Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

The Dust Of Basement - Home Coming Heavens

Siadając do tego albumu, od samego początku miałem sceptyczne uczucia. Po pierwsze styl, który prezentowała sobą muzyka nigdy jeszcze nie gościł w moich głośnikach, bowiem nigdy nie byłem zapalonym fanem muzyki z kręgu darkwave. Po drugie muzyka elektroniczna, może poza paroma wyjątkami (Kraftwerk, Klaus Schulze), kojarzyła mi się raczej z niezrozumiałą "łupaniną", dobrą dla rozwrzeszczanych małolatów. Wyobraźcie sobie, zatem jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po paru minutach odsłuchu "Home Coming Heavens" - płyty zespołu o nazwie The Dust Of Basement, pochodzącego właśnie z kręgu mrocznych elektronicznych brzmień - najpierw moja kończyna dolna a po chwili całe ciało w ślad za nią, bujało się w rytm niezwykłych dźwięków. Jeżeli ktoś pragnie rozpocząć przygodę z tego typu muzyką to gorąco polecam właśnie tę pozycję, gdyż mnie osobiście urzekła.
Na płycie znajdziemy 13 utworów, z których dwa to remiksy. Ogólnie rzecz ujmując płyta jest pełna mroku, pasaże dźwiękowe idealnie wypełniają po brzegi każdą sekundę ciszy swoim niezwykłym brzmieniem. Bit kojarzy się raczej z muzyką klubową, idealnie jednak pasuje do całości. Nie zapominajmy również o wokalu, a ściślej mówiąc o dwóch wokalach. Męski głos należący do Peera Lebrechta to mocny akcent dla wielu kompozycji na krążku, Brigitta Behr dodaje zaś niektórym kompozycjom zwiewności, może nawet miejscami, anielskości.

Utwór pierwszy posiadający jak na mój gust niezwykły wstęp to ciekawe połączenie dość szybkiego, klubowego bitu ze spokojnymi pasażami słyszanymi w tle. To wszystko nadaje muzyce pewnego rodzaju delikatności. Wszystkiemu przewodzi charakterystyczny głos Niemca. Dwójeczka swoim początkiem przenosi nas do odległego o kilkadziesiąt lat świata grozy. Bardzo ciekawie jest tutaj budowany nastrój, bowiem początkowo wyraźne, rytmiczne uderzenia, schodzą na drugi plan, pozwalając wykazać się reszcie dźwięków, które tworzą niesamowity pejzaż. Krążkowa trójka to "This Big Hush". To tutaj pierwszy raz pojawia się kobiecy wokal, który dodaje kawałkowi zwiewności. Jego obecność jest bardzo fajnie zaakcentowana, bowiem przed wejściem tych partii wokalnych, muzyka jak i głos Niemca zdają się być bardzo "twarde", dopiero właśnie obecność damskiego głosu roztapia ciężkie dźwięki, nadając całości świeżości. Numer cztery to bardzo energiczna, ale i tajemnicza kompozycja. Wyrastające niemalże z pod ziemi dźwięki, przetworzony wokal i prędkość - to trzy atuty, które wpłynęły na niezwykłą przebojowość tego utworu. "The Healing Garden" to bardzo klimatyczny utwór. Uderza dosłownie spokojem, nawet dotąd pozbawiony wyrazu męski wokal, jest tutaj miękki, stonowany, przez co bardzo pasuje do całokształtu. Idealne pauzy pozwalające na rozwinięcie się patosu. "Wintersun" to kawałek, który przykuł moją uwagę przede wszystkim tytułem, a bardziej jego idealnym dopasowaniem do treści muzycznej. Podstawa piosenki, rzeczywiście przywodzi na myśl mroźne, pozbawione życia, wręcz sterylne dźwięki, ale tło to taki promyk słońca, który roztapia tę "lodową powłokę" pokazując krystalicznie czystą duszę muzyki, a całość trwa prawie sześć minut. "New Life" to klubowa kompozycja. Wyraźnie zaakcentowany bit i troszeczkę psychodeliczne zabawy głosem tworzą bardzo ciekawy efekt. Później muzyka nieco ożywa, przynosząc naprawdę nowe życie. To chyba najbardziej pozytywnie brzmiący refren na płycie. Numer osiem to znowu zabawy wokalem i klubowe dźwięki. Świetnie brzmiący refren wynagradza moim zdaniem nieco przesycone elektroniką zwrotki. Kolejne dwa utwory, to moim zdaniem najmocniejsze kawałki na płycie. Niezwykłe, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach dźwięki zalewają falą świeżości i tajemniczości głodnego nowych doznań słuchacza. Piękne pasaże i różnorodność dźwięków w obu przypadkach jest wielkim plusem. Oczywiście i tutaj mamy do czynienia z przetwarzaniem głosu. Na szczególny charakter tych utworów wskazuje również to, iż jako jedyny zostały zremiksowane na płycie. Ich remiksy to również wspaniałe dzieła odznaczające się ciekawym klimatem, jednym słowem kolejny dość spory kawał nieprzeciętnej muzyki w najlepszym wykonaniu. Ostatni utwór noszący cyferkę 13 to "Asia". Jest on najkrótszy na płycie i uzbrojony w wiele niezidentyfikowanych dźwięków. Są one bardzo przestrzenne, stwarzają jakby wrażenie dopełnienie płyty. Po pewnym czasie wylewa się z nich znany charakterystyczny dla całej płyty bit i pozbawiony jakiegokolwiek zabarwienia wokal.

Krótko mówiąc jak na pierwsze spotkanie z muzyką w tym klimacie - "Home Coming Heavens", a co za tym idzie The Dust Of Basement - zrobiło na mnie spore wrażenie. Już teraz wiem, że moja przygoda z dark electro nie zakończy się na tym jednym albumie.

Tracklista:

01. Isolation (Smell Of Insects)
02. Behind My Eyes
03. This Big Hush
04. Thrilling Crime
05. The Healing Garden
06. Wintersun
07. New Life
08. Bootjack
09. Crown
10. Falling
11. Crown (Black Heaven Remix)
12. Falling (Nocoment Remix)
13. Asia

Wydawca: Trinity (2003)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły