Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Athlantis - Metalmorphosis

Metalmorphosis, Athlantis, Steve Vawamas, Alessio Calandriello, Tommy Talamanca, Sadist, Aleksandro Bissa, power metal, Labyrinth, Trevor Nadir

„Metalmorphosis” to już druga płyta Athlantis w tym roku, choć składy na obu tych wydawnictwach dość znacznie się różnią. Do filaru zespołu, basisty Steve'a Vawamasa i wokalisty Alessio Calandriello dołączyli Tommy Talamanca z Sadist na gitarze, a na perkusji Aleksandro Bissa, który jeszcze do zeszłego roku występował w Labyrinth. Biorąc to pod uwagę, tempo pracy musiało być ekspresowe, ale jeżeli celem było nagranie dobrego power metalowego albumu, to został on zrealizowany w stu procentach.

 

Jest to muzyka klasyczna dla tego gatunku pod każdym względem. Żywe, porywające riffy, utrzymane w szybkich tempach, prowadzą utwory i nadają im mocnych szkieletów. Co ważne gitary potrafią też przejść do fragmentów instrumentalnych, gdzie przeplatają się w szalejących solowych popisach. Perkusja pędzi po prostu pięknie patataj, patataj do przodu i powoduje zwiększenie poziomu adrenaliny, ale najbardziej rozbrajające są wokale. Alessio ma głos wręcz stworzony do tej muzyki, czego nie omieszkuje udowadniać w długich i powyciąganych w niebogłosy sentencjach, przy których nic tylko wziąć i się rozpłynąć. Najbardziej powalający jest „Devil’s Temptation”, ale takich wznoszących w obłoki pieśni jest więcej, jak choćby „Battle Of Mind” czy „Wasted Love”.

Wyjątkowym numerem jest „Nightmare”. Jest on zbudowany na zasadzie dialogu Deliana (postać pojawiająca się również w tytule pierwszego numeru, ale nie udało mi się rozszyfrować kto to) ze swoim własnym koszmarem. W rolę koszmaru, ze swoim wrzaskliwym głosem, wciela się tu Trevor Nadir z Sadist, który przeplata swoje skrzeczące partie z płynącym śpiewem Alessio. Nie tylko wokale są tu skontrastowane, ale cały ten utwór ma swoje i szybsze i delikatniejsze fragmenty, choć całościowo wyróżnia się ciężarem.

Na drugim biegunie mamy za to balladę „Angel Of Desie”. No, słuchając tej płyty od początku, można się było tego spodziewać. Smętne to oczywiście i niepotrzebne, psuje album, ale, w ostateczności, jeszcze do zniesienia. O ile ballada nie była zaskoczeniem, to na koniec mamy prawdziwą niespodziankę w postaci przeboju „Tragedy” z repertuaru samego Bee Gees. Jak tego słucham to nie mogę uwierzyć, że nigdy nie wpadłem na to, że jest to power metalowy szlagier, tylko po prostu wcześniej nikt go nie umiał dobrze zagrać. Kupa śmiechu, ubaw po pachy, morda się cieszy i o to chodzi przecież w tej muzyce.

 

Tracklista:

01. Delian's Fool 
02. Battle Of Mind 
03. Wasted Love  
04. Nightmare 
05. Devil's Temptation 
06. Angel Of Desire 
07. No Fear To Die 
08. Resurrection 
09. Tragedy (Bee Gees cover)

Wydawca: Diamonds Prod. (2017)

Ocena szkolna: 5-

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły