Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

John Frusciante - The Empyrean

Na nową płytę Johna Frusciante czekałem z dużą niecierpliwością i jeszcze większym niepokojem. Bo jak to zwykle bywa przed pewnymi artystami poprzeczkę stawia się dość wysoko. Z drugiej zaś strony czy nie za dużo wymaga się od osoby, która jeszcze w połowie lat 90 była bliższa śmierci niż scenie muzycznej i kolejnym trasom koncertowym? Czy nie dają znać o sobie moje wygórowane, muzyczne oczekiwania?

Na dobrą sprawę to należy jest się cieszyć, że John Frusciante jest nadal wśród żywych. Kiedy 7 maja 1992 roku, opuścił Red Hot Chilli Peppers i zaczął intensywnie zażywać narkotyki, zapewne wiele osób zadawało sobie pytanie "ile czasu ten facet jeszcze pociągnie?". A, że udało mu się bardzo długo, najlepszym dowodem niech będzie - "The Empyrean".

Najnowszy, dziewiąty już studyjny album Frusciante nie przynosi jakiś szczególnych zmian stylistycznych - John pozostał nadal sobą - szlachetnym nudziarzem, z przebłyskami romantyzmu. To bardzo spokojny, wyciszony krążek. Wypełniony niemalże w całości rockowymi balladami, do jakich artysta przyzwyczajał nas przez lata, swoimi solowymi albumami. Kompozycje sprawiają wrażenie nagranych z marszu. Odznaczają się dość luźną formą. Często ma się nieodparte wrażenie, że niektóre utwory ciągną się w nieskończoność, jak chociażby zamykający płytę utwór "After The Ending". Podobnie jest we wspaniałym, blisko dziesięciominutowym "Before The Beginning". Na pierwszym planie oczywiście gitara Frusciante - leniwie zawodząca słuchacza, z lekko psychodelicznym pomrukiem, brudna, niedostrojona, a przy tym na tyle charakterystyczna, by nie pomylić jej z żadną inną. Odnajdziemy tu także kilka numerów o bardziej rozbujanej formie, gdzie ewidentnie słychać echa ostatniego albumu Red Hot Chilli Peppers, chociażby w takich utworach jak - "Unreachable" i "Central". Ktoś, kto jednak nigdy nie był zwolennikiem długich, trochę monotonnych kompozycji, delikatnych, rozmytych aranżacji i niezwykłej pasji bijącej z każdego dźwięku, zapewne nie zrozumie tej płyty. Nie ma tutaj przekłamanych nut. John na "The Empyrean" zawarł chyba całą swoją muzyczną wrażliwość.

I choć Johna Frusciante zna chyba każdy fan muzyki rockowej, to słuchaczy bardziej elektryzują dokonania jego macierzystej formacji, czyli Red Hot Chilli Peppers, aniżeli jego solowe "wybryki". A, szkoda tutaj także można odnaleźć cała masę niebanalnych dźwięków. Piękny to album, oby więcej takich płyt.

Tracklista:

01. Before The Beginning
02. Song To The Siren
03. Unreachable
04. God
05. Dark/Light
06. Heaven
07. Enough Of Me
08. Central
09. One More Of Me
10. After The Ending
11. Today (Bonus Track)
12. Ah Yom (Bonus Track)

Wydawca: Record Collection (2009)

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar