Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Solstice - Solstice

Magik sięgając raz po raz do cylindra potrafi wyciągnąć bielutkiego królika, który nie wiadomo jak znalazł się w owej czarnej dziurze. Podobnie ma się sprawa z amerykańską formacją Solstice, która jest właśnie takim białym ślicznym króliczkiem, pochłoniętym przez czarny cylinder. Wielka szkoda, że mało kto kojarzy dziś ten zespół, bo za jego sprawą swój nieprzeciętny talent mogli pokazać Rob Barrett (później Cannibal Corpse, Malevolent Creation), Dennis Munoz (później Demolition Hammer), Mark Van Erp (ex-Cynic, Malevolent Creation, Monstrosity) oraz Alex Marquez (m.in. Malevolent Creation, Disincarnate). Zanim ci muzycy mogli wypłynąć na szerokie wody z debiutanckim albumem, musieli przez niemal rok trzymać go w szafie, w związku z problemem znalezienia wydawcy.
Na całe szczęście takowy się znalazł. Solstice został przygarnięty przez SPV/Steamhammer i w 1992 roku "Solstice" mógł zostać zaprezentowany szerokiej publiczności. Już sama okładka płyty obrazująca bliżej nieokreśloną masę pochłaniającą mieszkańców metropolii rodzi skojarzenia z schuldinerowym "Spiritual Healing" jak i "mustainowym" "Peace Sells... But Who's Buying". Jak się okazuje, warstwa liryczna płyty do banalnych nie należy i w ogólnym rozrachunku dotyka problemów społecznych oraz bezlitości korporacyjnego charakteru miast pochłaniających sens życia.

Od strony muzycznej album do delikatnych też nie należy. Czwórka młodych, utalentowanych muzyków zaoferowała z jednej strony dość typową jak na ówczesne standardy mieszankę thrash i death metalu osadzoną w brzmieniu typowym dla Morrisound, czyli z wyraźnie zaakcentowaną pracą sekcji i mięsistymi gitarami. Skojarzeń nasuwa się kilka - słychać tu zarówno wyrafinowaną szkołę maestro Schuldinera, ładunek energetyczny rodem z Sepultury oraz ciężar niewiele ustępujący Demolition Hammer. Kto jednak myśli, że mamy tu do czynienia z klonem, ten się myli.

"Solstice" przynosi szereg elementów, które wyróżniały tą formację na tle setek innych thrash/deathowych kapel. Przede wszystkim bardzo wysoki poziom instrumentalny, oraz precyzja z jaką poszczególne partie instrumentów się uzupełniają wprawia w osłupienie. Pod tym względem mamy tu do czynienia z majstersztykiem, a szczególne słowa uznania należą się Marquezowi, który za zestawem perkusyjnym świetnie uzupełnia każdą możliwą lukę stworzoną w krainie sześciu strun.

Do gitar także przyczepić się nie można - duet Barret/Munoz serwuje naprawdę wyborne, dynamiczne i mięsiste riffy nadające potężnej motoryki temu albumowi. Nie można zapomnieć o świetnych solówkach, z których dwie (do "Cleansed Of Impurity" oraz "Survival Reaction" zagrał sam James Murphy, który już wówczas mógł się pochwalić sporą renomą. Bardzo charakterystycznym elementem, dopełniającym całości jest tu wokal Barretta - coś z pogranicza growlingu i hardcore'owego krzyku. Gdy zespoimy wymienione wyżej składowe, to z całą świadomością podpiszę się pod stwierdzeniem jednego z moich kolegów, że Solstice można nazwać takim oldschoolowym deathcorem.

Co zaś się tyczy samych kompozycji, to ciężko jest tu znaleźć jakiekolwiek słabe punkty. Utworów jest zaledwie dziewięć i w sumie trwają nieco ponad pół godziny. To jednak wystarczy, aby naszpikowany kapitalnymi riffami "Survival Reaction" czy zmasowany perkusyjny atak w "Plasticized" przyprawiły fana dobrej muzyki o stan przedzawałowy z wrażenia. Ciekawostką jest natomiast fakt, że w utworze "S.M.D.", będącym coverem Carnivore, gościnnie w chórkach wrzeszczą Tony Teegarden (Cynic) oraz sam Scott Burns, którego fanom death metalu przedstawiać chyba nie trzeba.

Może i nie jest to dzieło wybitne, które ma podstawy do tego, aby wpisać się w  historię metalu złotymi literami - może, gdyby album powstał 3-4 lata wcześniej... niemniej jednak jeśli ktoś szuka death/thrashowego grania, gdzie wszystko chodzi jak w zegarku, a elementy hardcore'u mi nie wadzą, ten nie powinien szukać niczego innego. "Solstice" w swojej kategorii jest dziełem kompletnym, niebanalnym, a zarazem zapewniającym świetna rozrywkę. To jest taka perełka z lamusa, którą nie tylko warto poznać, ale warto zakupić.

Tracklista:

01. Transmogrified
02. Cleansed Of Impurity
03. Eternal Waking
04. Survival Reaction
05. S.M.D. (Carnivore Cover)
06. Netherworld
07. Plastcized
08. Catalysmic Outburst
09. Aberration

Wydawca: SPV/Steamhammer (1992)
Komentarze
Harlequin : Dla mnie w dalszym ciagu jest to jeden z najbardziej pozotywnie-energetyzują...
Sumo666 : Płytka jest klasowa co by nie było :) Wasze zdrowie mości goście...
Harlequin : O la la,mialem kiedy� na kasecie ,miodne granie dawno nie słuchałe...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły