Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Felietony :

Wiater wiał, piwo pachło

Prawdę powiedziawszy maj nie zapowiadał się zbyt interesująco pod względem wydawnictw. Naczelny obrazoburca wraz ze swoją, w tym miesiącu jednoosobową eskadrą zdecydował się pozbierać trochę śmieci z poprzednich miechów, bo jak wiadomo - w maju się chce... cokolwiek by to znaczyło.
No więc kwiaty pachły, wiater wiał, piwo też pachło, żyć (lub rzyci) się chce, a więc i zaPał do pracy był większy. A jak i zaPał większy, to i piwa się więcej pije, a po piwie to świat jest koloru mhrocznie różowego i prawie wszystko się podoba. Nawet kandydaci na eurodeputowanych, szczerzący się na billboardach wyglądają przyzwoicie, a i Nergal postanowił się przebranżowić na chłopca z polibudy obsługującego D(i)ody wywołujące napięcie w zewnętrznych obwodach.

No, ale wracając do naszych sądów ostatecznych, to tak jak obiecywałem - postarałem się posiąść odpowiednią (kurwa, jak ja lubię to stwierdzenie) wiedzę co do wydawnictw, z którymi DarkPlanet nie bardzo jest za pan brat - efekt myślę, że jest satysfakcjonujący... a przynajmniej ja, pan i władca, naczelny portier tego rewiru, jestem zadowolony. Tym bardziej, że kilka śmieci z poprzednich miechów okazało się całkiem wartościowych. Na całe szczęście znalazła się niejedna płyta, która, moim nieskromnym zdaniem zasługuje na to, aby odwiedzić sklep i dać zarobić artystom. Co do pozostałych wydawnictw  - miesiąc był nadzwyczaj równy, ze sporą ilością dobrych, ale nie wybitnych płyt. Zapraszam więc do lektury.

METAL:

1349 - Revelations Of The Black Flame (Candlelight Records)
Co się stało! Nie wierzę. Muzycy 1349 chyba mocno się pogubili, bo "Revelations Of The Black Flame" ma więcej wspólnego z dark ambientem niż z black metalem, który został ograniczony tu do minimum.  Krążek wieje okropną nudą, a klimatu w ogóle nie można wyczuć. 1349 nagrało swój najsłabszy album, który można określić mianem żenującego. To już nie jest muzyka.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Alestorm - Black Sails At Midnight (Napalm Records)
Bardzo dużo oczekiwałem po drugim krążku szkockiego Alestorm. W końcu debiutancki "Captain Morgan's Revenge" okazał się być chyba najlepszą alternatywą dla przechodzącego na emeryturę Running Wild, jak i dla będącego w twórczym dołku Nightwisha. "Black Sails At Midnight" choć sprawnie zagrane nie ma w sobie już tej pasji i świeżości jaką miała pierwsza płyta. Jest ciężej, jest bardziej symfonicznie, wciąż jest szantowo, ale ustawionej przez siebie poprzeczki nie udało się przeskoczyć.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Amorphis - Skyforger (Nuclear Blast Records)
Takiego albumu ze strony Amorphis należało się spodziewać. Od dobrych kilku lat grupa jedynie nieznacznie modyfikuje swój styl skupiając się na nagrywaniu piosenkowych utworów z nutą melancholii i progrockowych aranżacji. Taki też jest "Skyforger" - zgrabny, przemyślany, wpadający w ucho i kompletnie przewidywalny.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Azarath - Praise The Beast (Agonia Records)
"Chwalcie Bestię" - tak brzmi tytułowa prośba najnowszego albumu satanistów z Azarath. Modły musiały być szczere, bo bestia się udobruchała. Muzycy Azarath starają się napierdalać tak jak nas przyzwyczaili, ale plastikowe, bardzo płaskie brzmienie i brak przekonania samych twórców do tego co grają, gwarantują jednokrotność tego odsłuchu. Tym razem cienko i miernie panowie.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Centaurus-A - Side Effect Expected (Listenable Records)
Centaurus-A to kolejna kapela reklamowana jako tech/deathmetalowa. Na całe szczęście trzy miesiące temu ukazał się "Cosmogenesis" Obscury, który skutecznie przyćmił omawiane wydawnictwo. Nie ma co ukrywać - "Side Effect Expected" to szare przeciętniactwo. Kilka połamanych riffów na krzyż, core'owy wokal i nowoczesne brzmienie bardziej kojarzą się z twórczością co ambitniejszych zespołów metalcore'owych i modernmetalowych, ale Niemcom z Centaurus-A brakuje ognia i iskry bożej w tym co tworzą.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Epica - The Classical Conspiracy (Nuclear Blast Records)
Miałam nadzieję przekonać się chociaż połowicznie do Epiki, choćby przez zapowiadane aranżacje klasycznych dzieł mistrzów. Niestety zespół zraził mnie do siebie ostatecznie przeplatając wyżej wspomniane dzieła muzyczką z Piratów z Karaibów, Spidermana czy osławionym Marszem Imperialnym. Całość ociekająca patetyzmem, że aż mdli. Po pierwszej płycie, druga odnosząca bardziej do typowej odsłony dla zespołu jest miodem dla uszu.
Ocena: 3/10 (Nenar)

Exivious - Exivious (płyta wydana przez zespół)
Miłośnicy technicznego grania zapewne zacierali ręce na to wydawnictwo, tym bardziej, że Tymon Kruidenier i Robin Zielhorst od jakiegoś czasu są podporą legendarnego Cynic. Prawda jednak jest taka, że to są dopiero uczniowie i mistrzów nie przerośli. W pełni instrumentalny materiał, jakim jest "Exivious" niewątpliwie stoi na bardzo wysokim poziomie instrumentalnym, ale nie da się ukryć, że te dźwięki słyszeliśmy już niejednokrotnie w wykonaniu czy to Cynic czy Atheist czy Alarum, tyle, że zagrane z większą werwą. Materiał jest trochę jednostajny, schematyczny w swojej techniczności co by nie mówić monotonny. Raczej ciekawostka dla miłośników gatunku.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Gory Blister - Graveyard For Angels (Mascot Records)
Nigdy nie lubiłem Gory Blister, a "Graveyard For Angels" na pewno tego nie zmieni. Grupa, która rzekomo gra techniczny death/grind na swoim najnowszym wydawnictwie przypomina trochę zbrutalizowane Arch Enemy - sprawnie zagrane, ze sporą dawką melodii, ale kompletnie pozbawione charakteru. Nie podoba mi się.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Hammered - Gut Rot (Maltkross Productions)
Jeśli uwielbiasz Sepulturę z okresu "Beneath The Remains" to "Gut Rot" jest płytą dla Ciebie. Odwołań do twórczości Sepultury z tamtego okresu jest tu naprawdę bardzo dużo. Hammered gra całkiem sprawny i energiczny thrash/death podbarwiany szkołą Bay Area. Ku mojemu zaskoczeniu słucha się tego przyjemnie i choć niema tym krzty oryginalności, to warto tego posłuchać.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Hatebreed - For The Lions (E1 Music)
Tym razem Hatebreed w 18 odsłonach składa hołd największym reprezentantom punka, hardcore'a i thrashu. Usłyszymy wiec covery takich grup jak Slayer, Suicidal Tendencies, Cro-Mags czy Obituary, a wszystko utrzymane w solidnej trashcore'owej otoczce, do jakiej Hatebreed nas przyzwyczaił. Szkoda tylko, że to nie są utwory autorskie.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Horde Of Hel - Blodskam (Moribund Records)
Debiutancki album Horde Of Hel mógłby być bardzo intrygującym wydawnictwem, gdyby nie kompletny brak spójności nagranego materiału. Grupa gra black metal utrzymany w średnim tempie, kojarzący się w wolniejszym wcieleniem "Rom 5:12" Marduka. Całość jest za to polana industrialnym sosem nawiązującym do Mortiisa. Szkoda tylko, że kawałki są sztucznie wydłużane, a te industrialne wstawki bardziej drażnią niż intrygują.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Inevitable End - The Severed Inception (Relapse Records)
Relapse znane jest z tego, że dobiera do swojego katalogu formacje mające coś ciekawego do zaoferowania. W przypadku Inevitable End pomylili się jednak, bo choć muzycy czarują nie gorszym poziomem wykonawczym niż Origin, to ich muzyka z pogranicza grindcore'u i brutalnego death metalu szybko męczy porażając wtórnością i dość nieciekawym growlem.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Isis - Wavering Radiant (Ipecac Recordings)
Coś mi się wydaje, ale ostatnio stara gwardia sludgu i mathcora zaczyna ostro poszukiwać nowych ścieżek. O ile jednak najnowsza propozycja Mastodona sprawiła, że do dziś nie mogę doprać majtek z wrażenia, o tyle nowa propozycja Isis budzi kontrowersje. Materiał jest prostszy, bardziej chwytliwy, bardziej melodyjny, miejscami bardziej piosenkowy. Niestety zabrakło mi tu głębi "In The Absence Of Truth" i "Panopticon", które były więcej niż "niezłe". A niestety taki jest właśnie "Wavering Radiant".
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Lay Down Rotten - Gospel Of The Wretched (Metal Blade Records)
Który to już album tej niemieckiej formacji. Mimo to grupa dalej jest nieznana, a "Gospel Of The Wretched" na pewno tego nie zmieni. Tym razem jest lżej, obok deathmetalowych elementów pojawiło się sporo naleciałości metalcore'owych i deathcore'owych. Cóż z tego, że jest bardziej melodyjnie skoro muzyka jest schematyczna i zwyczajnie nudna.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Masachist - Death March Fury (Witching Hour Productions)
Podczas gdy Azarath dał plamę, weterani polskiej sceny metalowej - Sauron, Daray, Aro, Heinrich oraz Trufel pod szyldem Masachist nagrali, krótki, zwarty, konkretny deathmetalowy materiał, bez zbędnego pierdolenia się w technikę i kombinowania. Choć szału nie ma, to brzmi to świeżo i energicznie.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Minsk - With Echoes In The Movement Of Stone
(Relapse Records)
Za sprawą poprzedniej płyty Minsk wdarł się  do panteonu najlepszych grup reprezentujących sludge metal. "With Echoes In The Movement Of Stone" uświadamia jednak, że chyba się pośpieszono z tą opinią. Najnowsza propozycja Minsk nie dorównuje poprzedniej płycie w żadnym aspekcie. Pomijając bardzo rzężące brzmienie, to odnajdziemy tu materiał bardzo przeciętny, w którym są ciekawsze momenty. Niestety całość spłynęła po mnie beznamiętnie.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Nahemah - A New Constellation (Lifeforce Records)
Najwyższa pora, aby świat usłyszał o Nahemah. Za sprawą "A New Constellation" Opeth i Katatonia nie będą mogły spać spokojnie. Płyta przynosi 10 nagrań utrzymanych w stylistyce wyżej wymienionych zespołów, przy czym instrumentalnie bliżej jest im do Katatonii zaś wokalnie do Opeth. Tu i ówdzie pojawiają się instrumenty dęte i pianino, co nasuwa dodatkowe skojarzenie ze Sculptured. Nie zmienia to faktu, że Nahemah nagrało kawał solidnego, świeżo brzmiącego materiału.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Orcustus - Orcustus (Southern Lord Records)
Debiutancki album projektu perkusisty Gorgoroth przynosi nam porcję typowego, surowego, norweskiego black metalu. Takich albumów było już bardzo wiele, ale zważywszy na fakt, że mamy do czynienia z długimi kompozycjami, to dzieje się tu niewiele i można się trochę nudzić.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Old Man's Child - Slaves Of The World (Relapse Records)
Galder zapowiadał, że to będzie najbrutalniejszy album zespołu, a pozyskany perkusista Pete Wildoer miał dopełnić apokalipsy. Apokalipsa faktycznie jest. Począwszy od idiotycznego tytułu, przez schematyczną muzykę utrzymaną bardziej w stylistyce death niż black metalu, przez korytarzowe brzmienie, po naprawdę beznamiętne kompozycje. "Slaves Of The World" to chyba najsłabsze dokonanie tego zespołu.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Primal Fear - 16.6 (Before The Devil Knows You're Dead) (Frontiers Records)
Primal Fear był godnym uwagi zespołem jakieś 9 lat temu, gdy wydawali "Nuclear Fire". Ostatnie dwie płyty pokazały, że Niemcy zaliczają poważny dołek. Najnowsza propozycja grupy nieznacznie poprawi tę sytuację, gdyż "16.6" jest lepszy od dwóch ostatnich płyt, ale to i tak nie zaspokoi fanów jeszcze wcześniejszych płyt. Płyta jest przydługawa, miejscami bardzo tendencyjna i wymuszona. Zdecydowanie więcej na niej momentów słabych niż dobrych.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Slough Feg - Ape Uprising! (Cruz Del Sur Music)
Podobno to najcięższa kapela heavymetalowa na świecie. Słuchając "Ape Uprising!" ciężko się z tym nie zgodzić - brudne, szorstkie gitary wygrywające śpiewne melodie towarzyszą cały czas, bas pulsuje niemiłosiernie, a nad całością unosi się stoner rockowa nuta. Szkoda tylko, że płyta jest nierówna - w rockowym charakterze grupa wypada o wiele lepiej niż w heavymetalowym. Niemniej jednak materiał oryginalny i dobrze zagrany.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Stratovarius - Polaris (Edel)
Bez Timiego Tolkki i ze zmienioną sekcją rytmiczną - tak wygląda najnowsze wcielenie Stratovarius. Zmienili się ludzie, ale muzyka nadal ta sama - dalej tak samo słaba. Finowie od lat wydają kiepściutkie albumy i "Polaris" trzyma ich poziom. Na uwagę zasługują jedynie utwory "Blind" i "Winter Skies", które wybijają się ponad warstwę beznamiętnych, bezmyślnych riffów, cukierkowatych klawiszy, okropnych melodii i banalnych struktur. Stratovarius dalej porasta pajęczynami.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Success Will Write Apocalypse Across The Sky - The Grand Partition and the Abrogation of Idolatry (Nuclear Blast Records)
Durna nazwa zespołu, durna nazwa płyty, więc i muzyka poniżej poziomu. Beznamiętny, rzemieślniczy i nowocześnie zagrany deathgrind oferowany przez SWWAATS bardzo szybko nudzi, pomimo, że cały materiał jest krótki. Całość przypomina skrajnie odchudzoną twórczość Beneath The Massacre lub nawet The Berzerker. Nieciekawy album.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

The Agonist - Lullabies For A Dormant Mind (Century Media)
Pod intrygującą okładką do "Lullabies For A Dormant Mind" kryje się kawałek niezłego grania. Co prawda The Agonist w dużej mierze porusza się w stylistyce metalcoru, ale fenomenalna wokalistka operująca zarówno czystym wokalem jak i skrzekiem i growlingiem, rozbudowane utwory łączące w sobie black, metalcore, muzykę symfoniczną i techniczny progmetal oraz epicko-teatralny charakter utworów powodują, że album ten wyraźnie wybija się ponad przeciętność wkraczając na poletko awangardowego metalu. Ciężko jest przyrównać The Agonist do jakiejkolwiek innej kapeli, nawet jeśli te metalcorowe schematy słyszeliśmy już nie raz. Warto posłuchać - awangarda dla mainstreamu.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

The Gathering - The West Pole (Psychonaut Records)
Anneke Van Giersbergen to jedna z najlepszych wokalistek nie tylko w metalowym światku, ale chyba w muzyce rozrywkowej w ogóle. Ona też w dużej mierze stanowiła o sile The Gathering. Zmiana za mikrofonem w zasadzie oznaczała to, że reszta zespołu musi nadrobić muzyką, znaleźć jakąś niszę, która przypasuje do nowej śpiewaczki. No i znaleźli - pop. "The West Pole" to album ugłaskany do bólu, cukierkowaty, mdły i nudny. Niby nie jest to zła muzyka, ale ciężko odnaleźć tu cokolwiek, co by przykuło uwagę na dłużej. Chyba powoli Holendrzy powinni myśleć o przebranżowieniu.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Vomitory - Carnage Euphoria (Metal Blade Records)
Vomitory od lat gra to samo i "Carnage Euphoria" tej tendencji nie zmienia. Solidny, schematyczny death metal inspirowany dokonaniami Grave czy Dismember, choć niewątpliwie bardziej agresywny. To wszystko już było grane nie raz, wiec nie ma się czym zachwycać, tym bardziej, że materiał nie brzmi specjalnie świeżo.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Warbringer - Waking Into Nightmares (Century Media)
Ciężko teraz o dobrą, thrashową kapelę. Warbringer jest co najwyżej średnia, bo choć „Waking Into Nightmares” to kawał energicznego thrashu w stylu Kreator, to nie da się ukryć, że utwory są pozbawione napięcia, a poszczególne motywy to nic innego jak zrzynka z innych kapel. Słucha się tego dobrze, nawet bym rzekł przyjemnie, ale równie szybko się o tym zapomina.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

ROCK:

Tori Amos - Abromally Attracted To Sin (Universal Republic)
I oto kolejny album rudowłosej Tori, kolejny podobny. Dostaliśmy dokładnie to do czego wokalistka przyzwyczajała przez lata słuchaczy, czyli kawał ciepłego materiału. Z drugiej strony jest trochę mrocznie, miejscami bardzo nowocześnie (rytmy w stylu r'n'b), a innym razem wręcz archaicznie. Wszystko ładne i nienaganne, jest trochę żonglerki stylami, co jest nieśmiałym krokiem do przodu w twórczości artystki.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Anubis Gate - The Detached (Locomotive Music)
Nienawidzę takiego grania. Anubis Gate to kolejna progmetalowa kapela rzępoląca bez sensu, która poza bardzo dobrym warsztatem instrumentalnym nie oferuje nic poza tym. W sumie "The Detached" należy wrzucić do jednego wora z dokonaniami takich zespołów jak Vanden Plas, Symphony X czy Circus Maximus. Progmetal dla ubogich.
Ocena: 3/10 (Harlequin)

Camera Obscura - My Maudlin Career (4AD)
Nigdy z twórczością Camera Obscura nie miałem styczności, ale najnowszy album grupy "My Maudlin Career" nie zachęcił mnie do sięgnięcia po wcześniejsze dokonania tej formacji. Płyta przynosi zestaw bardzo delikatnych piosenek opierających się na ciepłym, damskim wokalu i skrzypcach. Całosć przypomina poezję śpiewaną ubarwioną trochę neofolkowymi motywami. Szkoda tylko, że wszystkie utwory są do siebie podobne czyniąc album bardzo nudnym.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Gavin Castleton - Home (Five One Inc.)
Czy pop może być dobry? Oczywiście że tak, a Gavin Castleton to potwierdza. "Home" to konceptualny album, którego można nazwać artpopem, art-operą czy avant-popem. Muzyk przy współudziale zaproszonych gości zgrabnie żongluje nurtami od rapu, przez r'n'b w stylu Justina Timberlake’a, przez funk, soul, jazz, poezję śpiewaną, muzykę symfoniczną, staromodne piosenki o miłości po mroczne jazzująco-ambientowe wstawki czy wywołujące dreszcz solowe partie wokalne. "Home" to podróż przez pstrokaty wachlarz emocji, który choć dziwny, to wciąż przyswajalny w odbiorze.
Ocena: 9/10 (Harlequin)

Cheer-Accident - Fear Draws Misfortune (Cuneiform)
"Fear Draws Misfortune" to wydawnictwo o ogromnym potencjale, przynoszące kawał bardzo interesującej muzyki z pogranicza progmetalu, rio/avant i folku. Chciałbym napisać, że grupa przypomina trochę Sleepytime Gorilla Museum, ale na tym "trochę" się kończy - Cheer-Accident daleko jest poziomem do SGM, a "Fear Draws Misfortune" razi nierównym poziomem. Obok bardzo smacznych, awangardowych motywów pojawiają się też motywy nijakie, rozwleczone, które irytują. Płyta interesująca, ale polecam tylko ciekawskim.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Faust - C'est Com Com Complique (Bureau B)
Krautrock nie jest obecnie popularnym nurtem. Niemiecki Faust egzystuje już od blisko 40 lat i właśnie dostaliśmy kolejną płytę grupy "C'est Com Com Complique". Ameryki chłopaki nie odkrywają, ale materiał brzmi dość świeżo. Z jednej strony minimalistyczny, jednostajny, z drugiej zaś sporo jest tu pokręconych dźwięków. Miejscami brzmi to wręcz jak muzyka rytualna, transowa, czasem jest naprawdę intrygująco, a czasem irytująco. Niestety, urok krautrocka jest taki, że jest to muzyka bardzo specyficzna, skierowana raczej do bardzo wąskiego grona odbiorców. W swoim gatunku Faust jednak się obronił.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Gallows - Grey Britain (Reprise)
Od lat można zauważyć, że hardcore jest trochę w odwrocie. Brytyjski Gallows skutecznie obala tą tezę serwując słuchaczom świeży, energiczny i ambitny materiał, jakim bez wątpienia jest "Grey Britain". Muzycy wyszli trochę poza ramy gatunku ocierając się z jednej strony o progrock, a z drugiej o czysto mainstreamowe granie. Wszystko zostało zgrabnie połączone i zagrane, więc satysfakcja gwarantowana.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

Gargamel - Descending (Transubstans Records)
Uaaa, ciężki orzech do zgryzienia z tym Gargamelem. Norwegowie w 47 minutach muzyki zawarli kwintesencję rocka progresywnego oprawiając go w pyszną, mroczną atmosferę, w jakiej lubują się Skandynawowie. Nienaganne wykonanie, przejrzyste, bardzo przemyślane kompozycje nasączone psychodelią w stylu Van Der Graaf Generator i King Crimson oraz różnorodność i umiar w doborze środków ekspresji czynią ten album niemal doskonałym. Jedyną przeszkodą stanowi wokal o dość małych możliwościach. Tak czy owak "Descenging" to płyta, którą koniecznie warto poznać.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

Manic Street Preachers - Journals For Plague Lovers (Sony BMG Europe)
Brytyjski Manic Street Preachers atakuje po raz dziesiąty. Za sprawą ostatniej płyty grupa niejako powróciła do "lepszej" dyspozycji i grania prostych alternative rockowych numerów. "Journals For Plague Lovers" ten poziom utrzymuje, nie ma tu absolutnie żadnej rewolucji, ani odkrywczości - czysta poprawność, będąca cieniem szczytowych dokonań grupy z połowy lat 90-tych. I tak też słucha się tego krążka - przelatuje mimochodem i się więcej do niego nie wraca, ale specjalnego zdegustowania nie użyczymy.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

Marilyn Manson - The High End Of Low (Universal Music)
Łabędzi śpiew jednego z najpopularniejszych i najbardziej kontrowersyjnych muzyków ostatnich lat. Wszystko wskazuje na to, że Marilyn Manson wyczerpał się do końca, ale na czymś trzeba zarobić na emeryturę. Poza promującymi płytę "We're From America" i "Arma-Goddamn-Motherfuckin-Geddon" na płycie nie znajduje się zbyt wiele ciekawych utworów. "The High End Of Low" zdaje się być ukłonem w stronę starego rocka, który jednak powinien zostawić w spokoju.
Ocena: 3/10 (Nenar)

Mono - Hymn To The Immortal Wind (Temporary Residence)
Ale kupa! "Hymn To The Immortal Wind" to płyta przypominająca raczej muzykę filmową z niewielką ilością elementów symfonicznych i post-rockowych. Całość jest okrutnie nudna i nawet miłośnicy soundtracków mogą narzekać.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Maudlin Of The Well - Part The Second (płyta wydana przez zespół)
Toby Driver, dawniej lider Maudlin Of The Well, a aktualnie Kayo Dot, chyba zapędził się z własną twórczością w kozi róg, gdyż kolejne płyty jego autorstwa wydają się być coraz mniej zrozumiałe, ale i co raz mniej interesujące. Nie powinien wiec dziwić fakt, że Driver odkopał odrzutki z sesji nagraniowych Maudlin Of The Well i wypuścił na nowym krążku. Ciężko jednak się spodziewać, aby to co kiedyś było odrzucone teraz mogło okazać się lepsze... "Part The Second" nie dorównuje wiec poziomem do żadnej z trzech wcześniejszych płyt MOTW i może stanowić co najwyżej miły dodatek do kolekcji.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

Nemo - Barbares (Quadrophonic Quad)
Początek roku ugościł nas kolejnym już albumem francuskich progrockowców z Nemo. Po raz kolejny grupa pokazała klasę udowadniając, że klasyczne progresywne formy mają rację bytu w nowoczesnej oprawie. Jest odrobina metalowego grania, odrobina neoklasyki, trochę mainstreamu, ale nigdy nie czujemy przekombinowania czy to aranżacyjnego czy instrumentalnego. Do tego wszystkie teksty są śpiewane po francusku. Godny uwagi album.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

PEZ - El Porvenir (Azar 27)
PEZ to argentyńska formacja, która na "El Porvenir" prezentuje zestaw 12 krótkich post-rockowych numerów. Materiał brzmi bardzo archaicznie, nie tylko ze względu na brzmienie, ale i ze względu na samą melodykę. Cały ten oldschool byłby może niezły, gdyby nie okropny wokal, który nie dość że prezentuje ginie w tle, to katuje słuchacza kwadratową, piejącą manierą. Po 3 kawałku wyłączyłem.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Propaghandi - Supporting Caste (Small Man Music)
Kiedy Green Day szmaci się bawiąc się w granie dla dzieciaków, panowie z Propaghandi dbają o utrzymanie dobrego wizerunku punk rocka. "Supporting Caste" to materiał żywiołowy, dynamiczny i wyrazisty, na których obok punkowych struktur znajdziemy też kilka bardziej intrygujących motywów. Pomimo swojej prostoty Propaghandi dostarcza muzykę urozmaiconą, która powinna trafić w gusta zarówno mas, jak i miłośników bardziej wyrafinowanego, rockowego grania.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Tesserakt - The Unknown (płyta wydana przez zespół)
"The Unknown" to debiutancki materiał rodzimego Tesserakt. 6 utworów, które tu znajdziemy to połączenie progmetalowych łamańców, neoklasyki i funku z niemałą dozą humoru. Całość brzmi ciekawie i rokuje nadzieje na przyszłość.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Townsend Devin Project - Ki (Insde Out Music)
Niewątpliwie Devin Townsend to jedna z ikon współczesnego progmetalu. O ile nie wszystkie poprzednie płyty muzyka podobały mi się, głównie ze względu na zbyt mocne akcenty industrialne i zbyt popisowe partie wokalne, o tyle "Ki" bardzo mi się podoba, może i dlatego, że jest mało townsendowa. Tym razem kanadyjski geniusz poszedł w ambient serwując ponad 70 minut naprawdę ciekawych melodii i zgrabnych harmonii. Może nie jest to porywające granie, może trochę się dłuży, ale jest to dzieło dojrzałe odsłaniające swoje piękno z każdym kolejnym odsłuchem coraz mocniej.
Ocena: 8/10 (Harlequin)

Wobbler - Afterglow (Phantom)
Anglagarda nie zastąpi nikt. Od kiedy jednak Anekdoten zalicza systematyczna obniżkę formy, to Wobbler wyrasta nam na najlepszego naśladowcę crimsonowej szkoły. Największym zarzutem w stronę tego wydawnictwa jest fakt, że zaledwie dwa z zamieszczonych tu pięciu numerów można potraktować jako regularne kompozycje a nie interludia. Niezły materiał, ale zostawia spory niedosyt.
Ocena: 6/10 (Harlequin)

XIII. Stoleti - Dogma (EMI)
Po wielu latach Peter Stepan postanowił wrócić do rockowego grania i tak oto nowy album legendy gotyckiego rocka stał się faktem. Cieszmy się, że Czesi chociaż wrócili do rockowego grania, bo "Dogma" to materiał bardzo przeciętny i ciężko o jakiś specjalny entuzjazm. Poszczególne kawałki są poprawne, przewidywalne, ale pozbawione tego pazura jakim czarowały albumy "Werewolf" czy "Ztraceni V Karpatech".
Ocena: 5/10 (Harlequin)

JAZZ/FOLK:

Cyminology - As Ney (ECM)
"As Ney" to porcja totalnie usypiającego jazzu, w której więcej jest ciszy niż grania. I nie pomaga nawet głos wokalistki przemycający żydowskie dźwięki. Takie tam pitolenie, nawet nie ma czym się nudzić, bo samego grania jak na lekarstwo.
Ocena: 2/10 (Harlequin)

Eluveitie - Evocation I: The Arcane Dominion (Nuclear Blast Records)
"Evocation I: The Arcane Dominion" to pierwsza część konceptu, który ma obejmować dwie płyty. Szwajcarzy na tym wydawnictwie całkowicie poszli w folk, pozostawiając jedynie śladowe ilości muzyki gitarowej. Miłośnicy folku zapewne będą zacierać ręce, ale na moje oko ten folk jest bezbarwny i rozwleczony. Zdecydowanie za mało na nim momentów, które zapadają w pamięć na dłużej.
Ocena: 4/10 (Harlequin)

Henriksen Arve - Cartography
(ECM)
"Cartography" to pierwszy album szwedzkiego saksofonisty nagrany dla ECM. Wytwórnia znana jest z promowania skandynawskich rzemieślników, ale najnowsza propozycja Henriksena wykracza poza standardy. Muzyk zgrabnie łączy ambient z romantycznymi, subtelnymi partiami saksofonu dostarczając słuchaczowi zestaw oryginalnie brzmiących harmonii, będących efektem doszlifowania stylu. Henriksen objawia się tu jako wizjoner swojego instrumentu wydobywając niespotykane dotychczas dźwięki, a "Cartography" byłoby wyśmienitym albumem, gdyby nie wpleciono w niego całą stertę bezsensownych monologów rozpraszających cały urok tej muzyki.
Ocena: 7/10 (Harlequin)

Marsalis Branford Quartet - Metamorphosen (ECM)
Najnowsza propozycja po dowództwem Branforda Marsalisa na pewno znajdzie rzesze wielbicieli. Grupa nagrała bardzo zgrabny, nienaganny instrumentalnie album ze współczesnym jazzem. Jest tu miejsce na instrumentalne szaleństwo, ale więcej tu zgrabnych, ciepłych melodii. Czego by jednak nie mówić - zachowawczość i mainsteamowosć, czyli to za co muzyk niejednokrotnie był krytykowany. Album dobry do kotleta, taki jazz słyszeliśmy już niejednokrotnie.
Ocena: 5/10 (Harlequin)

ELECTRO:

Angelspit - Black Kingdom Red Kingdom (Black Pill Red Pill)
Angelspit jak już zostało udowodnione wypada jednak lepiej w remiksowym wykonaniu. Połączenie oryginalnego i jedynego w swoim rodzaju stylu duetu oraz wariacji na ten temat w aranżacji znanych i cenionych artystów, nadaje nowe, świeże oblicze płycie, która w oryginale mierziła po chwili. Odważyłabym się nawet powiedzieć, że lepsza od oryginału.
Ocena: 7/10 (Nenar)

Centhron - Roter Stern (Scanner)
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to zbyt przesterowany, odpychający wokal. Drugie co od razu się rzuca to muzyka, która wydaje się być powtórką z tego co nam już przez lata zostało dane w  industrialu. Nic innowacyjnego i ciekawego. Co najwyżej dobre na parkiet, jako przerywnik pomiędzy bardziej chwytliwymi kawałkami.
Ocena: 5/10 (Nenar)

Combichrist - Heat EP: All Pain Is Beat (Metropolis Records)
EP miało niejako zrekompensować fanom wydane niedawno LP, które nie zostało zbyt ciepło przyjęte. Z mojego punktu widzenia wyszło jeszcze gorzej niż wcześniej. EPka złożone z niezbyt ciekawych remiksów (nie licząc pierwszego) utworów, które też niczym nie porażały w oryginale. Na szczęście nie spodziewałam się za wiele po tym wydawnictwie, chociaż nie jeden zapewne się zawiódł.
Ocena: 4/10 (Nenar)

Die Form - Noir Magnetique (Out Of Line)
Die Form obdarte z klimatu, za który tak wcześniej ceniłam ten zespół. Cały wcześniejszy efekt został popsuty przez eksperymenty z muzyką. Co chwilę dostarczane są nam piszczące, denerwujące dźwięki, do tego całość bardziej czysta, lżejsza i prostsza co nie wpływa pozytywnie na odbiór, przynajmniej z mojej strony. Wokal pozostał ten sam, jednak to za mało, abym doceniła ten album.
Ocena: 4/10 (Nenar)

Dolls Of Pain - Cybersex (Urgence Disk)
Laleczki wciąż łączą w sobie ostry, skrzeczący, harshowy wokal z przesłodzoną, balansującą na granicy kiczu muzyką. Mówiąc wprost te elementy pasują do siebie jak kwiatek do kożucha. Na poprzednich płytach jeszcze ich muzyka była znośna, ale na "Cybersex" połączenie jest zbyt nieharmonijne.
Ocena: 2/10 (Nenar)

IAMX - Kingdom Of Welcome Addiction (Metropolis Records)
Z jednej strony Chris niby wychyla muzyczne pazurki trochę dalej niż na wcześniejszych albumach, z drugiej jednak utwory wydają się być bardziej cukierkowate, choć nie rażąco. Dostajemy IAMX w zupełnie nowej, świeżej wersji, która jednak nie zatraciła w sobie tych najważniejszych, indywidualnych cech dla projektu. Płyta zdaje się być bardziej dopracowana i doroślejsza niż jej poprzedniczki, przez co słucha się jej z nieukrywaną przyjemnością. Jednak brakuje mi tu wybitnych utworów.
Ocena: 8/10 (Nenar)

Implant - Implantology (Alfa Matrix)
Po zapowiedzi opublikowanej w sieci czekałam niecierpliwie na ten album. I przerósł on zdecydowanie moje oczekiwania. Chwytliwy, wpadający w ucho i bardzo zróżnicowany, do tego   trochę zadziorny, szczególnie jeśli chodzi o utwory z gościnnym udziałem różnych wokalistek. Nie da się ukryć, że muzycy współpracowali z wieloma innymi projektami przy tworzeniu płyty co zdaje się wpłynęło tylko pozytywnie na "Implantology" bez uszczerbku na jakości i spójności.
Ocena: 8/10 (Nenar)

Interlace - Nemesis (EP) (Memento Materia/Artoffact Records)
Jak to na EP bywa dostajemy kilka różnych wersji tego samego utworu. Z Interlace nie miałam wiele do czynienia wcześniej, jednak muszę przyznać, że sama płytka mnie zachęciła do zagłębienia się w ich twórczość. Klimatyczna, wpadająca w ucho muzyka, na którą nie sposób nie zwrócić uwagi, połączona z przerobionym elektronicznie wokalem, który jednak nie jest zbyt agresywny i nie rani uszu. Wszystko jest tu zachowane w zdrowych proporcjach. Dobra promocja zespołu.
Ocena: 7/10 (Nenar)

Kadaver Acht - The Second Remix Collection (płyta wydana przez zespół)
Pierwszą zaletą, o której można wspomnieć nawet bez zapoznania się z albumem jest fakt, iż jest on zupełnie darmowy i gotowy do ściągnięcia ze strony zespołu. Drugą jest zróżnicowana, ciekawa, wpadająca w ucho muzyka, która jest naprawdę dużym atutem płyty. Niestety cały efekt psuje męski wokal tak strasznie kojarzący mi się z electro/gotyckimi niemieckimi projektami.
Ocena: 5/10 (Nenar)

Komor Kommando - Das EP (Alfa Matrix)
Pierwsze wrażenie - dobra i dopracowana EPka, do wykonania nie można się doczepić w żadnej strukturze. Różnorodne kawałki, wpadające w ucho, sprawiające, że nie można się znudzić przy przesłuchiwaniu. Jednak czego moglibyśmy się spodziewać po projekcie tak doświadczonego muzyka? Jeśli ktoś ma ochotę na szybkie utwory, zupełnie pozbawione emocji jest to idealna pozycja dla niego.
Ocena: 8/10 (Nenar)

My Life With The Thrill Kill Kult - Death Threat
(Sleazebox Records)
Gdy większość miejsca na nowości wypełnia harsh i electro we wszystkich możliwych wydaniach, zarówno lepszych jak i gorszych dobrze zrobić sobie odskocznię w stronę dobrego industrialnego rocka jaki serwuje nam My Life With The Thrill Kill Kult. "Death Threat" wciąga w świat niepokojących, brudnych elektronicznych dźwięków okraszonych gitarami oraz klimatycznym wokalem. Jedynego czego tu nie spotkamy to czysta, dopieszczona muzyczka.
Ocena: 7/10 (Nenar)

Rabia Sorda - Radio Paranoia EP (Out Of Line)
Trochę kiczowate połączenie electro punka z brudnym electro. Muzyka ciekawa, ale jednak trzeba przyznać, że płyta po chwili mnie drażni, chyba głównie ze względu na wokal, który gryzie się momentami z muzyką. Oba elementy jednak są ciekawe i oryginalne patrząc na nie osobno.
Ocena: 6/10 (Nenar)

Terrorfrequenz - In Der Dunkelheit (Wannsee Records)
Spodziewałam się harshowej łupanki jaką nawet ostatnio wiele zespołów funduje. Jednak Terrorfrequenz pozytywnie mnie zaskoczył. Owszem mamy do czynienia z harshem jednak w bardzo przystępnej formie. Wokal przesterowany w granicach rozsądku, do tego lekko agresywna, lecz nie rażąca muzyka. Wszystko doprawione dobrym, szybkim, tanecznym bitem. Płyta dobra do słuchania na długie godziny. Mój faworyt jeśli chodzi o pierwsze pół roku 2009.
Ocena: 9/10 (Nenar)

The Birthday Massacre - Show And Tell
(Metropolis Records)
Pierwsze odczucia po przesłuchaniu płyty - czemu mnie nie było na Castle Party gdy grało TBM? Gdzie ja wtedy byłam? Na płycie live Chibi brzmi zdecydowanie lepiej niż na zwykłych studyjnych CD, gdzie już jej głos jest cudowny. Nie przepadam osobiście za koncertówkami, przerywaniem utworów na pogadanki, krzyki, piski i oklaski ze strony fanów zarejestrowanych na CD. Ale to wszystko jestem zdolna przeżyć na "Show And Tell".
Ocena: 8/10 (Nenar)

ALBUM MIESIĄCA:











Vangough - Manikin Parade
(płyta wydana przez zespół)
Rzadko się zdarza, aby debiutanckie albumy robiły takie wrażenie. "Manikin Parade" nie dość, że wydany przez zespół, to jeszcze daje zupełnie nowe spojrzenie na współczesny progmetal. Niby dużo tu wpływów Pain Of Salvation, ale Clay Withrow, lider Vangough posiadł dar pisania zgrabnych, pełnych emocji dźwięków, które w moim odczuciu mogą stanowić nowy kanon muzycznego malarstwa. Piękne aranżacje, ubrane w oszczędne, ale jakże poruszające dźwięki nakazują uznać "Manikin Parade" za jedno z najlepszych progmetalowych wydawnictw w ogóle.
Ocena: 9/10 (Harlequin)

Podsumowanie zredagowali: Harlequin, Nenar
Komentarze
soundcliniqum : Terrorfrequenz - In Der Dunkelheit - to jest jakies nieporozumienie - ocena chyba...
mefir : 1349 - Revelations Of The Black Flame ...ocena - brak (czytaj kupa) kap...
Harlequin : Kaśka, zgodzę sie z Tobą w jednym ;) też nie lubie POS ;)
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły