Ostrzyłem sobie ząbki na ten krążek.
Trudno żeby było inaczej po znakomitym krążku "Dark Ages",
który przywrócił mi wiarę w twórczy kunszt
Maxa Cavalery, kolejny album miał tylko potwierdzić klasę
Soulfly. Miało być miło. A jaki rzeczywiście jest ostatni album
tej formacji?
"Se Dice Bisonte, No Bufalo" Omara
Rodrigueza to bardziej podręcznik gitarowej ekwilibrystyki aniżeli płyta do słuchania. Już samo nazwisko autora - jednego z największych obecnie wirtuozów gitary - jest tego
najlepsza gwarancją. Cenię sobie twórczość The Mars Volta i
z miłą chęcią napisałbym coś dobrego o płycie, jednego z
głównych ogniw tego zespołu, ale tym razem nie mogę.
Dawno, dawno temu, gdy mój światopogląd muzyczny ograniczał się do 10 kapel, usłyszałem u kolegi właśnie "Roots". Pamiętam, że nawet otwierasący płytę "Roots Bloody Roots" mi się nie podobał. Kilka lat potem, gdy horyzont muzyczny sie poszerzył i usłyszałem inne płyty Sepultury - "Beneath The remains", "Arise" i "Schizophrenie", to "Roots" nadal mi sie nie podobało. Pradokslanie ostatnia ponnałem "Chaos A.D.", która wnosiła bardzo wiele nowego do muzyki i wizerunku zespołu. Choc to było granie nie w moim guscie to doceniłem. A "Roots", następny krążek zespołu, wciaż mi sie nie podobał. I nie podoba się do dziś.Sumo666 : Powiem tak - nie wiem jak ta płyta może się podobać :P Wiem wiem mo...
Eldarion : W Roots chodziło o to, by odejść jeszcze bardziej od metalowego schem...
amorphous : Cała ideą tej płyty jak tytuł wskazuje było granie etnicznie i do teg...
Z cyklu "Szef kuchni poleca" chciałbym zaprezentować na łamach DarkPlanet trzeci album bardzo niedocenionej i chyba zapomnianej, francuskiej formacji Loudblast. Wcześniej kapela zwróciła uwagę krytyki albumem "Sensorial Treatment" prezentującą raczej thrash/deathmetalowe oblicze. Ta właśnie etykieta okazała się byc przekleństwem dla tego zespołu i drugi album grupy przeszedł bez echa. Dopiero wydany w 1993 roku "Sublime Dementia" wybudził media ze śpiączki i zasygnalizował, że Francuzi mocno się rozwinęli i z thrash metalem mają niewiele współnego.
Kiedyś wielce cenieni, gwiazdy - dziś zapomnieni. Szwajcarski Messiah swojego czasu wydawał naprawdę wartościowe albumy i był powszechnie cenioną formacją. Gdy wydawali trzeci album "Choir Of Horrors" w mediach były same ochy i achy, a Szwajacarzy byli gwiazdami koncertów i festiwali. Zaledwie rok potem ukazał sie album, który źle przyjęty przez krytykę pogrążył formację, która w efekcie już się nie podniosła. Szkoda, bo "Rotten Perish" to naprawdę dobry album.
Czasem, w związku ze powrotem na scenę, przypominamy sobie o zespołach, które kiedyś były liczącym się reprezentantem sceny, a potem poszły w niepamięć. Thrashmetalowy Heathen na papierze był drugoligowcem. Ale tylko na papierze. Formacja ewidentnie trafiła na okres prosperity death metalu, kiedy thrash wydawał sie być przeżytkiem. "Victims Of Deception" napotkał jeszcze jedna przeszkodę - Metallica wydała swój "czarny album" obalając nim thrashowe ideały na rzecz bardziej piosenkowych form. Jak więc miała zaistnieć formacja, która na swoim drugim albumie hołduje raczej rozbudowanym formom?
No i oto mamy pierwszy album Napalm Death nagrany bez zmarłego w 2007 roku Jesse Pintado. Trudno jest mi odpowiedzieć, czy "Time Waits For No Slave" znacząco różni się od ostatnich dokonań tej formacji, gdyż ich po prostu nie słyszałem. Prawda jest jednak taka, że jeśli ktoś ceni Brytyjczyków za takie albumy jak "Harmony Corruption" lub "Fear Emptiness Despair" to będzie miał trudny orzech do zgryzienia.
Nigdy nie byłem fanem Sepultury i chyba nigdy już nim nie zostanę. Edukację muzyczną związaną z Brazylijczykami zakończyłem na "Against" kiedy to Derrick Green objął stanowisko gardłowego. Dalszy rozwój Sepultury znam jedynie z pojedynczych utworów potwierdzających marną formę zespołu. "A-Lex" jest za to pierwszym albumem nagranym bez żadnego z braci Cavalera, zaś jedynym oryginalnym członkiem jest basista Paulo Jr. Pod wodzą Andreasa Kissera grupa wzięła na tapetę "Mechaniczną Pomarańczę" Anthony'ego Burgessa i na jej podstawie stworzyła album konceptualny. Nie łudziłem się, że usłyszę Sepulturę w dobrej formie, ale znalazło kilka elementów, które mnie pozytywnie zaskoczyły.
Komentarze rob1708 : wlasnie slucham MORBID VISION ale z ciekawosci sprawdze ta najnowsza SEP...
zsamot : Album monument- ciekawy, ale trudny, Pięknie wydany, wokal- taki miał Ma...
Sumo666 : Dali by sobie loose w koncu :( kolejne gowno :(
Na najnowszy krążek Combichrist czekałem z napięciem. Szczególnie po ostatnich, niezbyt udanych poczynaniach projektu. I przyznam szczerze... zawiodłem się na całej linii.
Komentarze Adnistral : Ja powiem tak że nie za bardzo potrafię podchodzić krytycznie do COmbi...
Lupp : Płyta nie jest dobra, niestety. Piszę niestety, bo lubiłem dotąd CCh, a k...
Nenar : To ja dorzucę od siebie swoje 5 groszy ... z recenzji naprawde niewiele się...
W ostatnim czasie w kręgach mrocznej muzyki w całej Serbii następują pewne zmiany. Mogą być to początki renesansu, jako, że scena ta wyrosła na zdrowych (podziemnych) fundamentach, choć w oczach opinii publicznej widziana jest raczej jako nastoletnia społeczność goth/metal/emo będąca raczej przedmiotem żartów krajowych koneserów muzyki dark.
Początek roku, a my już atakowani jesteśmy przez legendy - Napalm Death, Kreator, Sepultura, Cannibal Corpse czy Seance. Pośród tych tuzów dosyć niepostrzeżenie wtargnął death/grindowy Cattle Decapitation. Choć nigdy nie słyszałem tego zespołu, to zdążyłem się naczytać opinii, że każda kolejna płyta tego zespołu posiadała nieciekawe brzmienie. Ciężko jest coś zweryfikować dopóki się człowiek sam nie przekona, więc "The Harvest Floor" nie mogło zostać przeoczone. I dobrze, że nie przeoczyłem, bo rzeźnicy dostarczyli kawał dobrego łojenia.
Komentarze Harlequin : Też sie bardzo pozytywnie zaskoczyłem. Brzmienie ? mam wrażenie ze...
Pomimo,
że Kreator powrócił do korzeni i znowu gra death metal, to nie sposób
oprzeć się wrażeniu, że ostatnie albumy grupy były bardzo rzemieślnicze
i nie miały w sobie świeżości. Gdy "Hordes Of Chaos”"po raz pierwszy
trafił do mojego odtwarzacza złapałem się za głowę i zacząłem bluzgać.
Co to ma być? Brzmienie dziwne, cukierkowate, bardzo melodyjne partie
gitar, brakuje mięcha, kawałki proste i grane na jedno kopyto. Byłem
rozczarowany, ale taki stan rzeczy zaintrygował mnie. Powróciłem do
krążka i na buźce zamiast podkówki zagościł banan.
Komentarze shadowhall : mi się podoba, różni się od wczesniejszych krążków trochę inn...
Harlequin : płytka wciąga :) krótko, zwięźle i na temat :) powiedzmy że "metal...
amorphous : No to muszę posłuchać.
Ostatnie lata pokazały niejednokrotnie, że powroty na scenę mogą być sensowne. Wystarczy wspomnieć tylko o Exodus, Suffocation czy Cynic, aby to potwierdzić. Jednym z takich zespołów jest szwedzki, death metalowy Seanse, który na początku lat 90 wydał dwa albumy i w pewnych kręgach dorobił się opinii najbrutalniej grającego zespołu. Pod koniec tysiąclecia grupa zawiesiła działalność by teraz powrócić na scenę. Z twórczością Seance nigdy nie miałem większego styku, więc patrzyłem na "Awakening Of The Gods" z optymizmem.
Przez 4 lata dojrzewał słoweński band - Noctiferia - do swojej
szalonej, ale jakże trafnej decyzji - "Panowie jak eksperymentować, to
na maksa!". Tak oto narodził się skrajnie inny od poprzednich krążek "Slovenska Morbida", łączący w sobie black metalowe wokale, industrialne tła, oraz typowo symfoniczne zabiegi. Gdyby na tym
kończyła się lista składników tego już nie tak świeżego materiału to
mógłby się on dorobić w moich oczach statutu rewelacji. Niestety z
jakiś niezrozumiałych dla mnie powodów Noctiferia pokusiła się jeszcze
o dodanie w niektórych utworach typowo folkowych partii wokalnych a w
dodatku wykonywanych przez kobietę. Oczywiście nic nie mam przeciwko
płci pięknej, ale jakoś te wokalizy zupełnie do mnie nie przemawiają.
Tak czy owak otrzymujemy album naprawdę dobrze wykonany, stanowiący
kolejny krok na muzycznej ścieżce eksperymentów słoweńskiej Noctiferii.
Zanim Noctiferia wydała swój pierwszy długogrający album musiało minąć trochę czasu. Choć grupa do aktywnych należała już we wczesnych latach 90 to "Per Aspera" ujrzała światło dzienne dopiero w 2002 roku, co moim zdaniem wyszło formacji na zdrowie. Dość długi staż na scenie, zażyłości między członkami Noctiferii oraz ogromny zasób doświadczenia zaowocował w tym przypadku kawałem dobrego melodycznego death metalu. Przysłuchajmy się, zatem twórczości słoweńskich wirtuozów gitar.
Droga prowadząca ku ukazaniu się oficjalnego, pełnowymiarowego debiutu Żywiołaka, była długa i kręta. Mimo że
w ciągu ostatnich dwóch lat zetknięcie się z muzyką formacji nie stanowiło problemu (liczne koncerty oraz utwory
do pobrania za darmo z sieci), to dopiero niedawno, dokładniej 20 grudnia 2008 roku "Nowa Ex-Tradycja" ujrzała
światło dzienne. Przewrotny tytuł płyty nie tylko nawiązuje do tematyki, ale zaznacza też fakt, iż na krążku
znalazły się utwory i nowe, i stare - znane z dema "Żywiołak" czy maxi singla "Muzyka psychodelicznej świtezianki" - lecz w odświeżonym brzmieniu.Procella : Też chętnie wybrałabym się na koncert, bo płyta jest świetna, a...
black_heart : Mówiąc krótko i treściwie - jak będzie w pobliżu koncert, chętnie...
LadyWitch : Mówiąc krótko i treściwie - jak będzie w pobliżu koncert, chętnie...
No i dostaliśmy trzeci album mieleckiego Stillborn. Jest to o tyle dziwny krążek, że opatrzony został podtytułem "Tribute To Unholy Metal". Na płytę trafiło 9 kompozycji, z czego tylko pięć to autory własnego autorstwa, zaś pozostałe 4 to covery Running Wild, Hellhammer, Sarcofago oraz Piledriver. To co od razu rzuca się w uszy to potężne brzmienie. Black/death metal
w wykonaniu tego kwartetu brzmi naprawdę masywnie i miażdżąco. Co
więcej - przy takiej intensywności instrumenty brzmią nadzwyczaj
selektywnie, choć nie da się ukryć, że to sekcja rytmiczna jest tu
prominentnym narzędziem destrukcyjnym. Szczególne brawa należą się tu
perkusiście.
Męcząca, pełna poniżeń droga krzyżowa Marilyn Mansona dobiegła końca. Zejście z krzyża, zrzucenie z siebie grzechów i brudów przeszłości i wygojenie ran zajęło muzykowi trzy lata. Przez tek okres Manson skierował swoje zainteresowania na wydawałoby się nowy obszar - Stary Kontynent, a dokładniej mówiąc - przypadający na lata 20/30 XX w. dekadentyzm. Wystylizowany na niemieckiego burżuja odrzucającego świadomie mieszczańskie zasady i moralność, z nowym kompozytorem u boku przygotował mizerny wizualno-muzyczny spektakl jednego aktora, z wszelkimi tego konsekwencjami.
Taki powrót po jedenastu latach milczenia... Powrót do pustego domu, jako że trip-hop umarł, zakatowany licznymi - czasem dobrymi, częściej miernymi naśladownictwami... Ale to powrót na tak zwane "stare śmieci", może nie w stylistyce bo starego brzmienia tutaj nie znajdziemy, ale na pewno w klimacie - pełnym mroku, niepewności, rozczarowania...
Komentarze Harlequin : Bardzo dobra i bardzo trafna recenzja. Nie uważam, zeby ten album był sł...
The Arson Project to nowa, grindocorowa, szwedzka formacja, która w ubiegłym roku debiutowała EPką "Blood And Locusts". Szybko zaczęto porównywać formację z Nasum i Pig Destroyer i jak się okazuje nie są to bezpodstawne opinie. "Blood And Locusts" to zaledwie kwadrans muzyki zamkniętej w 10
kawałkach. W tych utworach słychać dzikość i prostotę Nasum,
intensywnosć Pig Destroyer i ciężar znany z twórczości Rotten Sound.
Pod względem brzmienia Szwedzi przypominają właśnie trzecią z tych
formacji, ale od strony muzycznej już niekoniecznie.

