
Zespół Grave Pleasures, czyli post-punkowcy z Helsinek, z charyzmatycznym Anglikiem na wokalu, przyjechał w ten weekend do Polski zagrać dwa klubowe koncerty. Poznański gig niestety już za nami i nie ukrywam, że zazdroszczę wszystkim, którzy wybierają się dzisiaj do warszawskiego Pogłosu. Grave Pleasures promuje swój ostatni, rewelacyjny album "Motherblood", który ukazał się w zeszłym roku, a podczas polskiej części trasy towarzyszy im warszawska grupa Mons w roli supportu.
amorphous : Trochę za dużo ludzi jak na mój gust, ale poza tym mi się podobało ;-...
oki : u mnie wrażenia następujące: - tak słabej frekwencji się nie spo...
Uriella : Koncert byl kapitalny!! Setlista idealna - lepszej bym nie mogla wymarzyc. No i sy...

Grave Pleasures ponownie wystąpi w naszym kraju już 11 sierpnia w poznańskim klubie U Bazyla oraz dzień później, 12 sierpnia, w warszawskim Pogłosie. Post-punkowcy z Helsinek przyjadą do naszego kraju promować swój ostatni album "Motherblood" z 2017 roku. W roli supportu na koncertach w Warszawie oraz Poznaniu zaprezentuje się warszawska grupa Mons. Bilety kolekcjonerskie na koncerty wciąż dostępne w sprzedaży.

Knock Out Productions zaprasza na dwa koncerty Grave Pleasures w Polsce. Fińska grupa ponownie wystąpi w naszym kraju 11 sierpnia w poznańskim klubie U Bazyla oraz dzień później, 12 sierpnia, w warszawskim Pogłosie. Post-punkowcy z Helsinek z charyzmatycznym Anglikiem Matem "Kvohstem" McNerneyem na wokalu przyjadą do naszego kraju promować swój ostatni album "Motherblood" z 2017 roku. Bilety kolekcjonerskie na koncerty są już dostępne.

Współczesny rock gotycki ma zupełnie inne oblicze niż przed ponad trzydziestoma laty, gdy wyróżniał się posępnością i mrocznym, ale mimo wszystko romantycznym klimatem. Dziś bardziej liczy się otoczka i spektakularność, którym często towarzyszy przerost formy nad treścią. Owszem, znajdą się czasem perełki, które jednak ciężko wyłowić spod mainstreamowej papki zespołów wtórnych i nijakich. Niestety, nie zawsze tak jest, że muzyka sama się obroni – nie w dzisiejszych czasach. Ale walka trwa, dzięki czemu w tej trudnej epoce płytkich wrażeń i artystycznej prostytucji, mamy okazję obcować z prawdziwą sztuką.

„They can’t break our will, we have the pleasure to kill. We are bonded by blood, again they will rot”. I choć przed tym pierwszym szlagierem jest jeszcze złowieszcze intro, zapowiadające nadejście antychrysta, to ten cytat określa wszystko co możemy znaleźć na “The Antichrist”. Destruction w ciekawy sposób oddaje hołd wielkim współtwórcom thrash metalu, wplatając tytuły ich kultowych płyt w swoją piosenkę. A więc: „Thrash Till Death”!

Po „Pleasure To Kill” Kreator ruszył w swoje pierwsze trasy z prawdziwego zdarzenia po Europie i Stanach Zjednoczonych. Z tej okazji zespół wspomógł drugi gitarzysta. Został nim Tritze, czyli Jörg Trzebiatowski, który następnie pozostał w składzie i wziął udział w nagrywaniu „Terrible Certainty”. Płyta ukazała się we wrześniu 1987 roku, czyli bardzo szybko jak na tak napięty grafik koncertowy. Tym bardziej trzeba więc docenić kolejny stopień w rozwoju Kreator i próg w dążeniu do doskonałości.

Na drugiej płycie supergrupy Lock Up doszło do wymiany wokalisty, choć w dalszym ciągu w zespole pozostał szwedzki akcent, bowiem Petera Tägtgrena zastąpił Tomas Lindberg. Ciężko powiedzieć, który z nich wypadł lepiej, bo obaj spisali się znakomicie, a ich głosy są nawet podobne. Zmian nie ma co się doszukiwać też w muzyce. Lock Up w dalszym ciągu pędzi z prędkością światła, swój set szatkuje na kilkanaście błyskawicznych utworów i kończy pare sekund przed wybiciem pół godziny.

Jaka była geneza nagrania EPki „Flag Of Hate” nie wiem. Kreator dopiero co wydał swoją debiutancką płytę, a już w zanadrzu miał następną. Być może jednak odkryli właściwe brzmienie i chcieli powtórzyć swój sztandarowy numer w lepszej wersji dźwiękowej. Nie dziwię się, bo na pewno na to zasługiwał. Do tego dodano dwa nowe kawałki i powstało mini cacko na winylu i kasecie. Na płycie „Flag Of Hate” ukazało się dopiero w 2000 roku, jako dodatek do reedycji „Pleasure To Kill” i w takiej formie mam to ja.

Już pierwsza płyta Kreator zrobiła furorę i sprawiła, że zespół stał się znany na całym świecie i mógł koncertować ze swoimi idolami, co parę miesięcy wcześniej im się nawet nie śniło. Dlatego nie zasypywali gruszek w popiele i szybko poszli za ciosem, najpierw serwując EPkę „Flag Of Hate”, a jeszcze w tym samym 1986 roku, wydając drugi album. O ile „Endless Pain” to było rodzące się i jeszcze trochę raczkujące zło, to „Pleasure To Kill” to już jest pełna agresja na znacznie wyższym poziomie.
jedras666 : Płyta, przez którą znienawidziłem całego Kreatora. Zwykły napi...
rob1708 : KLasyk !!!
leprosy : Wybitnie jadowity materiał, znam i cenię niezmiennie od lat!

Lock Up powstał w 1998 roku jako ekstremalna supergrupa. Założyli ją Shane Embury i Jesse Pintado z Napalm Death, Nicholas Barker z Cradle Of Filth i Peter Tägtgren z Hypocrisy na wokalu. Nie wiem na ile decyzja o złojeniu czegoś na boku była spontaniczna, natomiast muzyka na ich płytę „Pleasures Pave Sewers” została nagrana w dwa dni, czym panowie chwalą się w okładce. O pomysły i wykonanie nie ma jednak obaw, bowiem efekt jest rewelacyjny.

Incarnated jest takim zespołem, po którym można się z góry spodziewać jakie będzie jego następne dokonanie. Takie jak wszystko co było poprzednio. Jakakolwiek zmiana byłaby wręcz szokiem. Szoku nie było. „Try Before Die” – trzeci album weteranów polskiego brutal gore death metalu, spełnia wszystkie wymogi rzeźnickiego zwyrodnialstwa w dźwięku, piśmie i obrazie, a jeżeli różni się czymś od „Pleasure Of Consumtion” to tym, że jest jeszcze mocniejszy i bardziej brutalny.
Takiego szturmu na Progresję jeszcze nigdy nie widziałem. Owszem, bywałem już na wyprzedanych koncertach, ale żeby tyle ludzi próbowało się dostać bez biletów, tego jeszcze nie spotkałem. Było również sporo busów z różnych miejsc w Polsce. Utworzyła się długa i bardzo wolno posuwająca się kolejka. Ludzie bez biletów nie byli wpuszczani i blokowali dostęp do wejścia tym z biletami. Do tego dokładne sprawdzanie, więc trzeba było w ścisku odstać swoje. Pod klub podjechałem punktualnie, dokładnie o 17:45. Właśnie zaczynał się koncert. Wchodziłem pół godziny, czyli dokładnie tyle, ile grał Fueled By Fire. Zdążyłem zobaczyć jak schodzą ze sceny. Szmytu : Właśnie się zastanawiałem co z tą książką. Po przeczytaniu...
yggdrasil : Cholera tyle zajebistych koncertów a tak mało pieniędzy i czasu :-(
amorphous : Strona nie działa. Nie ma kontaktu z organizatorami. Ludzie którzy wpłac...

