Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Pan-Thy-Monium - Dawn Of Dreams

Pan-Thy-Monium, Dan Swanö, Dawna Of Dreams, avant-garde death metal, jazz, The Metal Archives, rock, Dag Swanö, ambient

Legendarny Pan-Thy-Monium - drugi, po Edge Of Sanity, zespół jaki założył Dan Swanö, na zawsze pozostanie niesamowitym zjawiskiem metalowej historii i tworem, którego nikt nigdy nie będzie w stanie, ani skopiować, ani mu dorównać. Wraz ze swoim bratem Dagiem i pozostałymi muzykami stworzyli dzieła wybitne i całkowicie unikatowe. „Dawn Of Dreams” jest pierwszym z nich.

Już na pierwszy rzut oka płyta jest tajemnicza i nietypowa. Nie ma na niej żadnych informacji odnośnie utworów, składu itp. Tylko nazwa zespołu i tytuł. Wszędzie tylko widziane z góry chmury. Jest też krótka notka o bogu Amaraahu, który ponownie powstał z krypt Geheebu. Bóg wszystkiego, najbardziej wszechmogący twór, który wraz z tykaniem zegara otwiera wschód snów…

Cykający zegar rozpoczyna tą płytę i jest charakterystycznym elementem dla Pan-Thy-Monium w ogóle. Następnie dołączają inne tajemnicze i wykręcone dźwięki, aż w końcu wszystko rozkręca się wraz z gitarami i perkusją. Jednak ten początek to nie jest jakieś intro czy inne wprowadzenie tylko regularna część muzyki, bowiem szybko okazuje się, że tutaj wszystko jest możliwe. Nie poddające się żadnym klasyfikacjom, niestandardowe i abstrakcyjne wrzuty na saksofonie, skrzypcach i klawiszach, odrealnione efekty, zaskakujące gitarowe riffy i wyłaniające się niespodziewanie basowe zagrywki, mieszają się ze sobą tworząc czarujący kalejdoskop zapierających dech w piersiach wrażeń. To co tu się dzieje naprawdę ciężko jest opisać, dokładnie tak jak nie sposób opowiedzieć swojego snu, tak żeby druga osoba mogła odczuć go tak jak opowiadający. W dodatku wszystko tu splata się w unoszące świadomość słuchacza pasaże, które, mimo że urywane, kręte i pogmatwane, to zachowują mistrzowską spójność. Z rozgardiaszu dźwięków lub stonowanego wyciszenia wyłaniają się wspaniałe gitarowe melodie, które między innymi stanowią o wybitności tego dzieła. Tutaj każdy dźwięk pasuje, układa się z innymi i komponuje w wielką, fantastyczną całość.

Muzyka często jest bardzo brutalna. Metalowy łomot współgra z niskimi growlingami i przeraźliwym wrzaskiem. To jednak tylko jedna z odsłon „Dawn Of Dreams”. Jest tu bowiem też wiele fragmentów pełnego napięcia spokoju, gdzie chore kombinacje różnych odgłosów mijają w bardziej wyważony sposób. Są fragmenty rockowe, jazzowe, ambientowe, deklamacje, szepty, figury całkowicie eksperymentalne.

Z „The Metal Archives” można się dowiedzieć, że pierwszy kawałek trwa prawie dwadzieścia dwie minuty i zajmuje całą pierwszą stronę, a na drugiej jest sześć krótszych pozycji. Faktycznie pod koniec pojawiają się formy, już całkowicie nieprzypominające normalnej muzyki tylko tworzące niezidentyfikowane kombinacje wkręty. Koniec to są już na przykład tylko szepty.

„Dawn Of Dreams” to dzieło ponadczasowe, wymykające się wszelkim standardom, a przy tym genialnie skomponowane i nowatorskie. Niedościgniony wzór avant-garde death metalu.

Wydawca: Osmose Productions (1994)

Ocena szkolna: 6

Komentarze
Harlequin : Lepiej, żeby nie wracali. A formacja oczywiście wyborna.
zsamot : Chyba lepiej,że to rozdział zamknięty... Płyta magiczna przez swą au...
leprosy : Znam kazde ich wydawnictwo. To jest prosze panstwa metal przez b. duz...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły