"Animals" przez wielu uznawany jest za najbardziej kontrowersyjny, a często też najsłabszy album legendarnego Pink Floyd. Ciążyło na nim brzemię genialności dwóch poprzednich wydawnictw jakimi były "Dark Side Of The Moon" oraz "Wish You Werre Here". Choć każdy album tej formacji jest inny, to "Animals" mimo wszystko wyróżnia się na tym tle.
Komentarze Harlequin : Tu fragment jednej z recenzji na artrock.pl Waters podzielił ludzi na: ś...
Harlequin : Nie no, ja tez "momentary cenie mnie", "The final cut" tez , 'a saucersul .." i "obsc...
Razorblade-Kiss : cóż, ja bym gdzieś tam jeszcze niedaleko poniżej "Animals" upchnęła...
Nie znałem wcześniej moskiewskiego Nancial, ale jeśli tytułowym sensem życia wg tej formacji jest zawartość niniejszego wydawnictwa, to ten sens życia musi być nudny i trywialny. "Meaning Of Life" to porcja melodyjnego metalcore'u, o wiele bardziej
melodyjnego i cukierkowatego niż Trivium. Co gorsza próżno tu szukać
solówek, pomysłowych riffów, świeżości, urozmaicenia, zmian tempa,
agresji i dynamiki.
Nieciężko się domyślić, że pod nazwą Pathology kraje się formacja grająca brutalny death metal. Czy przynosi ona coś czego jeszcze w tym gatunku nie słyszeliśmy? Absolutnie nie.
Ile to już było tych zespołów o nazwie Mortify… nie da się chyba zliczyć. Ten omawiany tutaj to debiutant z Kanady, zaś EPka "Preliminary Hearing" to sześć kawałków z brutalnym, ale całkiem znośnym death metalem.
Jeśli ktoś uważa, że Six Feet Under to szczyt deathmetalowej prostoty, to powinien posłuchać Morbid Sacrifice. Nazwa niewyszukana, ale muzyka wywołała u mnie niemały uśmiech.
Lecherous Nocturne jest znany z tego, a w zasadzie nie jest znany, tylko może będzie znany z tego, że udzielali się i udzielają w nim byli muzycy Nile, w tym Dallas Toler-Wade. Jak już napisałem - formacja może będzie znana z tego powodu, ale po przesłuchaniu "The Age Of Miracles Has Passed" stwierdzam, że chyba tylko z tego powodu.
Eksperymentów w wykonaniu Kreator ciąg dalszy. "Outcast" dalej eksploruje rejony, których to odkrywanie formacja zapoczątkowała na "Renewal". Miłośnicy "Coma Of Souls" czy "Extreme Aggression" już zapewne zdążą pokręcić nosem, ale śpieszę poinformować, że choć "Outcast" z thrashem ma niewiele wspólnego, to jest to album co najmniej intrygujący.
Od jakiegoś czasu zacząłem lubić naprawdę formacje grindcore'owe. Jak się okazuje są zespoły, które potrafią zaintrygować. Belgijski Hybryd Viscery na pewno do nich się nie zalicza.
Czy coś, co nazywa się Holy Blood może grać dobrą muzykę? Intuicja mówi, że nie, a że pierwsza myśl bardzo często jest najlepsza, to w tym przypadku też się sprawdza. Ukraiński Holy Blood chyba szybciej wyłączyłem aniżeli zdążyłem włączyć.
Rok po wydaniu "Clan Of Xymox" Holendrzy z Clan Of Xymox powrócili z trzecim albumem, który szybko został okrzyknięty klasykiem. Nie powinno to dziwić, bo "Medusa" wyciska wszystko co najlepsze w muzyce darkwave. Jest to jednocześnie ogromny krok do przodu w stosunku do poprzedniego wydawnictwa, gdyż różnice pomiędzy nimi na bardzo duże.
Zwykle po wydaniu płyty wybitnej formacje gubią się próbując różnych eksperymentów muzycznych mających na celu znalezienie nowych środków ekspresji. Dead Can Dance nie poszło tą drogą, wybierając łatwiejsza opcję.
Po bardzo nierównym i bądź co bądź słabym pierwszym krążku, muzycy z Dead Can Dance powrócili z kolejnym wydawnictwem, które to w gruncie rzeczy dało początek tej "właściwej" twórczości formacji, z którą to jest ona kojarzona.
Trzeci album Dead Can Dance słusznie uchodzi za szczytowe osiągnięcie tej formacji. Osiem utworów, które trafiło na "Within The Realm Of A Dying Sun" to kwintesencja tego co można nazwać muzyką atmosferyczną czy nawet ambientem.
Nie wiem czy ktoś wierzył jeszcze w powrót Fields Of The Nephilim na scenę, ale stał się on faktem. Bezapelacyjny lider formacji, Carl McCoy kompletując zespół nie sięgnął po ani jednego muzyka, z którym współpracował wcześniej, ale jako, że to on jest głównym twórcą i kompozytorem, to ten aspekt schodzi na dalszy plan.
Słowo „Gorevent” zapewne miało pochodzić od słowa "invent", ale po przesłuchaniu "Abnormal Exaggeration" nieciężko stwierdzić, że z Japończyków są marni wynalazcy, bo gówno towarzyszyło ludzkości i muzyce od zarania dziejów.
Facebreaker to jeden z tych zespołów, które grają muzykę, którą już się gdzieś słyszało, ale nie do końca wiadomo gdzie. Takie odczucia towarzyszyły mi podczas odsłuchu ich najnowszego krążka "Dead Rotten And Hungry".
Do tej pory nie miałem jeszcze styku z twórczością Exventer. Po zapoznaniu się z "Bioconveyor Of Instincts" stwierdzam, że był to ostatni raz, bo muzyka tworzona przez Exventer jest zwyczajnie nudna.
Siódmy album znanego już na cały świat The Cure, to pod wieloma względami innowatorskie dzieło grupy. Przede wszystkim "Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me" to jeden z najbardziej znanych i cenionych w całej twórczości zespołu album, dodatkowo był to pierwszy krążek, który przyniósł im zaszczytne miejsce w pierwszej czterdziestce zestawienia Billboard. Po za tym to pierwsze dzieło tej formacji porywające nas swą muzyką na przeszło 74 minuty. Choć może wydawać się to męczące zanurzmy się, w muzycznym oceanie chłodu, psychodelii i alternatywy, a być może już niebawem odkryjemy zdumiewający fakt, że muzyka zamiast nas męczyć, odpręża i pomimo swej prostoty wręcz powala pięknem.
Kolejny raz wytwórnia
InsideOutMusic udowodniła, że nie zabiera pod swoje mocne skrzydła,
nic nie wartych kapel. Dość długo przysłuchiwałem się tej
płycie zanim to ostatecznie postanowiłem napisać o niej kilka
zdań. I im dłużej obcowałem z muzyką zawartą na albumie "The
Dark Third", tym bardziej pewny jestem, co do ostatecznej oceny.
Debiutancki album brytyjskiego kwintetu Pure Reason Revolution to
prawdziwa muzyczna perełka na progresywno-rockowym poletku.
Komentarze Ignor : Solówka z pierwszego utworu mi osobiście kojarzy się z Pink Floyd. Atmo...
Harlequin : Posłuchałem .... dla mnie takie 7/10 czyli dobre Mieszanka Porcupi...
Harlequin : a ja PPR nie słyszałem jeszcze :D
Przy okazji miłych wieczornych spotkań z twórczością takich zespołów
jak Armored Saint przypomina mi się jak bardzo niesprawiedliwy bywa
nawet i ten muzyczny świat. Ta powstała we wczesnych latach 80
ubiegłego wieku grająca klasyczny heavy metal formacja jest pewnie
jednym z wielu niedocenionych muzycznych tworów tamtych lat, panowie,
bowiem swoją twórczością prezentują kunsztowną, stojącą na bardzo
wysokim poziomie grę z przebojowym wprost idealnie nadającym się na
koncerty wokalem Johna Busha. Mimo to, że moim zdaniem grupa śmiało
mogłaby stawać w szranki nawet z samym Judas Priest, na którego
koncertach (zresztą nie tylko) często byli suportami, w jakiś nie
zrozumiały dla mnie sposób została ona odsunięta na bok.

