Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Drekoty - Pod Pałacykiem, Wrocław (27.10.2013)

drekoty, pop, rock, electro, wrocław

Zamierzałem się wybrać na koncert Marii Peszek. Plan uległ zmianie, gdy dzień przed wydarzeniem na przystanku tramwajowym zobaczyłem plakat zespołu Tymon & The Transistors. Obok zareklamowane były jednak jeszcze Drekoty. Ze względu na miejsce, brakowało tylko napisanego wielkimi literami refrenu utworu "Tramwaj", jednego z wielu kawałków grupy, które od roku, czyli od wydania "Persentyny", albo i dwóch, czyli od mojego pierwszego kontaktu z tercetem, obijają mi się o mózgoczaszkę. Decyzja została podjęta.


Gdy oglądałem scenę, rozczarowało mnie skromne instrumentarium. Wiedziałem wprawdzie, że na żywo dziewczyny aranżują swoje utwory w większym stopniu na syntezatory, ale miałem nadzieję, że poza nimi i zestawem perkusyjnym dostrzegę coś więcej niż ksylofon i tamburyn. Uspokoiłem się nieco, gdy po wkroczeniu na scenę dwie członkinie tercetu zajęły miejsca odwrotnie, niż się spodziewałem, tzn. Magda Turłaj usiadła za perkusją, a Ola Rzepka stanęła przy klawiszach. W trakcie koncertu obie wielokrotnie się przemieszczały i dobierały do kolejnych instrumentów, więc mimo pewnego uproszczenia występ nie stał się bardziej przewidywalny ani monotonny.

Niestety wykonane przez Rzepkę i Turłaj kakofoniczne intro przeszło nie w pierwszy utwór, tylko w poprawianie odsłuchów, które podczas próby ustawione zostały podobno dobrze. Parę kawałków upłynęło więc na uwagach tercetu do akustyka, zatykaniu wolnymi rękami uszu oraz wyrażaniu twarzą mieszanki bólu i skupienia. Zresztą również publiczność mogła ponarzekać na odbiegające od ideału nagłośnienie, zwłaszcza zbyt cichy, zagłuszany przez instrumenty wokal. Różnicę dało się zauważyć na przykładzie utworu "Poddania", który zagrany został jako pierwszy po intrze oraz ponownie po "Nigdy" i "Listopadzie". Za drugim razem zabrzmiał lepiej.

Po instrumentalnym wstępie do koleżanek dołączyła dziewczyna w zdjętej po paru utworach czapce, która we Wrocławiu jeszcze z zespołem nie występowała. W lipcu tego roku z Drekotów odeszła bowiem Zosz Chabiera, a nową członkinią została Natalia Pikuła, parę miesięcy wcześniej finalistka 5. edycji talent show "Must Be The Music". Zmiana mnie zaniepokoiła, gdy tylko się o niej dowiedziałem, ale wygląda na to, że nie ma powodów do obaw. Nowa wokalistka - jak podkreślono podczas koncertu, nie główna, bo u Drekotów nie ma głównego wokalu - również jest dziewczyną z charakterem, pasuje do koleżanek, a przy tym nie naśladuje swojej poprzedniczki. Jako miłośnik grupy ubytkiem jestem zasmucony i będę po Chabierze rozpaczał, ale obecny skład po zobaczeniu go w akcji akceptuję. Wpływ na to miały też nowe - a przynajmniej nieznane z EP "Trafostacja" ani albumu "Persentyna" - utwory, które zostały zaprezentowane podczas koncertu. Było ich parę - wspomniane już "Nigdy" oraz "Spokój", a także "Nic". Nie wiem, czy ten zestaw jest reprezentatywny, ale na razie przyjmuję, że najbliższa pozycja w dyskografii Drekotów zapowiada się jako mroczniejsza i bardziej nastrojowa od poprzednich. Wróżę, że zespół znowu zostanie doceniony przez krytykę. Czekam cierpliwie na wieści o wejściu do studia.

Niespodzianką były nie tylko nowe kawałki, ale i aranżacje niektórych starych. Jako pierwsze od wersji płytowej znacznie odbiegło "Skrzypię", tu bardziej elektroniczne, z początku przypominające raczej muzykę klubową. Drugi był "Raut", który ze znanej mi wersji zachował chyba tylko tekst. Zanim go wykonano, Rzepka zaczęła wypytywać ludzi pod sceną, czym się zajmują. Jej słowa o odsłanianiu się przed sobą nawzajem zabrzmiały dwuznacznie w połączeniu z faktem, że po zdjęciu podczas jednego z pierwszych utworów płaszcza była chyba najskąpiej odzianą osobą na sali. W szczególności interesowało ją, czy wśród widzów jest jakiś wokalista. W ten sposób szybko znalazł się ochotnik, którego zaproszono do mikrofonu i wręczono kartkę z tekstem utworu. Uczucia względem "Rautu" wykonanego przez krzyczącego amatora oraz chyba również improwizującą Rzepkę i Turłaj mam mieszane. Owszem, zabawa była niezła, ale kompozycję tę cenię jako dobry przykład tego, jak muzyka i wokal mogą być dopasowane do tekstu - za zobrazowanie "mówienia za gęsto", niezgodności rytmu, w jakim funkcjonuje otoczenie, z tempem jego odbioru. Tym razem tego nie usłyszałem, było za to dużo rautowego zgiełku. Eksperyment ciekawy, ale szkoda mi wersji płytowej. Brakowało mi też głosu Chabiery w "Za" - w tym przypadku można już mówić o zubożeniu aranżacji.

Na koniec setu podstawowego zagrane zostały "Masłem" i "Powrót". Widzowie, choć niezbyt liczni, odebrali występ bardzo dobrze i bez problemu wywołali tercet na bis. Na ostatni utwór godzinnego koncertu wybrany został "Tramwaj".

Trzy grające i śpiewające dziewczyny nie zawiodły. Pomimo paru niedociągnięć występ zaliczyć można do udanych. Ja tymczasem myślami uciekam już do kolejnego koncertu zespołu we Wrocławiu lub następnego albumu. Mój stosunek do nich dobrze opisują słowa utworu "Drekoty": "Czekamy, czekamy!".

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły