Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Moonthoth - Zmora

Moonthoth, Nocturn, black metal, Zmora, Wolfspell Records

Czasem długo trzeba czekać na nagranie pierwszej płyty. W przypadku poznańskiego Moonthoth ten okres wyniósł aż dwadzieścia lat. Wprawdzie połowę tego czasu projekt był w hiberancji, a wcześniej działał pod nazwą Moonthot, ale zostawił po sobie sporą ilość demówek, więc niektórzy mogli się już z tą nazwą spotkać. Nazwą pod którą kryję się jedna osoba o pseudonimie Nocturnal, grająca atmosferyczny black metal.

Płyta nosi tytuł „Zmora” i została wydana przez Wolfspell Records. Dużo można się o niej dowiedzieć już po samej okładce, która bardzo dobrze odwzorowuje materiał muzyczny zawarty na krążku. Akwarelowe obrazy lasu są na niej rozmyte i rozmazane, a jednocześnie tajemnicze i ukazujące głębię i rozległość przestrzeni. I dokładnie tak samo jest z muzyką. Jest jakby zamglona, wyłaniająca się z porannych oparów. Jej kształt jest niewyraźny, zarysy falujące, a kontekst zaszyty głęboko w leśnych gęstwinach. Czuć w niej odludny klimat mroku i szarości, co wyrażone jest dźwiękami przytłumionymi i mało wyrazistymi. Wszystko dobiega jakby z oddali i wydaje się niesione jesiennym wiatrem. Wiatrem, który potrafi się zerwać i uderzyć porywistym chłodem, ale który w większości jest dość wolny i często wirujący statecznie, lecz rozwiąźle wśród bezlistnych kikutów na uschniętych polanach. W zapadającym leniwie instrumentalnym „Zmierzcha” pomaga w tym też gitara akustyczna, a wcześniej taką spajającą rolę pełnią klawisze, choć podstawowym budulcem tych leśnych wędrówek są płynne i sunące rozległym szykiem gitary. Jednak takie klawiszowe, okraszone szeptami, przerywniki, jak w pierwszym „Cienie” są ważnym elementem płyty i nadają jej odpowiedniej atmosfery.

Również wokal jest oddalony i wtopiony w krajobraz, nie wysuwający się na pierwszy plan. Po raz pierwszy w historii Moonthoth teksty są po polsku i słychać to w pojedynczych, wyłaniających się słowach. Więcej można dowiedzieć się tylko z internetu, gdyż okładka nie zawiera liryków, ale jak zapewnia autor w liście, dotyczą one mitologii słowiańskiej, co również jest spójne w stosunku do dźwięków i obrazów.

Muzyka Moothoth z racji samej istoty swojej prezencji jest zlewająca się i pozbawiona granic. Jest taką chmurą, w którą należy wejść i spróbować się odnaleźć. Raz będzie rzadsza, a raz gęstsza, raz buzująca żwawiej, a raz rozpływająca się niemrawo pośród drzew. Uważny słuchacz będzie jednak potrafił odszukać ukryte w niej niecki i wzniesienia, odważnie przedrze się przez gęstwiny i znajdzie chwilę spokoju w jej mglistych prześwitach. Podąży szaleńczo za smrodem zgnilizny, by zaraz utknąć w bagnie jej stęchłości i owładnie go bębnowo-symfoniczna mistyczność bezkresnej topieli. Album do stopniowego odkrywania, nie do ogarnięcia za pierwszym razem.

Tracklista:

1. Cienie
2. Zmora
3. Ostatni Dech Chmurnika
4. Zgnilizna
5. Hymny Nocy
6. Topiel
7. Zmierzcha

Wydawca: Wolfspell Records (2020)

Ocena szkolna: 4

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły