Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

3rd Art Rock Festival - Eskulap, Poznań (19.04.2008)

Kolejna, trzecia już edycja Art Rock Festival w Poznaniu odbyła się w sobotni wieczór 19 kwietnia 2008 roku w klubie Eskulap. Tym razem zaprezentowało się pięć zespołów z pogranicza muzyki art i progressive rockowej. Gwiazdą wieczoru ogłoszono Antimatter z Mickiem Mossem na czele, jednak zapowiadany udział Duncana Pattersona w tym składzie nie doszedł do skutku, co już na wstępie ochłodziło emocje związane z eventem.
Jako pierwszy jeszcze przed godziną 18.00 wystąpił polski zespół After. Z racji tego, że koncert rozpoczął się wcześniej niż to było w oficjalnie podane do informacji, a dotarłam parę minut po 18, występu tego nie widziałam. Z relacji tych "co się załapali" dowiedziałam się, że właściwie niczego nie straciłam oraz że After zagrał bardzo krótko.

Następnie na scenie pojawili się Holendrzy z Mangrove. Przyznam szczerze, że o tym zespole wiedziałam najmniej, mimo to jego klasycznie progrockowy występ pokrył się z moimi przypuszczeniami. Panowie z Lasów Namorzynowych zagrali kompozycje przywodzące na myśl klimat czasów środkowego Genesis czy wczesnego Marillion. Publiczność, jako że dopiero zaczynała się gromadzić pod sceną, nie była zbyt liczna. Mimo to zespół dał całkiem dziarski show, zwłaszcza wokalista, który w pewnym momencie zszedł niespodziewanie ze sceny i pomykał wesoło z gitarą po całej sali wśród lekko zdezorientowanych widzów. Na koniec przeczytał (wydukał) parę zdań po polsku ze "ściągi" na kartce, czym na pewno przychylił się publice.

Krótko po 19 nastąpiła dłuższa przerwa, w trakcie której na scenie rozkładał się Leafblade. Miałam nadzieję, że tym razem występ nie będzie już akustyczny i że Peter Gilchirst i Sean Jude zaprezentują coś zgoła odmiennego. Tym razem - bowiem gościli oni już w Poznaniu we wrześniu zeszłego roku na wspólnym koncercie z Antimatter. Sympatyczny duet jednak uraczył nas niemal identycznym występem, przerywanym niestety problemami technicznymi związanymi z nieporozumieniem muzyków z akustykami nagłaśniającymi scenę w Eskulapie.

Zapowiadany na godzinę 20.00 Antimatter w składzie Mick Moss (gitara akustyczna, wokal), Pete Gilchirst (wokal pomocniczy) oraz skrzypaczka w rzeczywistości rozpoczął grać nieco później. Już od pierwszego utworu (tak tak, "Jolene"...) byłam pewna, iż zespół zaprezentuje również setlistę z września 2007 z poznańskiego Johnnym Rockerze. Nie myliłam się, albowiem następnie usłyszeć można było w tej samej kolejności co w zeszłym roku m.in.: "Working Class Hero", "Leaving Eden", "Angelic", "Saviour", "Over Your Shoulders", "Everything You Know Is Wrong", "In Stone", "The Weight Of The World" czy anathemowe "Hope". Trochę to zawiodło moje oczekiwania, jednak jeśli ktoś widział i słyszał Antimatter po raz pierwszy, z pewnością mógł odebrać koncert z innej perspektywy. Porównania czasem zabijają efekt i tak stało się tym razem - mając w pamięci niesamowicie atmosferyczny i "gęsty" występ zespołu z 2007 roku, nie mogłam się oprzeć myślom, że tym razem jest już nie tak, że czegoś zabrakło... Na pewno to nie ta sama kameralna atmosfera plus dodatkowo niechlubne dla klubu problemy z nagłośnieniem. Żeby usłyszeć skrzypaczkę trzeba było albo stać po lewej stronie środka sceny albo posiadać ponadprzeciętny słuch. Poza tym jej gra nie wnosiła w zasadzie niczego specjalnego, właściwie powielała podkład muzyczny, który i tym razem towarzyszył zespołowi. Mick Moss wydawał się być w nie najlepszej formie, może dlatego w pewnym momencie wyjadał coś ze słoiczka (miód?). Mimo to żartował i wykazywał zaangażowanie jak zawsze.

Publiczność domagała się bisów, jednak organizatorzy szybko stłumili prośby, ogłaszając iż festiwal trwać może jedynie do godziny 23, po której to w Eskulapie planowana jest... dyskoteka (!). Trochę to według mnie nieprofesjonalne w przypadku, gdy zaprasza się takiej rangi zespoły z zagranicy i są one obarczone taką presją czasu...

Po występie Antimatter w klubie zrobiło się jakby sennie. Na szczęście jako ostatni mieli wystąpić brytyjscy weterani progressive rocka z Galahad. Ze względu na to, że rozpoczęli już po godzinie 22, ich koncert trwał dość krótko. Krótko, ale treściwie i nadzwyczaj energetycznie! Bardzo pozytywne zaskoczenie - spodziewałam się styranych panów w podeszłym wieku, tymczasem pojawili się żywiołowi i profesjonalni muzycy, którzy szybko rozkręcili niemrawą publiczność. Uwagę przykuwał szczególnie gitarzysta o wyglądzie wystylizowanym na wczesne czasy punk rocka. Galahad zaprezentował utwory głównie z ostatniej płyty - "Empires Never Last", nie zabrakło także starszych numerów.

Presja czasu została nagięta - festiwal nie zakończył się równo o 23 jak planowali organizatorzy. Nie w smak to było właścicielom klubu, ale i nie w smak publiczności, która na pewno oczekiwała dużo większych wrażeń z trzeciej edycji Art Rock Festival. Miejmy nadzieję, że przy kolejnej progresywnej okazji w tym miejscu taka sytuacja się już nie zdarzy. Może też uda się w końcu zobaczyć Antimatter nieakustycznie w pełnym składzie.

http://www.darkplanet.pl/modules.php?name=usergallery&op=show_photo&id=38317
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły