
„Risk” jest albumem, na którym stopniowe łagodnienie Megadeth osiągnęło apogeum. Muzyka doszła do poziomu progresywnego rocka, z podkładami elektronicznymi, choć mocniejszych elementów metalowych na szczęście wcale tu nie brakuje. Mimo to na zespół spadła lawina krytyki za zmianę stylu i zdradę thrashowych ideałów. „Risk” nie zyskało wysokich notowań wśród fanów i recenzentów, a utwory z tej płyty szybko zniknęły z setlisty koncertowej. Czy jednak słusznie? Choć też należałem do osób zawiedzionych odejściem od korzeni, a nawet utratą logo i postaci w masce, to zawsze uważałem, że ten cały „Risk” wcale nie jest taki zły…
jedras666 : Jeśli Rudy będzie dalej wydawał takie "rzetelne" kloce jak "Dystopia", to...
zsamot : No bez przesady, World need a hero to rewelacyjny album. Abomination ma sw...
Harlequin : Lubię ten album, jest tu sporo dobrych kawałków. Na pewno bardziej mi...

„Chainsaw Dismemberment” jest pierwszą płytą Mortician, z którą się zetknąłem i z miejsca zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Czegoś takiego to jeszcze nie słyszałem. Niesamowicie niski i wytłumiony death metal pobił wszystko co do tej pory znałem. Dodatkowo cała otoczka i tematyka sprawiły, że stał się to dla mnie najbardziej brutalny i niezrównoważony psychicznie zespół na świecie. Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia. Z upodobaniem więc, kolejne razy, dawałem się ćwiartować na dwadzieścia osiem krwistych kawałków.
zsamot : Nudziła mnie ta płyta, bez dodatków klimatycznych to zwykła kupa h...

W 1999 roku, starzy wyjadacze z Cannibal Corpse, wydali swoją siódmą już płytę. Raptem rok minął od poprzedniego albumu, skład ten sam, stylistyka również. Wydawałoby się, że ciężko będzie czymś zaskoczyć. A tu bach! „Bloodthirst” okazuje się być powiewem świeżości i zaskakującym ciosem dla wszystkich niedowiarków. No i przede wszystkim zbiorem fantastycznych kawałków.
zsamot : Stanowczo jeden z najlepszych albumów. Debiut, w/w i Torture to moja T...
Harlequin : Trudno się nie zgodzić z tym co napisałeś. Długo uważałem "Bl...

Tenebris powstał w Łodzi w 1991 roku. Niedługo później do kapeli dołączył Simon, po swoim odejściu z Pandemonium. Co ciekawe gitarę basową zamienił na sześciostrunową i wokal, zostając liderem zespołu. Podobnie jak jego poprzednia formacja, Tenebris parał się mrocznym black/death/doom metalem jednak bardzo daleko mu do tego poziomu, a „The Odious Progress” nawet nie umywa się do „Devilri” czy „The Ancient Catatonia”.
leprosy : Bardzo miła zapowiedź przed wybitnym następcą.
zsamot : By tak potraktować przepiękny album, to się po prostu nie godzi. Piękny...

„Impurity” to duga płyta Fleshcrawl. Została wydana w 1994 roku przez szwedzką Black Mark Production, natomiast w Polsce z pomocą przyszedł Morbid Noizz i wypuścił ją na kasecie. Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, bowiem jest to kawał naprawdę mięsistego death metalu, o czym nie omieszkuje informować już okładka. Może sam Fleshcrawl nigdy nie był zespołem topowym, ale dla miłośników podziemnych porykiwań zdecydowanie jest to smakowity kąsek.

Wyprodukowanie ósmego albumu zajęło AC/DC dwa lata. W tym czasie zespół sporo koncertował promując „For Those About To Rock We Salute You”. „Flick Of The Switch” jest płytą mocniejszą od poprzedniej z bardziej metalowym brzmieniem. Mimo to nie dorobiła się takiego statusu jak kilka poprzednich, a przez niektórych została wręcz odebrana jako pewne rozczarowanie. Ja jednak uważam, że wcale nie jest tak źle, a AC/DC w dalszym ciągu prezentowało bardzo wysoką formę.

Thrash metalowa legenda, zanim przyjęła nazwę Kreator, nazywała się Tormentor i pod tym szyldem wydała dwa dema. Były tam już kawałki, które później znalazły się na „Endless Pain”. Debiut Kreator przypadł na rok 1985. W większości jest to zbiór utworów już publikowanych na kasetowych demach. Tylko cztery numery całkiem nowe. Dla wielu osób jednak oczywiście wszystko było nowością, a zetknięcie z Kreator było ogromnym wrażeniem. „Endless Pain” jest bowiem zbiorem absolutnych przebojów pierwotnego metalu, porażających swoją bezkompromisowością.

Arshenic to zespół, który powstał w 2006 roku i miał okazję już nie raz zaprezentować się polskiej publiczności, jednak jego działalność była przez ostatnie lata zawieszona. Powrócili w 2015 i najpierw wznowili swoją płytę „Arshenic” wzbogacając ją o kilka kawałków. Natomiast w lutym ukazała się ich EPka „Erased”, która pokazuje czym jest Arshenic w dziesięciolecie swojego poczęcia.

Chorwacki Pogavranjen istnieje już parę lat na tym padole i „Jedva Ćekam Da Nikad Ne Umrem” jest ich trzecią płytą. Niezależnie od tytułu utwory są po angielsku, choć nie należy się nastawiać na jakieś zwarte piosenki. Pogavranjen jest zespołem wykonującym post metal, któremu najbliżej do black metalu, tyle, że mocno awangardowego.

Karrakan to nasz młody, rodzimy zespół, który stawia swoje pierwsze kroki na muzycznej ścieżce. Ich muzyka to mieszanka hard rocka i heavy metalu ze szczyptą saksofonu. Na chwilę obecną poza graniem koncertów dorobili się płytki promo, która jest dosyć obiecująca, i z której może wykluć się coś ciekawego.
Manowarrior666 : Tytuł recki to "Poetycki Heavy Metal (Karrakan promo cd)". Niestety po wysył...

Trzy lata potrzebowała Entropia na wyprodukowanie nowego materiału. Tym razem pod szyldem Arachnophobia Records. „Ufonaut” to odjazd w nacechowany symboliką dźwiękowy wir, który wsysa i nie wypuszcza przez siedem kolejnych siedmioliterowych odsłon. W tym czasie człowiek jest otumaniony przez gniotący go post black metal. Wychodzi z tego wyprany z myśli, z poczuciem kompletnej pustki. Po takiej dawce hipnotyzującej czerni cisza wydaje się czymś niezwykłym i męczącym, staje się nie do zniesienia.
leprosy : Słychać wyraźne wpływy Portal i Ulcerate, jeśli się wzorować to...
Garbaty : płyta jest świetna, wciąga i utrzymuje w bardzo mrocznym i tajemniczym...
WUJAS : Po koncercie na Metalmanii posłuchałem sobie tego jeszcze raz i konieczn...

Być może to będzie zbyt duża zuchwałość, ale pokuszę się o stwierdzenie, że “… Like clockwork” to najlepszy album w dorobku Queens of The Stone Age. Jest to bardzo dojrzałe wydawnictwo, zarówno pod względem treści, jak i formy, które świetnie się odnajduje w pop-rockowym anturażu, a jednocześnie subtelnie romansuje z mroczną i pustynną konwencją.

„Back In Black” okazał się ogromnym sukcesem i pobił wszelkie rekordy popularności. AC/DC znaleźli się u szczytu kariery, ale nie zamierzali wcale odpuszczać. Rock and rollowa maszyna jechała dalej i już po roku ujawniła swój kolejny album. Czy mieli szansę przebić swój poprzedni wyczyn? No nie. Nie mieli. Są dzieła, z którymi nie sposób się równać. Ale i tak nie zawiedli i nagrali jedną ze swoich lepszych płyt, która również odbiła się głośnym echem na całym świecie.

Shodan to wrocławski projekt muzyków związanych z zespołem Extinct Gods. Ponadto Szczepan Ingot od niedawna jest wokalistą Banisher. Tutaj odpowiada również za gitary. Panowie w 2014 roku wydali demo „Zero K”, a obecnie promują swój album pod tytułem „Protocol Of Dying”. Shodan to death metal, ale nie w klasycznym ujęciu.
Yngwie : To ja może jeszcze dodam, że dziś (przynajmniej formalnie) zakończyli...

Na wstępie wspomnę, że za Vibrant stoją ludzie częściowo, w taki czy inny sposób, związani z zespołem Michała Jelonka (tego Jelonka:-), a "The Hell is Around Me" to ich debiutancki album. Od razu muszę wspomnieć, że nie znam muzyków Vibrant, ale już ich lubię. Dlaczego? Bo lubię takie sytuacje. Jakie? Ano takie kiedy zespół odzywa się w sprawie zrecenzowania albumu i po trzech dniach w skrzynce ląduje nie tylko album, ale i krótka notka informacyjna, w której oprócz historii zespołu określony jest nawet gatunek jaki zespół wykonuje, czyli ni mniej ni więcej tyko hell rock. Wzorcowa współpraca.

Finowie ze Swallow the Sun nie muszą nic nikomu udowadniać. Swoją pozycję ugruntowali już debiutanckim albumem z 2003 roku: The Morning Never Came, który dla wielu fanów ciężkiego doomu staje się powoli krążkiem kultowym. Ich kolejne dzieła też były niczego sobie. Nie zaliczyli żadnej większej wtopy. Od kilku lat zespołowi zarzuca się co prawda pójście w stronę lekkiej komercji, ale też nie przesadzajmy. Zespół przez kilkanaście lat istnienia na pewno nie stracił swojej ciężkości i wyrazistości. Dowodem na to jest ich najnowsze dziecko: Songs from the North. Albo lepiej byłoby napisać DZIECI, bo mamy do czynienia z albumem potrójnym.

Był rok 1989 kiedy na świat wypuszczony został jeden z najwybitniejszych, o ile nie najwybitniejszy, wytwór muzycznej ekstremy z pogranicza death metalu i grindcorea. Choć sam „World Dawnfall” został nagrany w tempie ekspresowym, to muzyka i sam Terrorizer rodziły się długo i z problemami. Zespół powstał w 1987 roku z inicjatywy Oscara Garcia i Alfreda Estrada z Nausea. Wtedy zaczęli współpracować z Pete Sandovalem z Morbid Angel i Jesse Pintado, który niedługo później dołączył do Napalm Death. Wtedy jeszcze nikt, włącznie z nimi samymi, nie spodziewał się co może wyniknąć z tej kolaboracji i niedługo potem się rozpadli. Zostawili jednak po sobie nagrania. Podobno to Shane Embury z Napalm Death był nimi na tyle zafascynowany, że gorąco namawiał Earache, żeby się nimi zainteresowała. Pomysł zaskoczył i przy okazji tworzenia przez Morbid Angel „Altars Of Madness” postanowiono nagrać też materiał Terrorizer, a ponieważ Estrada przebywał aktualnie w więzieniu, jego miejsce na basie zajął David Vincent.

Spore zmiany zaszły w Testament po albumie „Demonic”. Po pierwsze do zespołu wrócił James Murphy, którego w międzyczasie zajmowała Konkhra oraz albumy solowe. Do tego na basie zagrał Steve DiGiorgio, a na perkusji Dave Lombardo. Wraz z nieodłączną dwójką Billy – Peterson stworzyli istny dream team, który nie mógł skończyć się niepowodzeniem. Wydana w 1999 roku płyta „The Gathering” nie zawiodła chyba nikogo, a Testament znalazł się na samym szczycie.
Sumo666 : A nie słuchaj tej płyty. Nie sugeruję się opiniami innych ludzi. Ten albu...
jedras666 : Szczerze? Tak przereklamowanego kawałka tandety, nie słyszałem ni...