Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Fanthrash - Kill The Phoenix

Apocalypse Cyanide, Greg, Mary, Kill The Phoenix, Fanthrash, Wojciech Piłat, SpectAmentia, Kuba Chmielewski, Aleksandra Lizęga-Jurkowska, metalcore, thrash metal, death metal

Długo lubelski Fanthrash nie dawał znać o sobie, a od ostatniej EPki „Apocalypse Cyanide” minęło już sześć lat. Wtedy wydawało się, że jest ona zapowiedzią nowej płyty, a tymczasem zapadła cisza. Na pewno jednym z tego powodów były zmiany w składzie. Okazuje się bowiem, że w tym czasie zespół poważnie odmłodniał. Dość powiedzieć, że większości jego obecnych członków nie było na świecie, gdy Greg i Mary stawiali pierwsze kroki. Można więc stwierdzić, że wydana we wrześniu płyta „Kill The Phoenix” jest nowym rozdziałem w historii Fanthrash.

I myślę, że słychać to w brzmieniu zespołu. W dalszym ciągu jest to thrash metal, ale idący w stronę dźwięków metalcoreowych. Duża w tym zasługa wokalisty Kuby Chmielewskiego, który prezentuje kilka barw, łącznie nawet z głębokimi growlingami, ale często jest to właśnie taki coreowy zdarty krzyk. Ale i gitary grają w ten sposób, szczególnie w „M.A.D.”. Między takim „M.A.D.”, a następującym po nim, ciężkim i wpadającym w death metal „Black Hours” jest wyraźna różnica stylistyczna. W dodatku w tym drugim jest bogate w gitarowe solówki i plątaniny zakończenie, zagrane przez byłego członka zespołu Wojciecha Piłata (obecnie SpectAmentia), ale nie jest to jedyne solowe pogrywanie, bo takowe znajdziemy też na przykład w „Ice Dagger Of Despair”. Podobne wrażenie sprawia też „Sacred Blasphemy”, a bardziej progresywne i charakteryzujące się przestrzenniejszym graniem są za to „Herald Of The End” oraz trochę wolniejszy, miażdżący i świdrujący zagrywkami „Instints Of Doom”. Widać więc, że zespół szuka rozwiązań, choć w większości granie jest mocne i intensywne.

Są też i dodatki. Trzy utwory mają swoje intra zagrane przez kwartet wiolonczelowy, co jakoś do tej płyty zupełnie mi nie pasuje. W „Kill The Phoenix” pojawia się śpiew Aleksandry Lizęgi-Jurkowskiej, co stanowi łagodny kontrast do tego ciężko-walcowatego kawałka.

Całość przekazu skierowana jest przeciwko zachłannym i wykorzystującym człowieka przywódcom religijnym, politycznym i tym ze sfer wielkiego biznesu. Świadczą o tym tytułowe szklane wieże z pierwszego numeru, które wyrastają nam nad głowami i z których spoglądają na nas odziane w szare garnitury hieny. Dodam tylko, że ten pierwszy kawałek jest tu największym thrashowym pierdolnięciem, choć ma też swoje zwolnienie i pewnie nie bez kozery został wybrany jako otwierający, jeszcze przed pierwszym intrem. Tak jak już pisałem płyta kończy się zupełnie inaczej, a po drodze można spodziewać się różnych niespodzianek. Wszystko to sprawia dobre wrażenie, stoi na wysokim poziomie technicznym i jest profesjonalnie poukładane. Mi brakuje jednak większej błyskotliwości kompozycyjnej, szczególnie w kwestii wokaliz. Na całej płycie nie ma ani jednej chwytliwej, wpadającej w ucho, zapamiętywalnej frazy. Tak przynajmniej ja to odbieram.

Tracklista:

01. Glass Towers

02. Ice Dagger Of Despair (Intro)

03. Ice Dagger Of Despair

04. Scapegoats

05. M.A.D.

06. Black Hours

07. Herald Of The End (Intro)

08. Herald Of The End

09. Instinct Of Doom

10. Sacred Blasphemy (Intro)

11. Sacred Blasphemy

12. Kill The Phoenix

13. Kill The Phoenix (Outro)

Wydawca: Fanthrash (2019)

Ocena szkolna: 4

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły