądać czy zabrzmieć. Mamy ten komfort że pracujemy razem od wielu lat, ufamy sobie. Gdybyśmy byli młodsi brakowałoby nam być może pewności. Dziś łatwiej nam stworzyć, coś co inni natychmiast rozpoznają jako Napalm Death. Przy ostatniej płycie pracowało około 20 osób i to było bardzo dobre. Robimy cały czas to, co kiedyś. Trzeba czerpać satysfakcję ze swojej pracy, przeciwnie wydawałaby ona kiepskie owoce.

DarkPlanet: Odkąd pamiętam w Napalm Death zawsze wspieraliście anty-faszystowskie organizacje, Barney aktywnie działa na rzecz praw zwierząt. Osobiście nie potrafię myśleć o tym zespole z wyłączeniem waszej poza muzycznej aktywności. Myślisz że muzyka ekstremalna może zmieniać nastawienie ludzi względem współczesnych kwestii i problemów?   

Shane Embury: Nie wiem, to trudne pytanie. Teksty zawsze były dla nas bardzo ważne. Mam nadzieję, że ludzie czytając je mogą znaleźć w nich coś dla siebie. Wierzę że teksty powinny mieć jakiś sens. Nie da się tak wprawdzie zmienić świata, ale być może chociaż w ten sposób można czerpać inspirację. Cieszę się jeśli tak jest z Napalm Death, jeśli ludzie wiedzą o czym mówimy. Świat jest wielki, trudno zmienić każdego. Nie chcę więc być kaznodzieją i uczyć innych. Każdy może poznać nasze teksty i w jakiś sposób z nich skorzystać. To chyba jedyna rzecz jaką my możemy zrobić. 

DarkPlanet: Co oznacza dla ciebie "muzyka ekstremalna"? Przekraczanie sonicznych granic? Wierzę że muzyka to nie tylko dźwięki, ale również konkretna postawa. Czym jest wobec tego dla ciebie ekstremalność w takim kompleksie znaczeń?   

Shane Embury: Grind core to chyba nawet bardziej postawa, niż sama muzyka. Muzyka jest ważna, ale funkcjonuje również określone nastawienie do pewnych wartości. Myślę że jako zespół hołdujemy pewnym wartościom. Chcemy grać intensywną muzykę i jednocześnie zachowywać odpowiednie podejście do niej. Dzięki temu możesz uniknąć niebezpieczeństw, którym ulegają inne zespoły grające również intensywnie, ale jednocześnie nazbyt czysto czy precyzyjnie. Każdy dzień to też inne emocje, także kiedy jesteś w zespole i wchodzisz na scenę.

DarkPlanet: Wydaje mi się, że zawdzięczasz dużo czasom i miejscom, w których dorastałeś jako muzyk. Ówczesna angielska scena była zdominowana przez hard core i crust, grind core i death metal wypłynęły dopiero w połowie lat 80.

Shane Embury: Pochodzę z bardzo małego miasteczka w środkowej Anglii, niedaleko Birmingham, jakieś 40 mil. Miałem wówczas kilku przyjaciół, z którymi słuchaliśmy ostrej muzyki. Nikt nie podzielał naszych zainteresowań, dlatego aby zobaczyć zespoły musiałem daleko jeździć do większych miast. Nie było to wówczas łatwe. Było nas ledwie 2-3, więc czuliśmy się nieco odizolowani. Dziś ciężka muzyka jest dużo bardziej popularna, niż wtedy. Pamiętam, że inne dzieciaki śmiały się z nas i mówiły „wasza muzyka jest gówniana”. Zaczynałem od Venom, ale mój dobry kolega, który słuchał punka zainteresował mnie punkiem. Gdy więc poznałem punka zdałem sobie sprawę, że ta muzyka jest bardzo podobna do tego, czego słuchałem wcześniej i na czym się faktycznie wychowałem. Zacząłem słuchać Expolited, GBH, Discharge i tego typu zespołów. Jeździłem do Newcastle czy później do Birmingham, gdzie wówczas grał Napalm Death, Heresy, Concrete Sox. To był chyba 1986. W klubie Mermaid poznałem masę zespołów i osób. To było świetne miejsce, grało tam wiele zespołów - Sacrilege, DRI, Antisect, Chaos UK i wiele innych. Mermaid było również dla nas wszystkich dobrym miejscem spotkań. Dziś mieszkam jakieś 10 minut od Mermaid. Teraz jest tam indyjska knajpa (śmiech). 

DarkPlanet: Zaczynałeś jako perkusista. Dlaczego zacząłeś grać na basie?

Shane Embury: To Napalm Death zrobili ze mnie basistę (śmiech). Pierwotnie miałem grać na gitarze, po odejściu Justina poprosili mnie bym zajął jego miejsce. Ostatecznie jednak zrobił to Bill z Carcass, a ja dołączyłem zaraz potem jako basista. Teraz jestem zbyt leniwy żeby wrócić do gry na perkusji.

DarkPlanet: Jest dla mnie fenomenem, że Napalm Death wydał tylu znakomitych twórców muzyki alternatywnej - Justina Broadricka, Nika Bullena, Micka Harrisa wraz z ich licznymi zespołami i projektami, nie mówiąc już o Meathook Seed czy Blood From The Soul. Potrafisz to wyjaśnić? Być może grind core jest mieszanką, która w naturalny sposób prowadzi do innych form muzycznej ekspresji?  

Shane Embury: Coś w tym jest. Prawdą jest również, że wszyscy w Napalm Death słuchali bardzo różnej muzyki, dlatego było chyba naturalnym, że każdy chciał spróbować czegoś innego. Justin był wielkim fanem muzyki, kochał Killing Joke. Zawsze chciał stworzyć coś nowego. Mickey interesował się agresywnym techno, drum'n'bas czy ambientem. Myślę że był to dla nich naturalny kierunek. Sam gdybym nie dołączył do Napalm Death pewnie grałbym nieco inną muzykę. Tak czy inaczej mam wiele różnych projektów, które mnie rozmaicie zajmują.

DarkPlanet: Jak to się stało, że dołączyłeś do Napalm Death w 1987, zaraz po nagraniu "Scum", a nie rok wcześniej, w czasie nagrań strony B tej płyty? 

Shane Embury: Nik Bullen, oryginalny wokalista poprosił mnie o to i w rzeczywistości dołączyłem już wtedy do Napalm Death, ale byłem bardzo młody i chyba straciłem wówczas trochę zapału i chęci, dlatego do zespołu dołączył Bill. Utwór "Practice What You Preach", który trafił na drugą płytę Napalm Death "From Enslavement To Obliteration" napisałem właśnie w tamtym czasie, pomiędzy nagraniem strony A i B "Scum". 

DarkPlanet: W podziemiu krąży od lat cała masa bootlegów z materiałem poprzedzającym "Scum". Nie myślałeś żeby wypuścić te kawałki na jakiejś kompilacji?

Shane Embury: Wydaje mi się, że Nik to kiedyś wyda, ja na pewno tego nie zrobię. On posiada oryginalne nagrania, więc być może wypuści to w mojej wytwórni (FETO Records, przyp. Bonny) o czym już kiedyś rozmawialiśmy. Prawdopodobnie będę się z nim widział w tym miesiącu, zapytam go o to.

DarkPlanet: W 2006 Earache wypuściło  specjalne wydanie Scum z okazji 20 rocznicy premiery tego albumu wzbogacone o materiał dokumentalny na temat tamtego okresu. Czy to prawda, że tylko Mick Harris zgodził się wziąć w tym udział, a reszta muzyków nagrywających "Scum" odmówiła?  

Shane Embury: Tak. Nik i Justin nigdy nie dostali od Earache żadnych pieniędzy za "Scum", więc to olali. Lee zrobił dokładnie to samo. Mimo że na przestrzeni tych lat wiele ludzi miało złe doświadczenia z Earache, to Mickey chcąc chyba pomóc Earache był jedyna osobą, która zgodziła się wziąć w tym uczestniczyć. Ja ostatecznie nie brałem udziału w nagraniach "Scum", więc nikt mnie o to nie prosił.

DarkPlanet: Minęło przeszło 20 lat odkąd dołączyłeś do Napalm Death i ponad 25 jak jesteś aktywny na scenie. Nie myślałeś kiedyś by dać sobie z tym spokój i zająć się czymś innym?

Shane Embury: Nigdy nie brakowało ciężkich chwil, dla mnie samego, jak i dla zespołu. Takie jest życie. Trzymamy się jednak razem i dlatego udaje się nam ciągnąć ten wózek, mimo że czasem ludzie uważali, że powinniśmy przestać to robić. Dzięki temu nawet w mrocznych momentach udało się nam przetrwać. Był czas, że byliśmy całkowicie bez pieniędzy, ale upór i chęć przetrwania się nam opłaciły (śmiech).

DarkPlanet: Byłeś bądź nadal jesteś związany z wieloma zespołami. Jak znajdujesz czas na układanie nowych kawałków, próby, koncerty i wreszcie na bycie w tym samym czasie podporą i głównym kompozytorem w Napalm Death?

Shane Embury: Wiesz, utwory i pomysły zapisuję, gdy jestem w domu. Korzystam z wolnego czasu, gdy nie ma mnie na scenie. Robienie muzyki sprawia mi wielką przyjemność, również z przyjaciółmi. Lubię spędzać czas w ten sposób. Mam teraz nowy heavy metalowy projekt.

DarkPlanet: Powiedź coś więcej na ten temat.

Shane Embury: Nazywa się Absolute Power. Prowadzę go z moim przyjacielem, producentem m.in. płyt Paradise Lost Simonem Efemy, który tutaj jest wokalistą. Muzycznie to klasyczny heavy metal z lat 80. Gram na basie, nagrałem również kilka ścieżek gitary. Na naszym profilu MySpace możesz zapoznać się z tym projektem: www.myspace.com/absolutepoweruk

DarkPlanet: Chciałbym cię teraz zapytać o Blood From The Soul. Gdy rozmawialiśmy kilka lat temu powiedziałeś mi, że planujesz nagranie drugiego albumu, wespół z Mirai z Sigh. Czy to nadal aktualne? Czego możemy się spodziewać po nowym materiale? 

Shane Embury: Tak, to aktualne. Rozmawiamy o tym, ale obaj jednak jesteśmy bardzo zajęci. To będzie coś zupełnie innego od pierwszej płyty. Coś pomiędzy Coil a muzyką ze starych horrorów. Teraz mamy już trochę materiału, mniej więcej cztery gotowe utwory, potrzebujemy tylko czasu, żeby to ukończyć. Mirai mieszka w Japonii, ja jestem tutaj, więc to trochę trudne dla nas, by dokładnie przedyskutować idee jakie mamy. Mam nadzieję, że podczas mojego najbliższego pobytu w Japonii uda się nam dokończyć ten album. Jako że muzyka będzie się bardzo różnić od tego, co było na pierwszej płycie, to nie wiem, co ludzie będą o tym sądzić. Uznałem jednak, że dobrze będzie zachować starą nazwę, którą bardzo lubię. Kiedy wrócę do domu może wrzucę na MySpace jeden nowy kawałek.

DarkPlanet: Następne pytanie jest może nieco przewrotne. Czy nadal potrafisz słuchać starych zespołów z takimi samymi emocjami jak kiedyś, gdy byłeś nastolatkiem? Czasem wydaje mi się, że w muzyce, której kiedyś słuchaliśmy, dzisiaj jest więcej sentymentów, niż rzeczywistej jakości.

Shane Embury: I tak i nie, to zależy od nastroju. Kiedy wypiję kilka piw zawsze lubię posłuchać "Heaven And Hell" Black Sabbath i pomachać głową przy "Neon Knights". Kocham ten kawałek. Wiele starych utworów ma dla mnie szczególną wartość. Mimo że nie zawsze mam na nie ochotę, to lubię czasem się przy nich poczuć tak jakbym znowu miał 18 lat, mimo że już tak nie jest (śmiech). Tak czy inaczej nadal lubię wracać do starej muzyki.

DarkPlanet: Mógłbyś w kilku słowach scharakteryzować Dannego, Mitcha i Barney'a?

Shane Embury: Danny nie zawsze słucha, co się do niego mówi, ale z pewnością ma złote serce, jest dobrym duchem. Mitch świetny kumpel, który ma wybuchowy charakter. Barney to najbardziej rozsądny człowiek w zespole, zawsze bierze dwa prysznice na dzień.

DarkPlanet: A co powiesz o sobie?

Shane Embury: Przez całe życie mówię, że coś zrobię i na ogół tego nie robię. Gdy przychodzi jednak czas na tworzenie muzyki jestem zawsze szalenie zmotywowany. W innych sytuacjach jestem leniwy i nigdy nie mogę doprowadzić do końca tego, co zaplanowałem, np. nauczyć się prowadzić samochód albo schudnąć. 

DarkPlanet: Wobec tego to muzyka jest chyba sensem twojego życia.

Shane Embury: Zdecydowanie! Dobra i zła (śmiech).

DarkPlanet: Ostatnie pytanie może się wydać ci nieco niepoważne, ale nic to. Powiedz Shane jaka jest twoja największa wada?

Shane Embury: Lubię się napić i za dużo zjeść. Czasem zdecydowanie za dużo imprez i szaleństwa. To chyba wszystko, proste nieprawdaż? Mam już swoje lata, powinienem uważać na siebie, bo nigdy nie wiesz, co może cię spotkać.  

DarkPlanet: Dzięki za rozmowę! Jeśli chciałbyś coś dodać do tego co wyżej to ostatnie słowa należą do ciebie.

Shane Embury: Również dziękuję za twój czas i wywiad. Dzisiejszy koncert był bardzo dobry, było naprawdę gorąco. Mam nadzieję, że pod koniec roku znowu przyjedziemy do Polski. W lutym wychodzi nasza nowa płyta, więc liczę, że wtedy zagramy więcej nowych utworów. Dzięki.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły