W niespełna rok po wydaniu "I", Niemcy z Die Krupps powrócili z kolejnym wydawnictwem, utrzymanym w bardzo podobnej konwencji. Jak się jednak okazuje, podobny efekt został uzyskany przy użyciu zupełnie innych środków.
Jeśli ktoś myślał, że Rammstein jest pierwszym zespołem, który połączył elektronikę z ciężkim graniem, to się mylił. Die Krupps - również niemiecki zespół, działający od początku lat 80-tych dość skutecznie próbował łączyć cięższe rytmy z elektroniką. Początek lat 90-tych wydaje się być apogeum ich twórczości, gdzie w sposób najbardziej wyrazisty zaakcentowane zostało to połączenie.
Dotychczas jakikolwiek kontakt z twórczością zespołu KMFDM zniechęcał mnie do bardziej wnikliwego badania ich muzycznych dokonań. Postanowiłam jednak dać zespołowi jeszcze jedną szansę i sięgnęłam po nieco nowszy materiał: "Adios", kończący (chwilowo) działalność formacji. Po zapoznaniu się z materiałem wiem już, że nie warto wyciągać zbyt pochopnych wniosków na podstawie wczesnych, często pozostawiających wiele do życzenia dokonań. Nie jestem w stanie o tej płycie powiedzieć złego słowa.
Jakiś czas temu przeczytałem ładne, ale i prawdziwe zdanie dotyczące twórczości The Sisters Of Mercy, a dokładniej płyty "The Vision Thing". Według autora są trzy rodzaje fanów tego zespołu: Ci, dla których każda płyta jest genialna, Ci, dla których "The Vision Thing" jest absolutnym arcydziełem, oraz Ci, którzy uważają, że Eldritch i spółka poszli w komercję.
"Schizophrenic Prayer" to drugi singiel z ostatniego albumu Riverside "Rapid Eye Movement", wydanego na jesieni ubiegłego roku. Zasadniczo średnio zwracam uwagę na tego typu inicjatywy, ale stoi za tym niewątpliwie brak "kultury singla" w naszym kraju. W dorobku Riverside to już kolejne takie muzyczne posunięcie, ale bliżej mu do miana "mini albumu" niż tradycyjnie znanego singla.
Początek obecnej dekady przyniósł całkiem sporo wydawnictw z gatunku brutalnego death metalu. Bezapelacyjnym specjalistą w tej dziedzinie jest amerykańska wytwórnia Unique Leader. W swoich szeregach ma całą gamę identycznych, przeważnie kiepskich i identycznych zespołów, które stara się usilnie promować.
Przy okazji słuchania sobie tegorocznego "Diminishing Between Worlds" przypomniałem sobie, że gdzieś tam zalega mi pierwsza płyta tej amerykańskiej formacji. Tak jak przy pierwszym odsłuchu tak i teraz miałem bardzo podobne odczucia - dlatego przycisk "skip" był bardzo przydatny.
Gdybym miał wskazać zespół, który w moich oczach był objawianiem polskiej sceny ciężkiego grania w ostatnich latach, to byłby to właśnie StrommoussHeld. Nie Behemoth, który podbija teraz świat i jest jednym z najważniejszych i najbardziej nowatorskich obecnie zespołów metalowych na świecie, nie Decapitated, które wbiło się do panteonu najlepszych technicznego death metalu, nie Riverside, który podbija scenę progmetalową, a właśnie katowicki StrommoussHeld. Dlaczego? Bo muzyka tego zespołu wyprzedzała swoje czasy.
Komentarze oki : a mnie porwali przynajmniej EPką a że się pysznili - wydać pierwszy a...
oki : rzeczywiście świtny zespół - właśnie słucham ich Halfdecade...
Indian Summer to jedna z najbardziej zapomnianych legend rocka progresywnego. Właściwie jedyny album ten brytyjskiej formacji jest wraz z dziełami takich zespołów jak Arzachel, Egg, Quatermass, Raw Material czy East Of Eden jedną z tych płyt, które znane są przez nielicznych, ale wtajemniczeni wiedzą, że oferowały one muzykę oryginalną i łamiącą ówczesne standardy.
Komentarze lacrima : Bardzo dobra recenzja znakomitej, jak dla mnie płyty, acz warto tutaj dodać,...
Przez ostatnie lata osoba Maćka Maleńczuka, wywołuje wiele zamieszania. Wiele osób , zapewne pamiętać go może z komercyjnego programu Idol, gdzie wcielił się w rolę zniewieściałego jurora. W wielu wywiadach powtarzał, iż uczynił to wyłącznie dla kasy i dla zwiększenia popytu na jego jakże niszowe produkcje. Artysta swoimi działaniami oczyścił przedpole, pod jego dawno zapomniane zespoły.
Czwarty album szczecińskiego Moonlight był bardzo ważnym momentem w ich karierze. Po bardzo dobrym debiucie, kolejne krążki "Meren Re" oraz "Inermis" nie potrafiły się zbliżyć do tego poziomu. "Floe" miało za zadanie poprawić nadszarpniętą reputację, tym bardziej, że konkurencja w postaci Artrosis nie spała i miała się całkiem dobrze, a i Closterkeller złapał wiatr w żagle płytą "Graphite".
Komentarze Kirie : Wg Floe ma ciekawy klimat, dla mnie jest jedną z najlepszych w dorobku Moon...
Lady_Margolotta : również uważam, że to dobra płyta, "kiedy myśli mi oddasz" robi...
Amneris : Nie wiem, nie przepadam za manierą śpiewania tej pani. Robiłam parę p...
Trzeci album włoskiego tria Void Of Silence, to jedna z tych płyt, które mogą, a nawet powinny zagościć w odtwarzaczu na dłużej. "Human Antithesis" to nie jest bowiem kolejny doommetalowy krążek, jak zwykło się muzykę zespołu opisywać w internecie. Omawiane wydawnictwo choć wydaje się być naturalną kontynuacją "Criteria Ov 666", to krok jaki zespół wykonał jest po prostu ogromny.
Włoska scena metalowa należy chyba do najdziwniejszych. Pomijając hardcore'owe piosenki śpiewane przez Silvio "Skullgrindera" Berlusconiego, ciężko jest wskazać jakąś formację, która jest gwiazdą pierwszego formatu. Kiedyś na scenie namieszał trochę Rhapsody, ale na dłuższą metę nic się tam nie dzieje. Wszystkie bardziej wartościowe formacje jak choćby Devil Doll, Ephel Duath, Sadist, Aydra czy właśnie Void Of Silence działają gdzieś na uboczu nie rzucając się w marketingowy wir.Poprzedni krążek Deicide "The Stench Of Redemption" należał do najlepszych, a zarazem do najbardziej kontrowersyjnych krążków ostatnich lat. Co by jednak o nim nie mówić, ożywił on skostniałą przez lata muzykę zespołu i przywrócił nadzieję, że formacja sprzedająca setki tysięcy płyt pójdzie za ciosem. Pomóc mieli Jack Owen (ex-Cannibal Corpse) oraz Ralph Santolla (ex-Death), z czego ten drugi został wyrzucony ze składu zaraz po nagraniu "The Stench Of Redemption".
Od wydania "White Lies" minęło już trochę czasu, płyta ta jednak nadal zajmuje wysokie miejsce w mojej "klimatycznej" kolekcji i jakoś nie chce ustąpić miejsca późniejszym krążkom niemieckiego duetu. I nie chodzi tu tylko o mistrzowskie połączenie delikatnej elektroniki z gotyckim rockiem i elementami muzyki klasycznej. O pięknie tej płyty decydują przede wszystkim tchnący mrokiem klimat i to wszechogarniające uczucie osamotnienia z własnymi myślami, jakie nietrudno odczuć, gdy pozwolimy otoczyć się wyczarowanymi przez Deine Lakaien dźwiękami.
"Midian" to debiutancki album gotycko-metalowej grupy Aion, której członkiem do 2000 roku był Łukasz "Migdał" Migdalski, znany z takich zespołów jak Artrosis i Lebenssteuer. Mimo, że płyta ma już swoje lata, a na reaktywację poznańskiej grupy się nie zanosi, "Midian" to rzecz warta odkurzenia i odkrycia na nowo, choćby z tego względu, że to muzyka niezwykle różnorodna i ciekawa.
"River Of Tuoni" to debiutancki album fińskiej grupy Amberian Dawn, powstałej w 2006 roku i grającej w klimatach symfonicznego power metalu. Finowie stworzyli muzykę przyjemną dla ucha, bardzo melodyjną i łatwo zapadająca w pamięć. Wyraźne są tu inspiracje Nightwish, trudno odnaleźć na płycie coś odkrywczego, co odróżniałoby Amberian Dawn i decydowało o ich własnym stylu.
Petrucci to bez wątpienia wielki muzyk, który na każdym wydawnictwie przyjmuje inne oblicze, pokazuje inne źródła inspiracji jednocześnie zachowując swój charakterystyczny styl. Cenię go za udział w wielu naprawdę wartościowych projektach. Powiedzmy jednak sobie szczerze - po tym jak Vai, i Satriani osiągnęli sukces komercyjny, po tym jak pokazali, że muzyka gitarowa może być zarówno, techniczna, popisowa jaki ładna, po tym jak na poletku rockowego, gitarowego rzeźbienia prawie wszystko zostało powiedziane, ciężko się spodziewać po "Suspended Animation" czegoś odkrywczego.
Wydana w 2000 roku EPka "Breeding Death", choć dosyć przeciętna muzycznie, zwiastowała nadajście powiewu świeżości do oldschoolowego, szwedzkiego death metalu. W zasadzie gatunek ten był półżywy już w połowie lat 90-tych, a kolejne lata potwierdzały tylko mocne wyeksploatowanie tego nurtu.
Ubiegły rok w wykonaniu Between The Buried Me pod wieloma względami, określić można mianem przełomowego. Zespół wydał pełen rozmachu album "Colors", trasa promująca krążek okazała się sporym sukcesem. Zatem o żadnym przypadku, nie może być mowy, bo w ciągu ośmiu lat istnienia kapela nagrała kawał świetnej muzyki.

