
The Blood Divine powstał w 1995 roku, po odejściu Paula Allendera i braci Ryan z Cradle Of Filth. Dołączył do nich Darren White, który właśnie opuścił Anathemę, a skład uzupełnili Steve Maloney na basie i William Sarginson z December Moon na perkusji. Szybko ukazała się ich płyta „Awaken”, wydana przez „Peaceville Records”.

„I kaczątko odżyło: z każdym dniem powracały mu stracone siły, aż rozpostarło skrzydła jakieś wielkie, jakby nie swoje, zaszumiało nimi i poleciało wysoko, daleko, prowadzone jakąś tęsknotą nieznaną do świata, do wszystkiego, co na nim jest piękne. (…) Rozpostarł skrzydła, które zaszumiały głośno, podniósł do góry szyję wdzięcznym ruchem i z głębi serca zawołał radośnie: - Nie marzyłem o takim szczęściu – nie marzyłem!”

Po gotyckim rozwinięciu na „Higher Art Of Rebellion”, Agathodaimon na swoim trzecim albumie „Chapter III” powrócił do większej przewagi black metalowego grania, choć i tu znajdziemy te bardziej nostalgiczne momenty. Wciąż dominuje chłód i klawiszowa symfoniczność, która niesie się wraz z melodyjnymi pasażami gitar, a zespół pozostał wierny cmentarno-klasztornej stylistyce oraz niebieskim barwom.

„Blackened sky, a final flash, death is in the air.” I ten piłujący riff. Ależ to jest wjazd. Po kilku latach grania pod innymi nazwami i kompletowaniu składu Helloween objawił się w 1985 roku swoim pierwszym samodzielnym i profesjonalnie wydanym materiałem „Halloween”. EPka zawiera pięć kawałków i są to, jeden po drugim, same sztosy z przytoczonym „Warrior” na czele. Jazda po całości „… so die”.

Jak tak sobie śledzę historię poczynań Mańka na scenie metalowej to widzę, że pomysł na Halucynogen narastał wraz z wyczerpywaniem się Misteria i jej późniejszego klonu Mysteria. Zespół istnieje od 2006 roku, nagrywał demówki, ale od 2011 nic nie wydał. Widać więc, że ich pełnopłytowy debiut „Zaraza” jest dzieckiem wypieszczonym i niepoczętym przypadkowo. Składa się na niego dwanaście polskojęzycznych utworów thrash/death metalowych i jeden przerywnik muzyczny.

„This is Armageddon!” Taka apokalipsa to się świętemu Janowi nie śniła. Koniec świata jaki serwuje Satyricon kosi wszystko równo z ziemią lodowatym podmuchem piekielnej hekatomby. Mrozi kark i przechodzi dreszczem przez rdzeń kręgosłupa, zostawiając zroszone czoło i pustkę w głowie. „For the greath day of wrath is coming, and who shall be able to stand?”

Nie ma to jak obudzić się na cmentarzu i powoli przypominać sobie gdzie się jest i dlaczego. Nie ma to jak uświadomić sobie, że tu właśnie mieszkamy od kiedy udało się uciec ze szpitala dla obłąkanych. Tak, tu nas nie znajdą i tu można spokojnie knuć zemstę przeciwko swojemu prześladowcy, burmistrzowi McKenzie, oczywiście na wszelki wypadek zabijając wszystkich, którzy przypadkowo się napatoczą. Tak zaczyna się akcja „The Graveyard” – siódmej płyty King Diamond.
Sumo666 : Maksymalnie 2+ ta płyta otrzymuje od mojej osoby.

Moonlight został założony w 1991 roku w Szczecinie z inicjatywy szkolnych kolegów. Początkowo zespół miał dwie wokalistki i z nimi nagrał kasetę demo. Szybko jednak została z nich tylko Maja Konarska, która już zawsze miała stanowić oblicze grupy. Dość szybko Moonlight zyskał też uznanie na scenie gotyckiej w czym pomogły występy na pierwszej edycji festiwalu Castle Party oraz w Jarocinie. Drugie wydawnictwo EP „Cisza Przed Burzą” zostało już wydane przez Metal Mind Productions i zaraz poprawione płytą „Kalpa-Taru”, przy czym na CD znalazły się dwa utwory więcej niż na kasecie. Poniższa tracklista jest programem kasety, ponieważ tę wersję posiadam i opisuję.

Co to kurwa w ogóle ma być? Mój młodzieńczy instynkt samozachowawczy nie pozwalał mi zrozumieć. Oto moi bohaterowie z „Arise”, których wciąż wielbiłem po „Chaos A.D.” stali przede mną z jakimś koszmarnym gniotem, którego nie tylko wielbić się nie dało, ale nie dało się po prostu słuchać. Nie wiedziałem co to takiego ten nu metal i na długo przekonałem się, że nie chcę wiedzieć. To koniec. Do widzenia.

Dwa lata po debiutanckim demie „Painful Love” Atrophia Red Sun wydała swoją pierwszą płytę „Fears” w Morbid Noizz Records. Jest coś przyciągającego już w samej jej okładce, która zabiera w klasztorne lochy i napawa strachem. Strachem przed śmiercią, przed Bogiem, a może przed czymś jeszcze. Aby tego dociec należy zajrzeć do środka.

Początki Old Man’s Child związane są z początkami Dimmu Borgir. Oczywiście niekwestionowanym liderem zespołu był zawsze Galder, ale założył go z Tjodlavem, z którym wcześniej działali pod szyldem Requiem, a zaraz potem doszedł jeszcze Brynjar Tristan. Obaj oni grali już wówczas w Dimmu Borgir. Zespół uzupełnił Jardar, również będący wcześniej w Requiem i w ten sposób ukształtował się skład, który nagrał demo „In The Shades Of Life”.

„Eliminator” okazał się wielkim sukcesem komercyjnym ZZ Top, a jego czasy to czasy największej popularności zespołu. „Gimme All Your Lovin” i „Sharp Dressed Man” szalały na listach przebojów, a cała płyta sprzedała się w ogromnych ilościach i znalazła się wysoko we wszelkiego rodzaju posumowaniach. Wydanym dwa lata później albumem „Afterburner” Teksańczycy przedłużyli swoje tłuste lata i podtrzymali wysokie zainteresowanie sobą. Ponownie stworzyli powszechnie znane i lubiane przeboje, ale poszli też w nowoczesność, co nie wszystkim przypadło do gustu.

Po nowym otwarciu jakie niosło ze sobą „Heaven And Hell” Black Sabbath nie zamierzał spuszczać z tonu. I choć na trasie promującej ten album zespół opuścił Bill Ward, to szybko znaleziono nowego perkusistę, którym został Vinny Appice i nagrano następną płytę „Mob Rules”. Może nie jest ona aż tak spektakularna jak poprzednia, ale na pewno wciąż ma w sobie to coś i pięknie uzupełnia pierwszy pobyt Ronniego Jamesa Dio w Black Sabbath.

Po dwóch świetnie przyjętych płytach, którymi namieszali w black metalowym świecie, Dimmu Borgir postanowili nagrać krótką EPkę i wypuścić ją jeszcze w roku wydania „Stormblåst”. Niby nic wielkiego, ale jest to wydawnictwo z kilku powodów przełomowe dla historii tego zespołu. Nie dziwi więc fakt, że po trzech latach zostało przypomniane jeszcze raz i wypuszczone przez Hammerheart Records wraz z „In The Shades Of Life” Old Man’s Child jako split „Sons Of Satan Gather For Attack”.

Po tym jak „Ill-Natured Spiritual Invasion” Galder nagrał prawie sam, bo tylko przy pomocy Gene Hoglana, na „Revelation 666: The Curse Of Damnation” Old Man’s Child znów stał się pełnym zespołem. Powrócili Jardar i częściowo Tjodalv, który wziął udział w nagrywaniu połowy utworów, a na basie zagrał Memnoch, właśnie rozpoczynający karierę w Susperia. Całą muzykę wprawdzie skomponował Galder, ale za to pisaniem tekstów podzielono się demokratycznie.

W cieniu wielkich nazw, z dala od splendorów i zupełnie bez rozgłosu uchował się Beyond Dawn. Podczas gdy cała Norwegia płonęła black metalem, oni niejako po cichutku odeszli od doomowego ciężaru debiutanckiego „Pity Love” i na swojej drugiej płycie „Revelry” rozpłynęli się w gotyckiej depresji, tworząc dźwięki wolne, smutne i wyraźnie kroczące śladami My Dying Bride.

Forlorn powstał w 1992 roku w Stavanger i zanim zdążył oficjalnie wydać kasetę demo, już został wchłonięty przez Head Not Found, która opublikowała najpierw EPkę „Forlorn”, a następnie płytę „The Crystal Palace”. Dwa utwory z EP się powtarzają, podejrzewam, że na niedoszłym demie też były te same. Nie dziwi mnie więc tak szybkie zainteresowanie ze strony wytwórni, bo jest to znakomity materiał, a w podjęciu decyzji na pewno pomógł też fakt, że na wokalu występuje tu Sanrabb (tutaj jako S.Aske) z dobrze już osiadłej w black metalowym kotle, Gehenna.

Ols jest solowym projektem dark folkowym Anny Marii Oskierko. Mająca dzisiaj swoją premierę płyta „Widma”, jest trzecią jaką nagrała pod tym szyldem, a to, że wydawcą jest Pagan Records już samo w sobie stanowi pewną nobilitację. W języku polskim ols oznacza bagienny las olchowy i właśnie w taki zabiera nas autorka jawiąca się na zdjęciach jako odludna czarownica: „Na zewnątrz nic już nie ma, można iść tylko w głąb, w ciemny las, w ciemny las”. Wieje wiatr, drzewa szumią złowrogo. Gdzieś tam skrzeczy jakieś straszydło. Trochę się boję, ale co zrobić? Idę.

Limbonic Art został założony przez Deamona w 1993 roku jako zespół czteroosobowy. Ten pierwszy skład długo nie przetrwał i dopiero wtedy zespół powstał jeszcze raz wraz z Morfeusem i Perem Eriksenem na perkusji. W początkowym okresie nagrali trzy demówki, które uzyskały spory rozgłos na rodzącej się norweskiej scenie black metalowej. Zaowocowało to wydaniem albumu „Moon In The Scorpio” w Nocturnal Art Productions, który częściowo jest powtórzeniem materiału wydawanego na taśmach demo. W tym czasie jednak Per Eriksen opuścił zespół, który od tej pory miał być duetem korzystającym z perkusji elektronicznej.

Powstały w 1995 roku w Zielonej Górze Artrosis jest zespołem, który szybko zdobył uznanie słuchaczy i wpasował się w miejsce lidera polskiej sceny gotyckiej. Ich demo „Siódma Pieczęć” zostało dobrze przyjęte, a popularność zyskiwali też na koncertach i festiwalach, grając między innymi na trzeciej edycji Castle Party w 1996 roku. Nie dziwne więc, że nie szukali długo wydawcy dla swojego debiutanckiego albumu „Ukryty Wymiar”. Została nim Morbid Noizz Records, a płyta ukazała się w 1997 roku. Zawiera cztery utwory z demówki i sześć nowych kompozycji.

