Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Opowiadania :

Bractwo Cieni

A wiec będzie to coś, co napisałem bardzo dawno temu, gdy jeszcze grałem w tekstowe MMORPG (na silniku Vallhelu). To opowiadanie pochodzi akurat z gry Quendi (która, niestety, od dawna już nie istnieje).. Stworzyliśmy tam Bractwo Cieni (głównie z Alaestrem i dlatego jego imię tu umieściłem) - "gildię" płatnych zabójców...a  to co tu przeczytacie, to lekko podrasowany profil, który napisałem, gdy gra przestała istnieć. Wtedy powstały jeszcze bodajże  dwa rozdziały, niestety do dnia dzisiejszego uchowało się tylko to - zalążek pierwszego rozdziału. Może z czasem znów coś napiszę, jak zbiorę chęci :) Z góry przepraszam za błędy stylistyczne, gramatyczne i brak polskich znaków...
Mam nadzieję, że MILEGO CZYTANIA



Widzisz postac w kapturze stojaca w zaulku. Zaintrygowany/a podchodzisz doń, a ona ku Twemu zdziwieniu wrecza Ci 1 monete. Dziekujesz i zdziwiony pytasz za co. Nie dziekuj mi odpowiada postac - taki padl wyrok... wybacz .. w tym samym momencie Twe oczy oplata ciemnosc... czujesz przeszywajacy bol... zdajesz sobie sprawe, ze umierasz... ale dlaczego? za co? zastanawiasz sie... obrazy Twego zycia przelatuja Ci przed oczyma... widzisz dziecinstwo, mlodosc, a na koncu swoj pogrzeb... zastanawiasz sie, czy ktos nań przyjdzie... czy ktos bedzie o Tobie pamietal .. potok mysli przerywa glos nieznajomego - ZEGNAJ - odpowiada zabojca i odchodzi .. przed smiercia zastanawiasz sie. kto kupil jego uslugi, kto chcial Twej smierci .. probujesz wykrzyczec mu, zapytac kto... broczac krwia, slowa ledwie przypominaja mowe .. on nie odpowiada, przystaje na chwile, mowiac zabys kupil bezpieczny przewoz u Charona ... patrzysz na monete i zastanawiasz sie ile warte bylo Twe zycie ... postac odchodzi ... i Ty tez, lecz kazdy w innym kierunku ... w inne miejsce ... wzrok powoli lecz stanowczo staje sie coraz ciemniejszy ... nie czujesz nawet bolu ...


R.00
„ Rada Cieni ”


Wedrujac wieczorna pora, przemierzales miasto. Wieczor wydawal sie nienaturalny, skapany w krwawym zachodzie slonca i zroszony rzesistym deszczem. Czerwone promienie zapadaly sie w ksztaltach miasta, zlewaly, a zarazem odbijaly od jego konturow. Wygladaly tak jakby miasto bylo jedna wielka marionetka zawieszona na rubinowych niciach krwawiacego slonca, ktore umieralo by mogla narodzic sie noc.

Nagle Twa uwage przykula postac. Sylwetka zupelnie niepasujaca do otoczenia. A zarazem nazbyt doń nalezna. Widziales jej kontur zarysowany odbiajacymi się kropelkami deszczu. Zmierzala w nieznanym Ci kierunku, jednak wygladala jakby stala w miejscu a cale miasto sie poruszalo. Przesuwala sie malymi acz szybkimi kroczkami nieznanego osobnika. I ten cien ciagnacy sie za ta osoba. Stworzony pora dnia i urokiem slonca, byl on szkarlatny. Wygladal niczym smuga krwi ciagnaca sie za nieznajomym. Przeszyl cie dreszcz i odruchowo się rozejrzałeś szukając przyczyny, gdyz tylko ta osoba takowy posiadala. Dlaczego nikt na to nie zwrocil uwagi? Przyjrzales się jej bardziej i w tym momencie postac jakby się rozmyla, niemalze całkowicie zlewając z otoczeniem. Nawet kropelki deszczu nie były już tak widoczne. Jednak, gdy wyostrzyles wzrok, powróciła do poprzedniego stanu.  Nawet cien stal się jakby ciemniejszy. Bardziej czerwony, wchodzący w odcien bordo. Postac odziana byla w dlugi plaszcz i kaptur. Nie mogles dostrzec nic wiecej. W zapadajacym zmierzchu sama wygladala jak cien. Moze nim jest, pomyślałeś, dostrzegajac ze nikt nie zwraca na nia uwagi. Rozgladajac się do kogo należy, przetarles oczy niepewny, czy nie jest  tylko zludzeniem... a moze ona chce by tak bylo, moze celowo nie chce zwracac na siebie uwagi?

 Nie mogles wywnioskowac kim jest, jak wyglada. Nie mogłeś wywnioskowac nic, gdyz swe tajemnice szkrzętnie skrywala pod niepozornym wygladem i pietnem ciszy, które za nim się ciagnelo. Tak, ta nieznosna cisza, która otaczala nieznajomego. Czules ja, czules jej ciezar, jej zapach, jej odcien. Otaczala cie. Wciągala w glab. Nie słyszałeś rozmow przechodniow, nie słyszałeś deszczu, przerywanego odległymi blyskami  pękającego nieboskłonu. Stwala się coraz ciezsza, a wraz z nia otaczala cie ciemność. Nie mogłeś się ruszyc. Panicznie próbowałeś wykonac jakis ruch. Krzyknac. O dziwo  twe usta otworzyly się, jednak wydajac niemy, zdławiony krzyk, który słyszałeś jedynie ty sam. Slyszales swój wlasny strach zatopiony w bezdźwięcznym wolaniu o pomoc. Swiat stawal się coraz odleglejszy. Coraz bardziej szary. Niemy jak ty sam. Mimowolnie zmusiles się do zamkniecia oczu. Powieki poruszyly się. Zamkniety we wlasnych myslach sączyłeś zapach ciszy. Kontemplowales jej piekno, które mimowolnie podziwiales. Jednak nie chciałeś się z nia zjednoczyc, złączyć. Nie chciałeś się jej oddac. Odrzuciles ja i w tym momencie wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Glosne ulice, rozgadani przechodnie i ich kroki dźwięczące na bruku, lagodne kropelki deszczu uderzające o podloze, krzyk rozdzieranego nieba.

Bez zastanowienia przeszukales wzrokiem ulice. Znalazles go. Jegomoscia w czarnym plaszczu. Stal wpatrzony w ciebie. Teraz ujrzałeś jego twarz. Lagodna, jednak obojetna, zimna. Jednynie oczy mówiły co innego. Mimo iż cala twarz była martwa, oczy pozostawaly nieskazitelnie zywe. Zauroczony tym wygladem mima, zauważyłeś w nich  zaskoczenie… i podziw. Podziw? Ale do czego? Ale było tam cos jeszcze, cos czego nie mogłeś przypisac jednoznacznie do znanej ci rzeczywistości. Postać odwrocila się i ruszyla przed siebie. Zaintrygowany postanowiles pojsc za nia, niezastanawiajac się nad konsekwencjami.

Postac chyba nie dostrzegla ze ja sledziles... albo chciala bys tak myslal. W koncu zniknela w niewielkim, niepozornym budynku na skraju miasta. Wbrew sobie podszedles do drzwi. Ku twemu zdziwieniu otworzyly sie. Ukazal sie w nich maly, pulchny osobnik. Usmiechnąles sie spogladajac na jego ubior. Niedopasowane i ciut za male ubrania tworzyly dosc zabawna otoczke wokol calej postaci. Wylupiaste zielone oczy, ogromny nos, wystający podbródek z bujna broda spleciona w warkocz. Dlugie wlosy spiete w kucyk, przerwane lysina na srodku glowy. Malutkie uszy. Odzwierny badz lokaj, pomyslales ...a moze straznik? Ale nie wygladal on na takiego. Nie, pomyślałeś, to nie moze byc straznik.

Twe rozmyślania przerwal niski glos mężczyzny,
- Zapraszam.
Spojrzales mu w oczy. Przeszyl Cie dreszcz. Wyrazaly wszystko. Tak jakby mysli tego człowieka zapisane były na zielonych kartach. Nie mogłeś ich jednoznacznie odczytac. Wnet dotarlo do Ciebie, ze nie chcesz sprzeciwic sie tej osobie. Poczules ze moze byc on bardzo niebezpieczny, mimo iz na takiego nie wygladal.

Powolnym krokiem wszedles do srodka. Budynek wewnatrz wygladal schludnie i nic nie przykuwalo twej wiekszej uwagi. Idac przed siebie dobiegla Cie mysl, ze gdybys sprobowal cos zrobic, przekonalbys sie czy lokaj rzeczywiscie potrafi otwierac tylko drzwi. Nie chciales sie przekonywac. Zatrzymales sie. Korytarz konczyl sie sciana i jakims obrazem. Zaintrygowany zapatrzyles sie w malunek. Przedstawial martwa osobe i dwa cienie. Ale do kogo nalezal drugi cien? Stałeś tak i rozmyślałeś, gdy nagle odzwierny lekko cie szturchnal, a Ty odruchowo sie odsunąłes... wyminal Cie, wyszeptal jakies slowa i ku twemu zdziwieniu, w miejscu sciany ukazaly sie drzwi. Mosiezne, z którymi zapewne i trzech roslych mezczyzn mialoby problemy. Zapukal, po czym, ku Twemu zaskoczeniu, bez wiekszych problemow otworzyl je bys mogl wejsc.

Pomieszczenie bylo dosc spore. W pomieszczeniu stalo wiele szaf przerywanych fragmentami sciany, na ktorej wisialy obrazy. Jedna z szaf byla otwarta. W jej srodku spostrzegles roznorodna bron. Od  mieczy i lukow poprzez bardziej wyrafinowana. Garoty, sztylety, na pewno zatrute, strzalki i inne o ktorych nazwie, a tym bardziej sposobie uzycia nic nie wiedziales. Wiedziales jedynie na pewno o ich powolaniu. Bylo w niej tez wiele zwojów. Na pewno zawierajacych znaczace inkantacje.

Na srodku pomiesczenia stal stol. Zasiadaly za nim jakies osoby. Postac na srodku, zapewne przywodca, była strasznie znudzona. Od niechcenia bawila sie w dloni ognista kula, pomyslales: co by bylo, gdyby ja wypuscil? Cale pomiesczenie, wraz ze wszystkim w srodku, sploneloby. Widziales kiedys, co mag z Zakonu Tagari potrafil zrobic przy uzyciu takowej kuli. Spalil caly oddzial uciekinierow z wiezienia Zakonu zawieszonego na Obrzezach Czasu. W tym samym momencie zdales sobie sprawe, ze osoba siedząca po środku wie ona co robi, ze magia jest jego sluzaca. A on jej sluga. Zaraz kolo niej siedziala postac w dlugim, czarnym, skorzanym plaszczu i jedwabnej koszuli ze zdobionym emlematem BC na kołnierzu. Rozpoznales ja, był to nie kto inny jak osobnik za którym szedłeś. Tym razem nie miał zalozonego kaptura i mogłeś dostrzec cala twarz. Rownie zimna jak poprzednio, która lamal kosmyk czerwonych włosów opadajacy na prawy policzek i przecinajacy oko. Procz kolejnego kosmyka reszta była kruczo-czarna, zaczesana na lewa strone, wychodzila za uchem prawej.  Wpatrywala sie w kielich wina co jakis czas pociagajac lyk. Kolejna postac czytala cos. Zapewne jakies zwoje. Inna liczyla pieniadze i planowala cos na mapie. Ostatnia smarowala swoj sztylet i strzaly jakas substancja. Co jakis czas nawiazywali konwersacje. Nie slyszales o czym rozmawiaja.

W chwili gdy Cie dostrzegli... badz chcieli spostrzec, zamilkli.
-Witaj, Panie - powedziala postac siedzaca przy srodkowej czesci stolu. Jestem Alaest Ael. Dalej zasiada… i stoi - uśmiechnął się do kobiety, która dopiero teraz zauważyłeś przy otwartej szafie - Rada Cieni.
W tym momencie mężczyźni i jedna kobieta która ukłonili się.
- Podejdz bliżej, rozlegl sie chrapliwy glos osoby popijajacej wino.
Nadlal wpatrywala się w zdobiony, przezroczysty kielich z czerwonym trunkiem wewnatrz. W tym samym momencie poczules silna dlon odzwiernego na swych plecach. Podszedles i usiadles na krzesle przed stolem.
-Zauwazyles nas, poswieciles swoj czas by nas znalezc i przyjsc tu. Tak wiec i my winni Ci jestesmy czas i posluch. Chrypliwy glos wwiercal sie w Twe mysli.
-Jestes w siedzibie Szkarlatnych Cieni, przemowil Alaestr. Do poty nie zrobisz jakiegos glupstwa, mozesz czuc sie bezpieczny.
Poczules przeszywajacy Cie wzrok zza plecow.
-Trudnimy sie przeroznymi zajeciami. Na pewno znajdziesz tu jakies i dla siebie. Mozemy Ci wiele zaoferowac i mamy nadzieje ze i tego samego mozemy oczekiwac od Ciebie, Panie...
-Przyszedles tu dobrowolnie i mozesz dobrowolnie odejsc. Mozesz jednak rowniez zasilic nasze szeregi, stajac sie jednym z nas. Decyzja nalezy do Ciebie... my ja ostatecznie przedyskutujemy...

Wnet do pomieszczenia wpadl ktos, omal Cie nie przewracając. Zanosił sie smiechem. Ujrzales, ze trzyma cos w reku, kawalek papieru. Pergamin. Podbiegl do stolu i rozwinął kartkę. Byl to list gonczy za niejakim Drathirem. Postac widniejaca na pergaminie okryta byla plaszczem. Na glowie nosila kaptur. Jednakze nie namalowano Twarzy. Za osobnika wyznaczona byla dosc spora nagroda, 900 sztuk zlota, po tym jak spotkal sie z urzednikiem miejskim w urzedzie. Trzech straznikow nie podniesie wiecej miecza, natomiast sam urzednik ladnie się wkomponowal w tutejszy cmentarz.

-Podobny do Ciebie D., smial sie niemalze dlawiac, osobnik, ktory wpadl do sali.
Nagle odezwala sie osoba popijajaca wino. Jej wzrok byl przykuty do mezczyzny z listem. Cieszyles się, iz to nie na Ciebie spojrzal tymi oczyma. I nie byl to przyjazny wzrok, lecz pelny spokoju, jednakze zbyt spokojny, zbyt obojętny. Nagle odstawil wino i przemowil.
-Wybacz mu maniery, Panie, zwrocil się do Ciebie... nazbyt często jest irytujacy, jednakze potrafi pare uzytecznych rzeczy. Dawno bysmy sie go pozbyli, gdyby nie jego umiejetnosci…
Wtem wspomniany osobnik przerwal.
-D., daj spokoj, lubisz  moje dowcipy, jestem zabawny… i jakich pare?
-A tak, bylbym zapomnial -  odezwal sie D. - ...i humor
W tym momencie nieznany osobnik uklonil sie i przeprosil Cie.
-Wybacz me maniery, Panie, ale jestem uzyteczny i dlatego… dlatego… - spojrzal na D.  - …jak to lecialo?
Milczenie przerwal wzrok D. jeszcze bardziej zimny nie poprzednio, po czym popatrzyl na wino.
-Ahhh , zamarzlo? odezwal się mezczyzna, po czym zaczal się dosadnie smiac.
W tym momencie D. spojrzal na niego, wzrokiem niewyrazajacym zadnej dysaprobaty czy karcącym, usmiechajac sie.
-Tak, Ariusie, zamarzlo… tym razem wino.
Arius... -  powtorzyles sobie to imie w pamieci i zaczales się zastanawiac, jakie to uzyteczne rzeczy ow mezczyzna potrafi. Twój stan zamyslnia przerwalo przeciagle „aaaa” Ariusa, po czym po chwili znow stwierdzil:
- I co, D., czyz nie podobny do Ciebie? - powiedzial spogladajac na kawalek pergaminu Arius.
- Tak, po rysach twarzy poznaje.
Po tym, zdaniu smiech jegomoscia jeszce bardziej zamglil sale. Domysliles sie, iz osoba na pergaminie to osobnik z chrypliwym glosem. Pomyslales, co by bylo, gdybys przyniosl jego glowe. Calkiem niezla suma. W tym momencie jego wzrok utkwil na Tobie, jakby czytal Ci w myslach. Zrozumiales, ze trudni się ciezkim zawodem i nie tylko wino poddaje się jego woli. Zastanawiajac sie nagle zaczales powracac do realnego swiata. Odezwala sie osoba ledwo powstrzymujac diabelski chichiot.
- Urzedasy tez Cie poznaly... pamietasz tego jegomoscia, ktory nie chcial nam zaplacic za zlecenie?
- Tak, miałeś mu wyperswadowac to. I przekonac, azeby jednak uiścił oplate za nasze, jakze zacne, uslugi.
- I tak zrobiłem. Spilem go, przebrałem za dziwke i wrzuciłem na pierwszy statek.  Ale chyba mu sie znudzilo, bo chcial wskoczyc do wody, kiedy bosman zaczal go ganiac po pokladzie. Nawet sobie nie wyobrazasz, jak szybklo mozna wlezc na maszt, kiedy goni Cie facet, ktory na ląd schodzi raz do roku. Niestety, biedak zaplatal się, nie potrafil wchodzic w szpilkach po maszcie... nasz klej niezle sie spisuje... w tym momencie usmiechnal sie do lokaja...
- Twoja zupa sprzed roku, miala nie tylko nieznosny smak ale i inne zastosowania.
Nie widziales miny lokaja, jednak uslyszales tylko krotkie sapniecie.
-Spadl do wody, zalozmy… ach, chlopaczyna myslal, ze plynie i utonal… glowa wyladowal w wodzie... nogami na pokladzie... biedny pijany bosman pomyslal, ze sie podtopil i zaczal robic sztuczne oddychanie... mysle ze sie w nim zakochal... ach, zlamal serce bosmana.
-Pieknie... miales go nastraszyc, zeby zwrocil pieniadze, a nie zabic! Potrące Ci ze zlecenia!
-Kupilem troche alkoholu bosmanowi, zeby zapomnial o calej sprawie.
-Tak, doplacaj jescze do interesu!
-Aha, pozwolilem sobie pozyczyc Twój nowy plaszcz, Panie.
-Co?!
w tym momencie na stole wyladowala sakiewka, po brzdęknieciu  której wywnioskowałeś, ze  wypelniona zlotymi monetami.

-Pieknie, nie dosc ze ludzi przebiera w sukienki, to jeszce handluje moimi ciuchami!
Kompani zaczeli sie smiac z zaistnialej sytuacji.
-W szafie mam nowe koszule, a w szufladzie majty, może otworzymy sklep z uzywana odzieza, będziemy dalej prowadzic nasza maskarade i będziemy podejmowac zlecenia ludzi, azeby potajemnie pozbyc się… pary majtek!
-D. …nienawidze Twej ironii
-Nie, zawsze marzylem o otworzeniu straganu z ciuchami! Czul bym się… spelniony… oo…moglbym nasaczac znoszone majty magicznymi inkantacjami… wiesz, same by się zdejmowaly i praly, do tego dawalyby obrone przed magia cienia… wiesz, jakby jakas laska była brzydka to pokoj stawalby się zacieniony i ciemny… a do tego dorzuciłbym zamiane wody w wino… a nie, czekaj, to już było… Co Ty na to, mój drogi Airusie? Ty będziesz sprzedawal.
-Spierdalaj, odezwal się oburzony Arius.
W tym momencie uslyszales krotki smiech jegomoscia tytulowanego D.
-Ja Ci robie przysluge, a ty nabijasz się ze mnie! Aha… oficjalnie jestes martwy, Panie. Juz raczej zaden straznik nie bedzie Cie wypatrywal. Cialo martwiaka pasowalo do Ciebie calkiem zgrabnie. A to co lezy na stole w sakiewce, to nagroda za Twa glowe. Oczywiście odjąłem troszke… Jak to ująłeś? „tak, jeszcze dopłacaj do interesu”.  Nie zamierzam. Wiesz jak droga jest sukienka, jeśli chcesz ja kupic o pierwszej w nocy?

Pomyslales: „pare uzytecznych rzeczy jakie potrafi”… ciekawą osobą musi być ów Arius. Alaestr popatrzyl wzrokiem pelnym aprobaty:
-Kolejny raz nas zaskakujesz.
Arius uklonil się i skierowal do wyjscia, jednak przed samymi drzwiami zatrzymal, nie odwracajac się.
-Oficjalnie, Panie, Drathir uchodzi również za transwestyte… - zanoszac się smiechem wybiegl, a jego smiechowi wtorowal dźwięk pekajacego szkla z kielicha Drathira.

Komentarze
Alpha-Sco : Powinnam poprawić to w poście, ale lepiej będzie już w odpowiedzi,...
Alpha-Sco : Opowiadanie całkiem ciekawe, klimaty w moim guście :) Trochę n...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły