Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Poezja :

Spacer w deszczu

Najpierw spadła łza
Pojedyncze dziecko samotności
Niedorozwinięty płód ukryty w sercu
Roztargnienia? Melancholii?
Odsunęłam właz by zaczerpnąć tchu
Oddech był spokojny
Niewinny i rześki
Mieścił mi się w dłoni
Pulsował w pierwszych kroplach
Coraz szybciej biegły chmury
Nade mną jak sępy
Szamotał się wiatr
Szłam powoli wytartym szlakiem
Wzdłuż ulic szarych
Wzdłuż skrzyżowań smutnych
Mijały mnie drzewa
Płaczące liśćmi jak ćmy
Na fali świetlistej mgły
Na ławce przy koszu na śmieci
Siedział ktoś pod parasolem
Zasłaniał twarz
I patrzył na ziemię
Kałuża jadła już jego buty
Zaczęłam biec
Mokły stare mury
Z rynien spadały rzeki brzmień
Dudniły tysiące myśli w głowie
Gdzieś nawet schował się mój cień
A może patrzył na mnie z ukosa?
A może czekał?
Za rogiem tylko pusty dziedziniec
Brama przemoknięta od stóp do głów
Zamknęłam oczy -
to nie może być prawda -
Jestem tu.
Wróciłam z deszczu na bruk.


8 VIII 2006
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar