Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Meshuggah - obZen

Meshuggah nie jest zespołem, którego daje się pokochać od razu. W muzykę Szwedów trzeba się wgłębić, aby załapać tego bakcyla, to coś co by pozwala zrozumieć ich styl. Blisko trzy lata przyszło nam czekać na następcę genialnego ze wszech miar "Catch 33". Nowe dziecko zatytułowane tajemniczo "obZen" jest niewątpliwie jednym z najbardziej wyczekiwanych wydawnictw tego roku. Zespół zapowiadał, że album będzie połączeniem stylu z "Destroy Erase Improve" z nowszymi dokonaniami. Rodziło się pytanie, czy płyta znów wzbudzi skrajne opinie i czy coś zrewolucjonizuje jak jej poprzedniczki.
Pierwsze zderzenie - fenomenalna okładka, chyba nalepsza z dotychczas zdobiących krążki szwedzkiego kwintetu. Pierwszy odsłuch... typowe Meshuggah, trochę na jedno kopyto, zdecydowanie więcej grania w stylu ostatniego albumu niż "Destroy Erase Improve", tyle, że całość jest jakoś bardziej przejrzysta i przewidywalna. Wydawało mi się, że Meshuggah zaliczyło spore potknięcie. Uświadomiłem jednak sobie, że podobne odczucia towarzyszyły mi przy słuchaniu w zasadzie każdego ich krążka, więc dałem oczywiście sobie szansę przesłuchać ten album jeszcze kilkakrotnie. Choć na pewno nie jest to wystarczająca ilość, aby zgłębić tą muzykę, to jednak można o niej już wówczas coś więcej powiedzieć.

Zacznę od dwóch podstawowych rzeczy - za zestaw perkusyjny powrócił Tomas Haake (nie usłyszymy więc na "obZen" automatu) oraz fakt, że nie jest to album koncepcyjny. Otrzymaliśmy dziewięć niezależych od siebie utworów, które w żaden sposób nie muszą być ze sobą powiązane jak to miało miejsce w przypadku "Paragrafu 33".
Odnośnie samej muzyki zaś - pierwsze wrażenie bardzo często mówi wiele, co też znalazło potwierdzenie na "obZen". Jest to album zdecydowanie bardziej przejrzysty niż poprzednie i zdecydowanie mniej eksperymentalny. Rzeczywiście  jest próbą połączenia starego i nowego stylu, z tym, że o wiele więcej elementów kojarzy się z ostatnimi dokonaniami.
Przede wszystkim brzmienie - choć nie jest tak sterylne jak na poprzednich krążkach, to gitary nadal posiadają ten mocno przesterowany sound. Jeśli chodzi o styl gry, to ponownie jest to skłanianie się do progresywnego grania i wykręcania riffów niż do ciętych jak brzytwa riffów. W zasadzie jedynym skojarzeniem ze starymi czasami jest to, że Meshuggah od czasu do czasu przyspieszy tempo - brzmi to wtedy jak neo-thrash z typowym, meshuggowym stylem riffowania. Pewnym novum jest fakt, że jest tu więcej przejść perkusyjnych - do tej pory Haake uchodził za perkusyjne monstrum, wytupujące jakieś pogmatwane metrum, a tutaj jest nieco bardziej klarownie.

Pomimo tego, że uwielbiam muzykę Meshuggah, to musżę jednak rozliczyć to wydawnictwo z niedoskonałości. Pewnym rozczarowaniem są dla mnie solówki, które tym razem nie ujęły mnie niczym - zabrakło w tej materii pomysłów. W ogóle wydaje mi się, że "ObZen" jest najmniej rewolucyjnym i chyba najmniej wnoszącym nowego krążkiem w dykografii zespołu. Uświadomiłem sobie, ze jednak zbyt wiele riffów jest do siebie podobnych i większość utworów nie ma tego "czegoś" charakterystycznego. Niestety, to jest 9 niezależnych kompozycji, a nie jeden 50-minutowy, w którym te motywy mają prawo się powtarzać. Podobne zarzuty kierowane były kiedyś pod adresem albumu "Nothing', ale jak warto zauważyć - był on inny od "Destroy erase Improve" i "Chaosphere". Na "obZen" natomiast zbyt wiele elementów powtarzało się już na wcześniejszych płytach. Zabrakło także tej nuty eksperymentu, oddania się jazzowej improwizacji i surrealizmowi, tak widocznemu na "Catch 33". W efekcie okazuje się, że zdecydowanie najlepiej wypadły utwory najszybsze i najbardziej agresywne - "Bleed" oraz " Dancers to a discordant system".

"ObZen" w żadnym wypadku nie jest albumem złym - wręcz przeciwnie, to wciąż jest kawał świetnego metalowego mięcha. Nie będę ukrywał jednak, że w zasadzie wszystkie albumy od "Destroy Erase Improve" do "Catch 33" były lepsze choćby z tego względu, że każdy z nich był inny i w zasadzie każdy był trudny w odbiorze. Ten album jest prostszy, dobrze się go słucha, zawiera w zasadzie wszystkie elementy charakterystyczne dla zespołu. Dla osób, które nie znają twórczości Szwedów "obZen" byłby tym albumem, któy można poznać na początku. W zasadzie pierwszy wielce oczekiwany album tego roku okazał się po prostu dobry.

Wydawca: Nuclear Blast Records (2008)
Komentarze
leprosy : Ciezko jest na poczatku przejsc przez ten material bez pauzy,strasznie polaman...
Harlequin : Było niemieckie wesele ... pieśni w stylu bekenbałera i szwajnsztajgera...
Harlequin : Ponad rok minął od premiery, a ja dalej wałkuje ten album jak głupek i...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły