Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Katatonia, Alcest, Junius – Progresja, Warszawa (17.11.2012)

Katatonia, Progresja, Dead End Kings, Alcest, Junius, koncertOd koncertu Katatonii w Warszawie minęły dwa dni, a ja do tej pory nie mogę sobie poukładać w głowie tego, co usłyszałam i zobaczyłam w Progresji. Milion myśli w jednym czasie, tylko słów brakuje. Być może dlatego, że choć Szwedów słucham od X lat, 17 listopada byłam na ich koncercie po raz pierwszy. Jednak na próbę krótkiego podsumowania to chyba właśnie najlepszy moment - kiedy emocje jeszcze gdzieś tam we mnie mocno się gotują, ale i czas na konkretne przemyślenia powoli zaczyna pukać do drzwi.
Na koncert czekałam od ponad 2 miesięcy. Sobotni wieczór nie był dla mnie zwykłym wieczorem – pierwszy raz usłyszałam na żywo Jonasa Renkse i spółkę. Był to też wieczór zakraplany kilkoma innymi zaskoczeniami – mniej i bardziej pozytywnymi. Wróćmy jednak do godziny 18.

Przed Progresją zbierają się fani szwedzkich pionierów doom metalu. Nie przypuszczałam, że Katatonia ma w Polsce tylu słuchaczy. Co innego, na przykład, Anathema – tu nigdy nie miałam wątpliwości co do jej popularności wśród Polaków. Porównując jednak frekwencję z październikowego występu Brytyjczyków w Warszawie z występem Katatonii, mogę z czystym sumieniem powiedzieć – Katatonia ma u nas swoich fanów i nie jest ich wcale garstka.

Jak zwał, tak zwał: publika, słuchacze, fani, miłośnicy - i to jeszcze jacy! Prym nad nami wiódł jeden.
- Widzieliście królika?
- Nie! Brałeś coś?   
- Nie widzieliście tego królika? Zaraz wejdzie do środka.
- Yhy!
Jakie było nasze zaskoczenie, kiedy na sali rzeczywiście pojawił się szary królik w glanach, który początkowo przykuwał wzrok, ale po czasie wmieszał się w tłum (jak on to zrobił?) czarnych katatonicznych fanatyków.

Junius

Zaraz po nim, tym razem nie w tłumie, ale na scenie pojawili się muzycy zza oceanu – Junius. To oni rozpoczęli muzyczną podróż do nadchodzącej ciemności. I tu kolejne zaskoczenie... pozytywne. Do końca nie wiedziałam, czy Junius potrafiłby mnie przekonać. Zespołu nie znałam wcześniej. Rzutem na taśmę posłuchałam kilku utworów przed koncertem, żeby wiedzieć, z czym to się je. Niestrawności nie miałam, ale nie poczułam też większego smaku. Kubki smakowe pobudziły się 17 listopada. Klimat niesamowity, niestety, koncert nim się zaczął, Dana, Joseph, Joel i Michael zakończyli swój występ.

Alcest

Kiedy techniczni zaczęli przygotowywać scenę na przyjęcie kolejnego supportu, tym razem z Francji, czas nadszedł, by ruszyć w poszukiwaniu dogodnego miejsca do słuchania i patrzenia. Czyżby to Alcest przywiózł ze sobą tę mgłę, która w sobotę wisiała nad Warszawą? Dymu było zdecydowanie za dużo, muzycy zniknęli nam z oczu, a wokal był Neige'a ledwo słyszalny. Setlista zawierała z nielicznymi wyjątkami wolniejsze utwory. I jak bardzo ciekawa byłam francuskiego projektu (bo już na długo przed koncertem słuchałam ich ostatnich płyt), tak poczułam niedosyt, kiedy po kilkudziesięciominutowym koncercie tak po prostu zeszli ze sceny. Odskocznią od monotonnego grania był "Percées de Lumière", który nieco mnie obudził i który jest jednym z moich ulubionych utworów stworzonych przez Neige'a i Winterhaltera.

Katatonia

I wreszcie przyszedł czas na Katatonię, która do Polski przyjechała z najnowszym nabytkiem "Dead End Kings". Zaczęli pierwszym utworem z płyty. Po krótkim intro na scenie pojawił się Jonas. "In the weak light I saw you becoming the lie..." - i się zaczęło. Podróż, o której już wspominałam, nabrała wiatru w żagle. Łódź, na którą zaprosiła nas Katatonia, raz płynęła spokojnie, raz nieco pod prąd, raz woda, która dostawała się na pokład, biła nas po twarzach i miażdżyła swoim pięknem. Po spokojnym dryfowaniu, przychodził sztorm i tak na zmianę przez prawie 1,5 godziny.

Jako, że był to pierwszy koncert katatoników, na którym byłam, miałam cichą nadzieję, że nie zejdą ze sceny bez zagrania kultowych kawałków z poprzednich płyt. I nie zawiodłam się. Po "The Parting" i "Buildings" przyszedł czas na "Deliberation", "My Twin" i "Burn the Remembrance". Jako, że "Viva Emptiness" i "The Great Cold Distance" słuchałam swego czasu bardzo namiętnie, ekstazę podczas koncertu miałam zagwarantowaną. Nie ma co ukrywać, że momentami wokale pozostawiały wiele do życzenia, ale te niedociągnięcia nie miały jakiegokolwiek znaczenia dla publiki, która razem z Jonasem wyśpiewała niemal wszystkie kawałki.

Z "Dead End Kings" usłyszeliśmy jeszcze między innymi: "The Racing Heart" i "Lethean". Wzorem najnowszego albumu między jednym a drugim utworem muzycy nie robili dłuższej przerwy, nie dając nawet ochłonąć słuchającej ich publiki. Stan, w którym się znalazłam od początku, trwał do ostanich minut koncertu. Mówi się często o ciszy przed burzą, ale my, płynąc wspomnianą już łodzią, znaleźliśmy się w miejscu, gdzie nie było czasu na głęboki wdech i przygotowanie się na kolejną dawkę katatonicznego szału. Moment wytchnienia dało tylko intro puszczone tuż przed "Ghost Of The Sun".

"Strained", "Soil's Song", "Omerta", "July", "Day and Then the Shade" – słuchałam ich momentami z zamkniętymi oczami, chłonąc każdy dźwięk gitar. Tuż przed zagraniem "Omerty" Anders pozwolił sobie na mały żarcik. Z kolei twarz Jonasa zakryta włosami od czasu do czasu zdradzała zadowolenie z reakcji publiczności. Pytał jak się mamy, jak się ma Warszawa.

Na bis publiczność nie musiała czekać długo. Po krótkim, aczkolwiek pewnym i głośnym skandowaniu Szwedzi wyszli na scenę. Anders skierował pytanie do wszystkich stojących na wprost niego, czy chcemy więcej Katatonii, odpowiedź mogła być tylko jedna. Zagrali "Dead Letters" i "Forsaker". Ostatnim kawałkiem tego wieczoru poczułam się wdeptana w ziemię, a to za sprawą "Leaders" z płyty sprzed 6 lat. - You are fucking amazing! - zakończył Jonas. Publiczność klaskała Katatonii, a Katatonia klaskała publiczności. Około godziny 22.30 Szwedzi opuścili progresyjną scenę, by następnego dnia zagrać w Krakowie.

Komentarze
harmonium : W Warszawie zdecydowanie lepiej wyszło Katatonii niż Alcestowi. NA Al...
AdamSharkSmile : Bylem na concercie Katatonia i Alcest pare dni temu w Mediolanie ....kocham Ka...
harmonium : Tak czy inaczej do części twórczości sztokholmsko-gotebord...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły