Spotkałem się z wieloma opiniami, że ostatnie dzieło Diabolical Masquerade nie dość, że jest najlepszą płytą zespołu, to jest jednym z najlepszych albumów reprezentujących ekstremalną odmianę progresji. Znając jednak pierwsze trzy płyty i nie będąc specjalnie zachwycony nie wierzyłem tym opiniom.
Komentarze zsamot : Mam całkowicie inne wrażenie- polecam jako przykład niebanalnej uczty...
"Black Hand Inn" było płytą bardzo ważną w dorobku grupy - nie dość, że odzyskała dobrą reputację nadszarpniętą przez "Pile Of Skulls" to jak na heavy metal był to instrumentalny, a zwłaszcza gitarowy wyziew. Muzykom chyba tak bardzo spodobała się ta koncepcja, że nagrali album, który w moich oczach budzi kontrowersje.Nie ma chyba zespołu, który mając w dorobku więcej niż dwie płyty nie posiadałby jakiejś słabszej pozycji. W twórczości Running Wild jedną z nielicznych takich pozycji wydaje mi się być właśnie "Pile Of Skulls", które okazuje się być najsłabszą płytą zespołu od czasów kiepściutkiego "Under Jolly Roger".
"Blazon Stone" obok "Death Or Glory" bardzo często wymieniany jest jako najlepsza pozycja w dorobku tej niemieckiej formacji. O ile "Death Or Glory" nazwałbym płytą "tylko" dobrą, o tyle omawiane tu wydawnictwo rzeczywiście wydaje się być szczytowym osiągnięciem zespołu, oraz kamieniem milowym w heavy/powermetalu.
Płyty "Under Jolly Roger", a zwłaszcza "Port Royal" wywindowały Running Wild na szczyty popularności heavy metalu. Zaledwie rok trzeba było czekać na następcę wspomnianego "Port Royal". Wielkiej rewolucji nie było, a Rolf Kasparek poszedł po prostu za ciosem.
Jest rok
1973 na scenie progresywnego rocka pojawia się wyśmienita postać, która bez
słów potrafi rozkochać w sobie publikę. Jego muzyka szybko okazuje się
skomplikowanym dziełem sztuki. Już na pierwszym albumie wykonawca ten
wypracowuje sobie niepowtarzalny styl. Mowa o Mike'u Oldfieldzie - znanym klasyku.
Przyjrzyjmy się jego dwóm pierwszym utworom - bo właśnie tyle zdecydował się
zamieścić na swojej pierwszej płycie "Tubular Bells".
Recenzja tej płyty będzie bardzo subiektywna. Po pierwsze Killing Joke jest zespołem, którego muzyka na przestrzeni lat mocno się zmieniła, a po drugie jest to formacja, która swoją muzyką inspirowała mnóstwo zespołów wykraczających daleko poza ramy post-punka, zarówno w tą bardziej ekstremalną stronę jak i tą bardziej komercyjną. Jak więc już wspomniałem - aby obiektywnie ocenic tę płytę, należałoby prześledzić dyskografię zespołu krok po kroku. Tymczasem "Night Time" jest pierwszym krążkiem zespołu jaki usłyszałem, a zarazem tym, do którego wracam najczęściej.
Która, nawet najpiękniejsza Pani
oprze się urokowi bukietu róż podarowanego czy to od ukochanego, czy
przypadkowego przechodnia napotkanego na ulicy? Który z romantyków nie doceni
subtelności tego kwiatu, jego delikatnej struktury i zmysłowego kształtu? Myślę,
że śmiało mogę odpowiedzieć, że jeśli są tacy ludzie to albo nie mają uczuć,
albo… nie chyba nie ma takich osób! Co jednak zrobić, kiedy za oknem zima
szeroko rozwlekła swoje macki otulając ziemię, a co za tym idzie także te
piękne kwiaty puszystą kołderką śniegu? Odpowiedź jest jedna! Artrosis - polski
gothmetalowy zespół i jego pierwsza płyta "Ukryty Wymiar". Sprawdźmy, co takiego
kryje, że zasłużył na opiekę Hall Of Sermon - wytwórni samego Tilo Wolffa.
Zespoły mogą zwrócić na siebie uwagę głównie na dwa sposoby.
Oczywiście muzyką jaką wykonują, albo poprzez image, teksty, otoczkę jaką wokół
siebie stworzą. Mindless Self Indulgence idealnie łączy te dwa czynniki na "You'll
Rebel To Anything" tworząc muzykę pełną
szaleństwa oraz kreując skandaliczny, kontrowersyjny wizerunek.
Można odnieść wrażenie, że za sprawą "Stupid Dream" kariera Porcupine Tree nabrała wiatru w żagle. na tamtej płycie formacja sprowadziła swoje utwory do nieco bardziej piosenkowych form, co okazało się być tylko na korzyść. Choć kolejne płyta "Lightbulb Sun" zebrały także kilka mniej pochlebnych opinii, to nie mozna było zarzucić zespołowi, że udoskonalił obrana wczęsniej konwencję. Można było się spodziewać, że jej następca - czyli omawiana tutaj "In Absentia" będzie z jednej strony kontynuacją wspomnianych albumów, ale z drugiej strony poszukiwaniem czegoś nowego - gdyż jak wiadomo Porcupijne Tree nie nagrywa dwóch identycznych płyt.
Któż nie zna Tilo Wolfa i jego wspaniałej, stworzonej w 1990 roku grupy
o jakże gotyckiej nazwie - Lacrimosa (łac. "pełna łez"), która szybko stała się
klasykiem gotyckiego brzmienia i podstawową pozycją w tym gatunku muzycznym.
Ich pierwsza płyta - "Angst", rzeczywiście przestraszyła i powaliła na kolana
swych odbiorców. Dlaczego? Czemu zawdzięcza swój sukces? Poświęćmy parę minut
na wyszczególnienie jej zalet, bo wad, jak dla mnie nie ma.
Na rynku ciężkiego grania w tym roku jest wielka posucha. Naprawdę wartościowe wydawnictwa można policzyć na palcach jednej ręki. Ku mojemu zaskoczeniu grono to poszerzy się niewątpliwie o kolejną pozycję. Norweskie trio Ansur powróciło niedawno na rynek ze swoim drugim krążkiem, który doszczętnie niszczy wszelkie muzyczne konwenanse.
Bajka się nie skończyła, członkowie The Birthday Massacre
postanowili kontynuować wątek podjęty na "Nothing And Nowhere". Już od razu rzuca
się w oczy słodka okładka. Dziewczynka i króliczek na pierwszym planie, wydawałoby się sielanka. Chociaż ze
względu na kolorystykę coś w tym idealnym obrazku wydaje się napawać niepokojem.
Taka mroczna bajeczka, idealne określenie dla tego co spotkamy na "Violecie".
Nigdy nie byłem fanem twórczości Judas Priest ani głosu Roba Halforda. Jedynym wydawnictwem, które odebrałem pozytywnie był wydany w 1990 roku "Painkiller". Oczywiście więc nie miałem większych oczekiwań wobec kolejnej płyty zespołu i nawet sam fakt, że miał to być album konceptualny nie zmieniał mojego nastawienia. Jednak wyjątkowo pochlebne opinie krytyki jak i znajomych, którzy na co dzień słuchają innej muzyki skłoniły mnie do tego, aby się przekonać czy 16 płyta formacji to zjadanie ogona czy też dzieło wartościowe, oferujące ciekawą muzykę.
Komentarze Harlequin : I tak wole "Painkillera" :D
Jako, że niedługo, bo 3 sierpnia 2008 w warszawskiej Progresji, na jedynym koncercie w Polsce pojawi się legenda amerykańskiego technicznego death metalu - Cynic, postanowiłem zaznajomić się z nowym materiałem zespołu. W ubiegłym roku, w zasadzie po 14 latach udzielania się w niezliczonych projektach, Paul Masvidal postanowił wskrzesić Cynic - zespół, od którego w zasadzie zaczęło się łączenie death metalu z jazzem i fusion. Zreaktywowana formacja w 2007 roku pojawiła sie na kilku festiwalach, m.in na czeskim Brutal Assault.
Nigdy wcześniej nie było mi dane usłyszeć o polskiej kapeli grającej muzykę "stonerową". Ten amerykański gatunek na grunt europejski przeszczepiły głównie szwedzkie (np. Spiritual Beggars) oraz angielskie grupy muzyczne. Tym czasem na południu... w Katowicach wyrósł nam zespół Jack Daniels Overdrive, więc kiedy jego czteroutworowa (nie licząc 16-sekundowych "Słów Mądrości") EP-ka trafiła w moje ręce, nie omieszkałam się zapoznać z tymże materiałem.
Komentarze SuicideNote1 : Widziałam tą kapelę w Krakowie. Grali jako support przed DOWN. Nieźle...
"Nothing And Nowhere" był pierwszym studyjnym albumem The
Birthday Massacre, a zarazem zlepkiem tego, co znalazło się na dwóch wcześniej
wydanych demach, tylko tym razem dostępnym dla szerszej publiczności. Początkowo i on ukazał się w ograniczonej ilości, lecz jego reedycją zajęło się Metropolis Records.
Dwa lata jakie dzielił okres od wydania "The Miracle" do czasu wydania "Innuendo" to jedne ogromny znak zapytania dotyczący tego co działo się w zespole. Nie odbyła się żadna trasa koncertowa promująca "The Miracle", a formacja argumentowała swoją nieobecność w media faktem zmęczenia i problemów zdrowotnych Mercury'ego. Wtedy także zaczęto głośno mówić do stylu życia wokalisty, o jego hucznych imprezach, na których hostessy podawały gościom na tacy strzykawki z heroiną, o tym, że jest biseksualistą i często zmieniał partnerów. Kiedy ukazało się "Innuendo" uwagę zwrócił fakt, że żaden z muzyków nie pojawił się w teledysku do utworu tytułowego - cały klip był rysunkowy. Pogłoski o chorobie Mercury'ego nasiliły się.
"Made In Heaven" to płyta, która ukazała się cztery lata po śmierci Freddiego Merury'ego. Zawiera ona utwory, który były odrzutkami z sesji do "Innuendo" bądź też były niedokończone. Wszystkie zostały odpowiednio dokończone i przearanżowane przez pozostałych muzyków zespołu, zaś partie wokalne wzięto z archiwalnych nagrań Mercury'ego.
Wielka trasa koncertowa promująca "A Kind Of Magic", legendarny koncert na Wembley… któż mógł pomysleć, że było to ostatnia tak duża trasa zespołu. Koniec końców aż 3 lata przyszło czekać na kolejną płytę, ale okres oczekiwania opłacił się. "The Miracle" to świetna rockowa płyta, która w zasadzie niemal
całkowicie odstawia do lamusa wszelkie przejawy tandety i sztucznego
patosu obecnego na kilku poprzednich krążkach.

