Mieszanie różnych muzycznych stylów wśród zespołów metalowych jest dość często spotykaną praktyką. Wiele kapel poprzez łączenie, wydawać by się mogło odległych od siebie gatunków muzyki, próbuje stworzyć sobie odpowiednią niszę twórczą pod swoje kolejne projekty. Niestety, tego typu zabiegi niezbyt często kończą się artystycznym sukcesem. Tym razem jednak, mamy do czynienia z zespołem, któremu w oparciu o swoją blackmetalową przeszłość, udało się stworzyć naprawdę dobry i nietuzinkowy materiał. Jest to zdecydowanie najlepiej wyprodukowany album w historii zespołu. Czytelna produkcja wzmaga potęgę brzmienia i wrażenie gitarowo-bębnowo- wokalnej apokalipsy. Od reszty odstaję troszkę wokalista, ale nie wypada na niego narzekać bo całość elegancko się zazębia i nie gryzie. Nie oszukujmy się jednak ta mieszanka nie miałaby takiej siły oddziaływania, gdyby nie mroczny klimat i dramaturgia całości. Technicznie jest jeszcze troszkę do dopracowania, jednak z płyty na płytę progres jest jak najbardziej widoczny - co niewątpliwie cieszy.
Sólstafir już od kilku dobrych lat dość nieśmiało przebija się na szersze rockowe wody, cały czas pozostając jednak grupą znaną właściwie tylko zagorzałym poszukiwaczom muzycznych ciekawostek. Bardzo możliwe, że za sprawą "Köld" uda się im zmienić ten stan rzeczy. Zważywszy na fakt, że najnowsze wydawnictwo grupy jest pozycją ze wszech miar udaną.
Tracklista:
01. 78 Days In The Desert
02. Köld
03. Pale Rider
04. She Destroys Again
05. Necrologue
06. World Void Of Souls
07. Love Is The Devil (And I Am In Love)
08. Goddess Of The Ages
Wydawca: Spinefarm Records (2009)


