Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Las

las, złotowłosa, tajemniczy, Opowiadania

… Stado wilków doganiało Ją, popędzała swojego konia ze łzami w oczach. Już czuła gorące oddechy watahy, na swoich przemarzniętych plecach. Nagle zza drzewa obok którego przejeżdżała, wyłoniła się ciemna postać w kapturze...


Obleciał ją strach i jednocześnie ulga. Gdy tylko przejechała obok niego, usłyszała świst przecinającego powietrze miecza. Zaraz po tym doniosły skowyt. Odwróciła się i zobaczyła leżące ciała dwóch wilków. Pozostałe zwierzęta okrążyła nieznajomego i w jednym momencie rzuciły się na niego. Pierwszy dostał cios w pysk i ze złamaną szczęką uciekł w leśne głębiny.

Dwa następne padły od ciosów miecza, a kolejny od sztyletu. Został sam przywódca stada. Potężny wilk o ciemnobrązowej sierści średniej długości, która lśniła nawet w tak mroczny i ponury dzień. Czerwone ślepia, wpatrywały się w tajemniczego wybawiciela. Śnieżnobiałe kły, zaświeciły niczym latarnie w tym mroku. Ruszył na niego i po chwili, leżeli w ścisku na ziemi. Ciszę lasu, przerwał przeraźliwy krzyk. Bestia zatopiła swoje kły w ramieniu wojownika, lecz to go nie osłabiło. Chwycił drugą ręką za sztylet chowany na plecach i zadał śmiertelny cios. Zepchną z siebie ciało wilka, wstał i zdjął kaptur. Obejrzał rany i ruszył w jej kierunku.

Miał krótkie czarne włosy, jego ciemno-brązowe oczy wpatrywały się w nią. Podszedł do konia, na którym siedziała piękna długowłosa panienka. Miała śliczne zielone oczy i długie blond włosy.

Usłyszał z jej ust troskliwe: - jesteś ranny, opatrzyć cię?
- dziękuję, ale nie trzeba. Nie pierwsza i nie ostatnio to, moja rana - odpowiedział.
Z lekkim uśmiechem odparła krótko:
- widać. - On się tylko krzywo uśmiechną i powiedział:
- mam prośbę, piękna nieznajoma. Dobieraj lepiej ścieżki, którymi chcesz się przechadzać wieczorna porą.
Kończąc wypowiedź odwrócił się, założył kaptur i po chwili znikną w leśnej otchłani.

Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zanim splotła w swojej głowie słowa w jedno zdanie. Jego już nie było, w zasięgu wzroku. Wróciła do domu, lecz nie spała tej nocy. Widziała cały czas przed sobą jego postać i błyszczące brązowe oczy. Czuła cały czas gorący dotyk jego dłoni, na swoim udzie.

Przez następne trzy wieczory, jeździła do lasu szukając bestii od której mógł Ją wybawić. Nie miała jednak szczęścia.
W piątkowy wieczór, Jej ojciec wysłał Ją do mieszkających w sąsiednim mieście dziadków. Potrzebowali szybko ziół leczniczych, ponieważ babcia bardzo źle się poczuła.

Wyruszyła natychmiast, przez nieszczęsny las. Ponieważ była to najszybsza z możliwych dróg. Przy samym końcu lasu, drogę zagrodził jej potężny niedźwiedź. Jednym ciosem łapy, położył konia. Nie mogła się wydostać, ponieważ jedną nogę miała w całości przygniecioną przez ciało wierzchowca. Wielki dyszący pysk, pojawił się nad jej delikatną buzią. Zamknęła oczy i pomyślała głośno:
-ratuj.
W tym momencie usłyszała, zbliżający się bojowy okrzyk. Zjawił się. Wybiegł z głębi lasu, z mieczem w jednej i pochodnia w drugiej ręce. Zaczął wymachiwać ognistym kijem, przed oczami bestii. Niedźwiedź chwycił w zęby ciało konia i znikną w leśnych ostępach. Pochylił się nad nią i podając rękę powiedział:
- chyba muszę Cię częściej pilnować.
Kończąc wypowiedź, zaśmiał się doniośle. Podnosząc się, z uśmiechem powiedziała:
- jeżeli tylko zechcesz, zostań moim wybawicielem już na zawsze

Na koniec pocałowała go w usta. Uśmiechną się i nic nie mówiąc, wziął Ją na ręce i zaniósł do miasta. Od tamtej pory jeździli już razem, omijając niebezpieczny las. 

Ich nietypowa znajomość przerodziła się w głębokie uczucie, które trwało po kres ich dni.

           
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły