Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Szukając szczęścia - II Nowe ja

Nasz bohater, wbrew własnej woli, cierpi na nadmiar czasu. Zaczyna przez to wspominać przeszłość.

„Gdzie ja jestem? Co się stało? - tylko takie pytania chodziły mi po głowie. Otworzyłem oczy i wyskoczyłem z posłania. Ku mojemu zaskoczeniu byłem w jakimś niewielkim, nie najgorzej wyposażonym pokoju. Wygodne łóżko, czysta pościel, krzesło, biurko z artykułami biurowymi i niewielką lampką. Miejsce pachnie znajomo, jakbym był w pracy, może kilka pięter nad laboratorium. Nadal szumiało mi w głowie. Czułem się słabo, zbyt słabo, aby myśleć o ucieczce. Kto by pomyślał, że tak skończę.

A zaczęło się niewinnie. Urodziłem się w połowie XVIII wieku. Ojciec był, ogólnie rzecz biorąc, naukowcem. Dzięki spadkowi po dziadkach mógł w całości poświęcić się badaniom nad elektromagnetyzmem. Szalony człowiek, jednak to dzięki niemu zacząłem się interesować światem techniki. Matka nie pracowała, dzięki czemu mogła się mną zająć. W wieku około dwudziestu lat zostałem wysłany na studia. Moje wyniki były zadowalające, co okazało się moją zgubą.

Pewnej nocy obudziło mnie skrobanie. Było to co najmniej dziwne, bo myszy dawno nikt tu nie widział. Nie zastanawiając się dwa razy, wstałem z łóżka i zacząłem szukać źródła dźwięku. Zawsze jak się do niego zbliżałem, ono wydawało się uciekać. „Dziś się nie wyśpię, ale przynajmniej ubiję gryzonia i jutro wypocznę jak człowiek”. Tak długo szedłem, aż nie wyszedłem z budynku. Przywitała mnie ciepła jesienna noc. „Skoro się rozbudziłem, może krótki spacer sprawdzi sen” - pomysł wydawał się dobry. Po kilku minutach zauważyłem, że nie tylko ja nie mogę spać.

Moim kompanem stał się starszy mężczyzna. Przeciętny, niegroźny staruszek, który nie miał co w domu robić. Zaczęliśmy rozmawiać. Na początku o pogodzie, potem o bezsenności, aż doszliśmy do odkryć Maxwella. Byłem zaskoczony jego wiedzą do tego stopnia, że chciałem pochwalić się swoją. Godziny mijały, a nasza rozmowa nie miała się ku końcowi. Zegar na wieży wybił trzecią.
- Już tak późno? Muszę wracać na stancję, bo jak się nie wyśpię, w dzień będę nieprzytomny.
- To nie jest konieczne - spokojnie odpowiedział staruszek.
- Jak to? Jeżeli Pan się nie wyśpi, też będzie chodził zmęczony.
- A gdybyś już nigdy więcej nie czuł zmęczenia, bólu czy głodu?
- Czy to możliwe?
- Jeśli Ci powiem, że tak?
- To by było wspaniałe.
Ostanie zdanie okazało się najgłupszą rzeczą, jaką wypowiedziałem w moim doczesnym życiu. Staruszek złapał mnie tak mocno, że nie mogłem się ruszyć i wbił mi kły w szyję. Cały świat zawirował, a przed oczami zrobiło się ciemno. Musiałem zemdleć.

Otworzyłem oczy. Na ustach miałem krew. „W co się tym razem wpakowałem?” - pomyślałem. Byłem w... krypcie. Najdziwniejsze rzeczy przychodziły mi do głowy - ”Jestem gdzieś na cmentarzu, ale jeszcze żyję. Zatem co ja tu robię? Pewnie to jakiś głupi żart kolegów”. Do pomieszczenia weszła młoda kobieta. Jej blada cera i europejskie rysy idealnie pasowały do skrojonego na miarę, przylegającego, czerwonego kimona.
- Witaj Rasto, dobrze Ci się spało? Jestem Nastja.
- Tak, dob... czy my się znamy?
- Tak i nie. My znamy Ciebie, a Ty nawet nie wiesz o naszym istnieniu. Ale nie martw się, teraz jesteś jednym z nas.
W drzwiach pojawił się staruszek. Wtedy trafiło do mnie, że to wcale nie jest żart, że faktycznie jestem na cmentarzu, że mam prawdziwą krew w ustach, a nowo poznana kobieta dokładnie wie, co się stało.
-Widzę, że dobrze znosisz swoje nowe ja - kontynuowała Nastja – Chodź, pójdziemy do domu.
Byłem w szoku. Nie wiedziałem, gdzie jestem ani, co gorsze, kim jest moje nowe ja.

Noc się jeszcze nie skończyła. Przechodziliśmy obok ratusza. Zegar wskazywał drugą.
- Długo spałeś, Synu.
- Synu?
- Tak, w Twoich żyłach płynie moja krew. Nic nie pamiętasz, prawda?
Przytaknąłem skinieniem głowy.

Dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazała się kamienica. Nie raz ją mijałem, ale dopiero teraz zauważyłem, że na najwyższym piętrze w oknach są witraże, przez które bije fioletowe światło. Weszliśmy do środka, prosto do salonu.
Wysokie półki wypełnione książkami, drewniany parkiet na podłodze, cicho strzelające się drwa w kominku powodowały, że panował tam wyjątkowy spokój i harmonia.
- Jak już mówiłam, jestem Nastja, Pani tego domu. Wulfa już poznałeś.
Nastja wskazał na fotel obok. Nagle pojawił się tam wcześniej poznany dziadek. Nie był on jednak tak stary, jak mi się wcześniej wydawało. Teraz dał bym mu co najwyżej czterdzieści lat i posturę godną pozazdroszczenia.
-Tak... powiedział mi, że nie będę czuł zmęczenia ani głodu.
-Zgadza się. Zmęczenie i głód jakie dotychczas znałeś znikną z Twojego życia. Od teraz będziesz nieśmiertelny. Unikaj światła i karm się krwią dzieci Abla, a nigdy się nie zestarzejesz.
-Co?!

„Zamyśliłem się... dość wspominania przeszłości, czas wrócić do teraźniejszości.” Odzyskałem trochę dawnej siły i zacząłem grzebać przy zamku. Otwarcie go nie przysporzyło mi mi większych trudności. Chyba moi „gospodarze” nie wiedzieli, kim jestem, tylko lepiej. Teraz trzeba się wydostać się z budynku.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły