Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Szukając szczęścia - I Spacer po parku

Bliżej nieznany bohater wychodzi w zimowy wieczór na dyskotekę. Chcąc nacieszyć się ładną pogodą wybiera dłuższą drogę przez park. Spotyka tam piękną, nieznaną dziewczynę i popełnia jeden z największych błędów w swoim obecnym życiu.

Otworzyłem oczy. Odwieczny ból głowy towarzyszący mojemu wstawaniu miał się bardzo dobrze, szkoda że nie mogłem powiedzieć tego samego o sobie. 21:15... kilak godzin temu zaszło Słońce. Kolejny wtorek w moim życiu, chociaż od czasu jak ma we wtorki wolne polubiłem je. Czas przywdziać coś stosownego i wyruszyć na "łowy".

Piękna pogoda, chłodno, cicho, chyba niedawno śnieg spadł. Kocham takie dni. Czyste, gwieździste niebo tylko poprawiało mój nastrój. Skierowałem się ku całonocnej jadłodajni, zwanej przez innych dyskoteką. Noc była jeszcze młoda, więc postanowiłem nacieszyć się panującą aurą i przejść dłuższą drogą, przez park. Nagle, pośród drzew zauważyłem jakąś postać. Dość dziwne, aby ktoś normalny o tej porze zabierał się za samotne spacerowanie po parku. Zacząłem się jej dokładnie przyglądać. Szła ścieżką między drzewami... raczej przeciętnego wzrostu, długa czarna spódnica, wysokie buty, czarny płaszcz i odbijające się na śniegu długie, kruczo - czarne włosy. Córka, o jakiej zawsze marzyłem. Ale wtedy złamię zasady. Książę rozkaże mnie zabić... i ją też. A jeśli udam, że ją tylko znalazłem? Nie, to jest zbyt głupie, aby mogło się udać. Ale przecież najgłupsze pomysły zawsze się udają. Musiałem podjąć to ryzyko, w końcu kto nie ryzykuje, ten nie żyje... chociaż właściwie to od czasu rewolucji przemysłowej byłem nieumarły.

Zebrałem siły i uderzyłem. Nie widziałem w pobliżu nikogo. Podszedłem bliżej, udając że ją znam przywitałem się.
- Dobry wieczór.
- Dobry wieczór? Czy my się zna...
- Czy mogłaby mi Pani powiedzieć, która godzina? Z roztargnienia zostawiłem zegarek w domu.

Dziewczyna podciągnęła długi rękaw płaszcza, odsłoniła blady nadgarstek i spojrzała na zegarek. To była moja okazja. Szybkim ruchem złapałem ją za rękę, pociągnąłem do siebie, odchyliłem głowę i lekko wbiłem zęby w jej szyję. Słychać było tylko cichutki jęk. Wydawała się wręcz zachwycona nowym doświadczeniem. Nagle usłyszałem za plecami krzyk. "Ej, Ty!" Odwróciłem się. Znikąd pojawiła się dwóch rosłych mężczyzn ubranych w czarne płaszcze z bordowymi insygniami. "Kim oni są?" Zresztą, jakie to ma teraz znaczenie. Powinienem zająć się... powinienem zniknąć stąd.” Zacząłem uciekać. Niestety, tylko jeden jegomość zajął się dziewczyną, drugi zaś postanowił zająć się mną.

Wybiegłem z parku. Przede mną pojawił się stary budynek starostwa. Wpadłem przez zamknięte okno do jakiegoś pomieszczenia na parterze. Biurka, szafy, krzesła. Gdzie się chować? Przecież nie wejdę pod biurko. Przebiegłem do kolejnego pomieszczenia. Nagle usłyszałem trzask pękającego szkła. Zatem mój „ogon” był coraz bliżej, musiałem wymyślić coś i to szybko. Przebiegłem jeszcze przez kilka pomieszczeń i schowałem się pod peleryną cieni. Nastała cisza. Czekałem, zastanawiając się, co zrobię, jeśli zostanę zauważony. Nie wiem, ile czasu tak spędziłem. W końcu wyszedłem. W pomieszczeniu nie było nikogo. Przez rozbite szyby powoli wpadały płatki śniegu. Wyszedłem na ulicę, rozejrzałem się. Nie było ani żywej duszy. Słyszałem tylko skwierczące lampy uliczne i padający śnieg.

Tylko co teraz miałem zrobić? "Powinienem zobaczyć, co się stało z dziewczyną, oby dalej leżała w takim stanie, w jakim ją zostawiłem. A jeśli już ktoś ją zabrał do szpitala? Nieważne, przecież jestem teraz za Nią teraz odpowiedzialny. Tylko jak się wytłumaczę przed Księciem, cholera... ale głupi jestem". nie zastanawiając się dwa razy pobiegłem w kierunku parku. Na miejscu nie było śladu ani po dziewczynie, ani po dwóch mężczyznach. "Pewnie zabrali ją do szpitala". Wsiadłem do nocnego autobusu i przejechałem się kawałek. Wysiadłem jakieś dwa przystanki przed szpitalem. Pojawił się kolejny problem. Przecież nie pójdę do dyżurującej pielęgniarki i nie zapytam o bladą dziewczynę, która właśnie się zmienia w wampira. Co gorsze, tamci dwaj już mogą na mnie czekać.

Znowu musiałem kombinować. Pomyślałem, że skorzystam z osłony nocy i pobliskiego lasu. W ten sposób dostanę się pod sam budynek. Byłem bliżej niż dalej, gdy zauważyłem żarzący się w ciemności papieros. „Straszny nałóg, nie mało, że nie dalej ludziom spać, to jeszcze muszą się z tym ukrywać”. Jakie było moje zdziwienie, gdy palaczem okazał się jegomość w czarnym płaszczu z bordowymi insygniami. Już odwróciłem się, aby uciekać, gdy zobaczyłem drugiego i stojącą przy nim moją Córkę. Dziewczyna, ku mojemu zdziwieniu, wyglądała dobrze. Jeden z młodzieńców podszedł do mnie i zapytał "Dlaczego?" O co mu chodziło? Co "dlaczego”? Czyżby wiedzieli o moim akcie lekkomyślności? A jeśli tak, to skąd? Może Oni też są... Nagle drugi podszedł. Ten już nic nie mówił, tylko wyciągnął rękę w moim kierunku.

Poczułem, jak nogi się pode mną uginają, przed oczami zrobiło mi się ciemno i upadłem. Czułem, jakby coś ze mnie uchodziło. Może życie? Straciłem władzę nad ciałem, nic nie czułem, nic nie widziałem, ani nie słyszałem, chociaż mój umysł był całkowicie sprawny. Byłem zamknięty w moim nieśmiertelnym ciele i cały czas, gdzieś głęboko, dźwięczało mi to dziwne "dlaczego".
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły