Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Tommy Vitaly - Indivisible

Tommy Vitaly, Hanging Rock, Indivisible, power metal, Carsten Schulz, Domain, Evidence One, Apollo Papathanasio, Spirituals Beggars, Firewind, Evil Masquerade, Time Requiem, Grzegorz Kupczyk, Roberto Tiranti, Labyrinth, Chiara Manese, Henryk Brockmann

Tommy Vitaly jako solista zaczął działać od 2009 roku, nagrywając dwa albumy. Początkowo jego zespół miał wokalistę, ale już na poprzedniej płycie „Hanging Rock” śpiewem zajęła się pokaźna plejada gości. Tak jest i na jego najnowszym dziele „Indivisible”. Słuchając go ma się wręcz wrażenie, że jest to jakaś składanka. Prawie cały czas jednak mamy do czynienia z wartkim i upstrzonym cięta gitarą, power metalem.

Jako pierwszy pojawia się Carsten Schulz, wieloletni wokalista niemieckiego Domain, a od dawna też Evidence One. Zresztą lista projektów w jakich uczestniczył jest bardzo długa. Myślę, że jego udział najbardziej uświetnił „Indivisible”, bo zarówno pierwszy numer tytułowy, jak i ostatni „Joan Of Arc” to dwa największe hity z tego albumu. Szczególnie ten drugi ma świetny refren i jest bardzo skocznym i porywającym rycerskim kawałkiem. Taki właśnie powinien być power metal.

Drugim gościem jest Apollo Papathanasio. Również ten w życiu się naśpiewał. Obecnie w Spirituals Beggars, ale na swoim koncie ma długie etaty w takich zespołach jak Firewind, Evil Masquarade i Time Requiem. Bardzo fajna, typowo power metalowa barwa, przypominająca mi trochę Grzegorza Kupczyka, powyciągane wokalizy i w związku z tym, udana piosenka „The Lodge”, w której nie brakuje pokaźnych, gitarowych wygibasów autorstwa głównego autora tego przedsięwzięcia. Zresztą na brak instrumentalnych emocji z pewnością nie można narzekać. Tommy ciśnie te swoje pędzące solówki i ściga się sam ze sobą w najróżniejszych kombinacjach, co jest najbardziej widoczne w pozbawionych wokalu „Duel” i „La Bestia”.

„Macabradanza” to Roberto Tiranti z Labyrinth, wspomagany przez anielskie chóry Chiary Manese. Numer udany i wyjątkowo ciężki, z dużą rolą basu. Odróżnia się on od następnego „Forever Lost”, który jest akustyczną balladką, wyjątkowo psującą tą płytę. Śpiewa ją Henryk Brockmann i tyle, lećmy dalej. Straszne to jest.

Na szczęście sytuacja wraca do normy przy okazji „Wings Of Doom”. Alessio Gori z Flashback Of Anger to kolejny wokalista stworzony do power metalu, a szybki, doskonały gitarowo i klawiszowo kawałek daje mu szerokie możliwości do rozwinięcia swoich umiejętności. Muzyczka idealna, aż porywająca z krzesła.

Bardziej wyważony i stateczny jest „Coraline” , który wykonuje Jan Manetti mogący się kojarzyć z Love.Might.Kill. Numer jest długi i podniosły, ma swoje szybkie momenty, ale jest w nim też sporo poważniejszej i przestrzenniejszej muzyki. Ogólnie bardzo dobry, pełen emocji, utwór.

Silnym uderzeniem jest natomiast „Sinner”. Gitarowo oczywiście klasa, a o przebojowość postarał się Fabio Lione, do niedawna filar Rapsody Of Fire. To jest bardzo mocne uderzenie, które wraz z „Joan Of Arc”, o którym już pisałem, idealnie podsumowuje tą niebagatelną płytę. Płytę, która jest kopalnią pomysłów i kalejdoskopem zdarzeń. Różnorodność utworów dopasowana jest do możliwości konkretnych wokalistów, a każdy z nich daje jej cząstkę indywidualności i wyjątkowości. Power metal z plusem, o nudzie nie ma mowy.

Tracklista:

01. Indivisible
02. The Lodge
03. Duel
04. Macabradanza
05. Forever Lost
06. Wings Of Doom
07. Coraline
08. La Bestia
09. Sinner
10. Joan Of Arc

Wydawca: SG Records (2017)

Ocena szkolna: 5-

Komentarze
Yngwie : A skomentuję... akurat zrobiłem sobie rowerowy, weekendowy wyjazd z...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły