Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Evile - Infected Nations

Dobra przyznaję się. Evile poznałem dopiero po śmierci Mike'a Alexandra pierwszego basisty grupy. Wtedy z ciekawości włączyłem jeden utwór tego zespołu i muszę przyznać, że naprawdę byłem zaskoczony tym co usłyszałem! Staroszkolny thrash metal w stylu Slayera i starej Metallicy porwał mnie bez reszty i postawiłem sobie jedno zadanie - przesłuchać całej płyty tego zespołu. Los chciał żebym najpierw usłyszał drugi pełnograj grupy pt. "Infected Nations".

Niestety usłyszałem go o wiele za późno, gdyż po drodze zahaczyłem o Overkilla i Heathena i przez to nie przeczytacie tu samych pochwał, ale także kilka dość mocnych narzekań. Niemniej jednak, naprawdę jest tu co zachwalać. Choć bardzo młodzi, Evile nie są zespołem złożonym z amatorów. Asortyment techniczny tych chłopców zaskakuje, czego nie można powiedzieć o ich kolegach z np. Nuclear Warfare. O ile Niemcy postawili na proste "łojenie po garach" tak tutaj mamy do czynienia z czymś więcej.

W zasadzie każdy kawałek różni się od innego tempem i aranżacjami dzięki czemu nie mamy tu prostego "kopiuj/wklej" rodem z najprymitywniejszych kapel tego typu. Warstwa instrumentalna stoi na równie wysokim poziomie. Gitarzyści wydobywają ze swoich instrumentów mocne, energiczne riffy jednocześnie zachowując jako tako techniczną normę (czyt. nie napierdalają w te urządzenia bez opamiętania). Solówki są naprawdę soczyste i bardzo dobrze zagrane - to nie jest proste "jeżdżenie palcami po gryfie" tylko przemyślane i pasujące do każdego kawałka zagrania, które dodają tylko energiczności utworom. Kto wie czy za kilka lat obok Kerry'ego Kinga czy Dave'a Mustaine'a ludzie nie będą wymieniać Ola Drake'a jako jednego z najlepszych thrashowych gitarzystów świata.

Świetnym partiom gitarowym wtóruje znakomicie brzmiący bas i znakomita gra na perkusji, a także wyśmienity głos Matta Drake'a. Brzmi trochę jak wymieszanie dzikości Toma Arayi z melodycznym wokalem Jamesa Hetfielda. Poza tym brzmienie jest naprawdę potężne, ale czego się tu innego można było spodziewać skoro za gałkami stał sam Russ Russel - człowiek, który majstrował przy brzmieniu Napalm Death i Dimmu Borgir. Tutaj wykonał istne arcydzieło dzięki czemu brzmienie "Infected Nations" rozwala nie mniej niż "Ironbound" czy "Evolution of Chaos".

Naprawdę bardzo chciałbym tutaj zakończyć recenzję tego albumu, ale niestety wady tego materiału sprawiają, że nie mogę przymknąć na nie oka. Głównym grzechem "Infected Nations" jest długość tego materiału. Całość trwa prawie 60 minut (64 jeśli liczyć dodatkowy bonusowy utwór), a same kawałki trwają od 5 - 11 minut. O ile w ostatnim Heathenie ten aspekt mi nie przeszkadzał ze względu na niesamowite urozmaicenie jak i melodyczność kompozycji tak tutaj płyta zaczęła mnie po jakmiś czasie... męczyć.

Może i kawałki nie są ósmą kopią ósmej kopii, ale ich długość sprawia, że człowiek ma ochotę po prostu przełączyć na następny bo ma już dość przedłużającego się grania. Gdyby trwały one od 3 - 5 minut byłoby o wiele lepiej, a tak tylko panowie sztucznie przedłużają. Kolejny problem wiąże się poprzednim zarzutem - przez swoją długość kawałki są zwyczajnie nijakie i żaden z nich nie zapada specjalnie w pamięć. W "Ironbound" rozwiązano sprawę dzięki energiczności, klimatycznym zagraniom i rock'n'rollowemu feelingowi przez co powstały tam takie perełki jak "Ironbound", "The Goal is your soul" czy "Give a little". Tutaj panowie chcieli stworzyć własną wersję "Call of Cthullu" i ostatni kawałek, pt. "Hundred Wrathful Deities" jest w całości instrumentalny. Gdyby jeszcze nie trwał 11 minut stałby się symbolem tego zespołu - a tak niestety mogę powiedzieć, że jest "tylko" niezły.

Poza tym w warstwie solówkowej, mimo tego że tną równo, można usłyszeć po jakimś czasie powtarzalność tych samych motywów. Nie muszę tu chyba przypominać moich zachwytów nad duetem Altus/Lum? "Infected Nations" miał podobny problem co opisywany przeze mnie kilka miesięcy temu brazylijski "Andralls". Trafił u mnie w bardzo zły okres, kiedy to poznałem "Evolution of Chaos" i "Ironbound". Co nie oznacza, że płyta jest zła. Gdyby nie te dwie płyty pewnie przymknąłbym oko na powyższe "wykroczenia" i byłbym w stanie wstawić mocno naciągane ale jednak 9.

Niestety, te dwie płyty zawiesiły poprzeczkę tak wysoko, że nie wiem czy ktokolwiek będzie w stanie ją przeskoczyć. Jeżeli mimo wszystko nie zaskoczyły cię ww. dzieła tak jak mnie (czy to możliwe?), bardzo się lubujesz w klasycznym thrash metalu w stylu Exodus czy Slayera i nowa fala starego thrashu wywołuje u Ciebie powszechny zachwyt dodaj do oceny 1 pkt., jak nie posiadasz jeszcze tego albumu, leć do sklepu i bierz w ciemno - na pewno muzyka przypadnie ci do gustu. Może grupa na następnym krążku poprawi błędy tego wydawnictwa, wszak mawiają, że trzeci materiał jest zawsze najlepszy. Życzę tego zespołowi bo ma szansę stać się jednym z gigantów thrashowej sceny.

PS. - "Infected Nations" został wydany łącznie z DVD o nazwie "The DVD to end all DVDs". Przedstawiający proces tworzenia materiału.

Ocena:7/10

Tracklista:

01. Infected Nations
02. Now Demolition
03. Nosophoros
04. Genocide
05. Plague To End All Plagues
06. Devoid of Thought
07. Time No More
08. Metamorphosis
09. Hundred Wrathful Deities
10. My Parasite (Bonus)

Wydawca: Earache Records (2009)

Komentarze
Harlequin : Yep, zgadzam sie. Niby wszystko ok, fajne riffy, fajne sola, dobry wokal, tylko...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły