Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Smak zemsty

Latarnie oświetlały migotliwym blaskiem wąską, wyłożoną brukiem uliczkę. Światło nie docierało jednak do zaułku, w którym się ukryłam. Siedząc w kucki obserwowałam drogę już od pół godziny, a może to była godzina, nie wiem, straciłam rachubę czasu. Starałam się zająć czymś myśli, wspominać wszystkie krzywdy, jakie mi nieświadomie wyrządziła, snuć chore fantazje na jej temat. Oczyma wyobraźni widziałam ją skąpaną we krwi, z posklejanymi włosami i martwymi, szklistymi patrzącymi ślepym wzrokiem w niebo. Z zaciśniętymi dłońmi. Z dziurą w klatce piersiowej. Marzenie umknęło szybko, przypomniałam sobie ją z nim, ją żywą, szczęśliwą, roześmianą. Wtuloną w niego. Ogarnęła mnie wściekłość. Ścisnęłam nóż mocniej.
Ujrzałam ją. Spóźniła się, ale była tutaj. Wiedziałam, że przyjdzie. Nie wiedziała jeszcze. Już z oddali widziałam jej kołyszące się biodra, niewinną twarzyczkę, przestraszone oczy, rozwiane włosy. Przy nim taka nie była. On zawsze widział ją radosną. Czasami smutną. Ale nigdy zlęknioną.
Pozostało mi tylko czekanie na odpowiedni moment. Jeszcze tylko chwila. Krótka chwila. Tylko trochę... Jest już tak blisko... Niemal słyszałam jak oddycha, czułam dreszcze przebiegające jej po plecach.
Zaraz. Nie, poczekaj jeszcze chwilę. Teraz. Już!
Wyskoczyłam zza roku i napadłam ją od tyłu. Zanim zdążyła zorientować się, już obejmowałam ją w pasie, nóż przyłożyłam do gardła. Krzyknęła. Głośno. Wystarczająco głośno, by mogli usłyszeć to inni ludzie, ale było zbyt ciemno, a okolica za bardzo niebezpieczna, aby ktokolwiek się tym zainteresował.
Nie chciałam, by wiedziała. Nieświadomość to błogosławieństwo. Oszczędziłam jej więc cierpienia, szybko zanurzając ostrze w jej miękkim ciele. Krew rozbryzgła na wszystkie strony. Ona wydała z siebie ostatni, chrapliwy okrzyk. Puściłam ją. Patrzyłam, jak wije się w agonii. Napawałam się widokiem gardła poderżniętego prawie do kręgów, wszechobecnej krwi. Nie chciałam, by umierała długo. Jednym ruchem uderzyłam w pierś. Przebiłam serce. Nie wiem, czy czuła ból, ale byłam już pewna jej śmierci.
Ogarnęło mnie silne podniecenie. Rozejrzałam się nerwowo, po czym zaciągnęłam jej zwłoki do zaułka, z którego zaatakowałam. Polizałam jej gardło. Przyssałam się do niego, zaczęłam pić jej krew wierząc, że przez to będę chociaż w części taka jak ona. Pragnęłam tego.
Krew była gorąca i lepka. Cudownie pachniała i jeszcze lepiej smakowała. Gdy nasyciłam się, oderwałam usta od jej szyi. Oblizałam się. Ostrożnie ułożyłam głowę na brukowanej posadzce. Rozejrzałam się ponownie. Wytarłam nóż o jej ubranie, zatknęłam za pas i odeszłam.
Mój krok był szybki i pewny. Nie odwracałam się za siebie. Czułam się spełniona, moje serce przepełniała radość. Dopięłam swego, urzeczywistniłam moje fantazje. I chociaż w glębi żałowałam, nie pozwoliłam sumieniu dojść do głosu, uciszyłam wszystkie negatywne emocje by rozkoszować się zemstą. Nie jest ona słodka... ma smak krwi.
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły