Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Opowiadania :

Chwile wydarte z pamiętnika narkomanki...

...poczuła słabe ukłucie... Ciecz ze strzykawki rozchodziła się powoli po jej żyłach, przynosząc ze sobą dosyć dziwne uczucie... wszystko stawało się takie nierealne, a zarazem niczego jeszcze nie doświadczała tak intensywnie. Chciała tak trwać w nieskończoność. Nie przejmowała się niczym, po prostu zagłębiała się w słodkiej nicości otaczającej jej chwili...

            - Julka! Julka, no! Przestań! Gdzie ty jesteś!?    

           - Gdzie ja jestem? Dobre pytanie… Sama chciałabym wiedzieć… - szepnęła sama do siebie, odrzucając telefon jak najdalej. Schowała się tutaj, na strychu kamienicy w której mieszkała jej przyjaciółka. To tutaj wszystko się zaczęło… Siedząc w półmroku pod ścianą, podążała wzrokiem za roztańczonym cieniem ćmy, która się przebudziła i nie mogła znaleźć drogi na zewnątrz.

            Dziewczyna pomyślała sobie, że może swoje życie porównać do tej biednej ćmy… Może to żałosne,  ale ona też ciągle jeszcze szuka drogi na zewnątrz…

            W tym momencie przypomniała sobie swoje życie jeszcze dwa lata temu. Była szczęśliwą i pewną siebie nastolatka. Miała tylu przyjaciół… Wzorowa uczennica, kochana córeczka. Jej życie toczyło się pomiędzy lekcjami w renomowanej szkole,  wypadami na zakupy wraz z koleżankami, zajęciami w szkole tańca,  lekcjami fortepianu… Ach, tak, przecież jeszcze szkoła jeździecka, trening na pływalni, prywatne lekcje francuskiego… A gdzieś pomiędzy tym wszystkim dom. Dom, w którym już jako piętnastolatka była gościem, podobnie jak jej rodzice.

            Ćma ciągle próbowała wylecieć przez zamknięte okno. Po twarzy Julki zaczęły spływać łzy… mimowolnie. Sama nie wiedziała dlaczego. Czy to wspomnienie dawnego życia ją tak poruszyło, czy może myśl o tym, że tak brakowało jej rodziców, którzy nigdy tak naprawdę nie byli dla niej prawdziwymi rodzicami… Julka nie pamiętała ani jednej szczerej rozmowy pomiędzy nią a matką. Może dlatego, że nigdy nikt nie miał czasu na takie rozmowy… Dziewczyna znowu ukryła twarz w ramionach. Kosmyki jej jasnych włosów opadały na ręce, na których widniało mnóstwo blizn. Skąd one się wzięły? Przecież jeszcze dwa lata temu nie było żadnej…

Julka pamiętała tamten dzień doskonale. Pierwsze wagary… tak, to wtedy, kiedy była już zbyt zmęczona tą cała sytuacją. Wtedy, kiedy potrzebowała najbardziej rozmowy z matka, która jak zwykle nie miała dla niej czasu… Julka nie chciała być tak idealnym dzieckiem. Ceniła to, że rodzice chcą jej zapewnić świetną przyszłość oraz to, że troszczą się o rozwój jej zainteresowań, jednak bolesne było to, iż ona z tych zainteresowań już dawno wyrosła…  Jak bardzo chciała wtedy być normalną nastolatką – mieć wolne popołudnia, nie zmuszać się więcej do ubierania tego dziwacznego, staroświeckiego mundurku,  zrezygnować z dodatkowych zajęć, na które chodziła tylko po ty, by nie sprawiać rodzicom zawodu…

Wtedy to wagary były sposobem na  wyrwanie się do „normalnego” świata, gdzie może znajdzie w końcu choć szczyptę zrozumienia. Julka doskonale pamiętała tamten dzień, kiedy to wraz z Anką siedziała w swoim pokoju, zastanawiając się co tu robić przez resztę dnia… Teoretycznie miały mnóstwo możliwości,  mogły pójść znowu na zakupy,  wybrać się do kina, lub po prostu zostać w domu… W domu, który był  dla niej tylko pustym, ogromnym, chłodnym i jakże obcym w tym momencie budynkiem.

- Anka, chodźmy stąd… Rusz się, idziemy.

- Julka… ale… Gdzie chcesz iść? Za chwilę zaczyna się w telewizji…

- Przestań! Rusz się wreszcie! Idziemy…

            Dziewczyny wyszły z pokoju Julki.  Zbiegły po ogromnych, białych schodach i wybiegły przed dom. Dziewczyna jeszcze tylko zamknęła za sobą drzwi, zastanawiając się, po co właściwie to robi, skoro i tak pewnie ogrodnik by tego dopilnował…

            Poszły do parku – może dlatego, że jak na tą porę, ciągle jeszcze panowało piękne babie lato, a może po prostu dlatego, że Julka jeszcze nigdy tutaj nie była. Nigdy nie miała czasu, żeby się tu wybrać z przyjaciółmi czy rodzicami…

            Zagłębiając się zacienionymi alejkami nie spotkały nikogo. W końcu jednak dobiegły je głosy młodych ludzi, którzy najwidoczniej postanowili podobnie jak one spędzić ten dzień. Postanowiły do nich podejść i zagadać, ot tak, po prostu. Julka była tak zagubiona że za wszelką cenę chciała jak najszybciej zasmakować „normalności”…

            Podeszły bliżej. Anka dostrzegła foliowe torebki i strzykawki. Wystarczył jeden uśmiech na jej twarzy, a ci ludzie od razu zaprosili je do siebie…

Julka pamiętała, że to wtedy Igor odezwał się do niej po raz pierwszy.

            - Cześć mała, czego szukasz tutaj z koleżanką? Nie, nie wyganiam was. Fani Kurta są moimi przyjaciółmi –  i spojrzał wymownie na koszulkę dziewczyny – Więc słuchasz Nirvany? A próbowałaś kiedyś tego co było dla Cobaina natchnieniem?

            - Igor, przestań! Jak je tym uraczysz to od razu padną… Możesz przestać kołysać tą gałęzią? Bo spadnę… Spadnę zaraz, przestań! Albo nie, nie przestawaj…  - odezwał się kolejny z grupy. Leżał na ławce, a jego ręka z podwiniętym do łokcia rękawem opadała bezwładnie na ziemię. Pod ławką leżała strzykawka. Jakaś dziewczyna, bardzo blada, z cieniami pod oczyma, siedziała na ławce obok niego, przeczesując palcami jego dredy. Mimo że wyglądała dosyć marnie, sprawiała wrażenie szczęśliwej i spokojnej… takiej beztroskiej…

            Co się wtedy wydarzyło? Ach, tak… tak dobrze im się rozmawiało, pomimo że oni byli naćpani, a Julka z Anką – nie. Jeszcze nie…

Julka doskonale pamiętała, że Igor chciał im pokazać na czym polega „normalność”… Zaproponował zmianę miejsca – chcieli uniknąć niepotrzebnych spojrzeń, lub co gorsza – straży miejskiej. Anka bez wahania zaproponowała opuszczony strych w swojej kamienicy. I tak nikt tam nigdy nie zagląda… Dziewczyny, Igor, oraz dwoje jego znajomych – Krzysiek i Czarna, opuścili zaciszny park, zostawiając na ławce swoich kumpli – Martę i Mateusza,  którzy ciągle jeszcze byli pogrążeni w innym świecie…

 Gdy spojrzała ponownie na blizny na swoich rękach, mimowolnie pogrążyła się w świecie wspomnień. Znowu ujrzała siebie wraz z Anką i „nowymi przyjaciółmi”, jednak tym razem siedzieli już wszyscy na dość mrocznym jak na zbliżające się południe strychu, gdzie znajdowało się tylko jedno malutkie okienko,  tak brudne, że do środka wlewały się przez nie z trudnością cieniutkie smużki światła nadając wnętrzu tajemniczy wyraz…Odrapane, ceglane ściany dopełniały dzieła. Pomieszczenie wyglądało jak scenografia z jakiegoś horroru… Mimo to Krzysiek, wychudły osiemnastolatek z irokezem i tuzinem dziwnych rzemyków na nadgarstku, oparł się o ścianę wyciągając z kieszeni torebkę z białym proszkiem… Torebkę taką, jaką miał przy sobie tamten chłopak, który leżał na ławce w parku.

            Julka dostrzegła kątem oka strzykawki… nie chciała patrzeć co będzie dalej. Wolała pozostawić Krzyska samemu sobie, niech robi to co do niego należy. Ona tym czasem skupiła swój wzrok na Igorze. Sprawiał wrażenie takiego doświadczonego… Siedział obok niej na brudnej podłodze, chłonąc jakby atmosferę tego posępnego miejsca. Dopiero teraz dostrzegła, że na jego rękach są blizny… Tak – to od strzykawek… Ale nie tylko. Widać też  tak zwane„ścieżki” – Julka słyszała gdzieś o tym… ponoć tworzą się na rękach po częstym zażywaniu heroiny.

            Na jego nadgarstkach dostrzegła te dziwne rzemyki, takie jak u Krzyska. Przez chwilę pomyślała że to jakiś symbol – może ich przyjaźni? Po chwili jednak przypomniała sobie, że podobne nosił Kurt Cobain – no tak, w końcu to jego fani.

            Krzysiek tymczasem przygotował juz działki. Podał jedną strzykawkę Ance, a druga Julce.

            - No dziewczyny, przygotujcie się na odjazd… Nie przeżyłyście jeszcze takiego kopa. No, dalej, śmiało… Anka, pomóc ci? – zachęcał. Anka kiwnęła niepewnie głową. On natychmiast do niej podszedł, chwycił lezący obok na podłodze pasek i zacisnął wokół jej ramienia. Anka pobladła… ale rękę miała sztywno wyciągniętą przed siebie. Krzysiek wziął strzykawkę i delikatnie wbił w jej rękę… Julka nie chciała na to patrzeć, bała się tego, co właśnie się działo, jednak z drugiej strony niczego innego tak jeszcze nie pragnęła… Spojrzała na Igora… on patrzył na nią. Rozumieli się bez słów. Wtuliła się w jego ramię. On obejmując ja, chwycił pasek i powtórzył czynność jaką przed momentem wykonał Krzysiek na ręku Anki. Następnie złapał delikatnie za jej przegub, mrucząc, aby wyprostowała rękę. Chwycił strzykawkę i wbił ją ostrożnie. Julka poczuła słabe ukłucie. Ciecz ze strzykawki rozchodziła się powoli po jej żyłach, przynosząc ze sobą dosyć dziwne uczucie. Lekkie mrowienie, następnie jakby słabe pieczenie… W końcu heroina zaczęła działać… Popatrzyła na Igora – on też miał już taki błogi wyraz twarzy. Pomyślała, że to wszystko staje się takie nierealne… a zarazem niczego jeszcze nie doświadczała tak intensywnie. Chciała tak trwać w nieskończoność. Nie przejmowała się niczym, po prostu zagłębiała się w słodkiej nicości otaczającej ich chwili.

Tak wyglądało jej pierwsze spotkanie z heroiną, któro teraz wspominała z goryczą i smutkiem. Cóż, jak to mówią – dobre złego początki… szkoda tylko że teraz jest w tym stwierdzeniu aż tyle ironii.

            Słońce już prawie zaszło… Julka porozglądała się wokół. Strych nie zmienił się zbytnio przez te dwa lata… Mury jedynie nasiąknęły wspomnieniami tych wszystkich potajemnych spotkań, kiedy to „paczka” schodziła się by zakosztować przyjemności obcowania sam na sam z królową dragów – heroiną.

Dziewczyna doskonale pamiętała, jak wspaniałe były to spotkania, gdzie w końcu mogła porozmawiać z osobami, które ją rozumiały… Miała w końcu przyjaciół, którym mogła zaufać… Miała swoją nową przyjaciółkę – herę… A przede wszystkim miała Igora – osobę, która stała się najważniejsza w jej życiu. Ileż mieli wspólnych planów na przyszłość … Ile marzeń… Narkotyk pozwalał wierzyć w to, że już niebawem ziszczą się wszystkie po kolei. Przecież dla nich nie było rzeczy niemożliwych – świat stał otworem, wystarczyło wyciągnąć rękę… Wyciągnąć rękę, zacisnąć mocno i wstrzyknąć w żyły kolejną działkę – i znowu wszystko było możliwe, a szara rzeczywistość zamieniała się w idyllę.

            Heroina błyskawicznie uzależnia. Julka doskonale pamiętała, że zaledwie po pięciu tygodniach musiała przyjmować działki codziennie. Wtedy jednak nie stanowiło to dla niej żadnego problemu… Usprawiedliwiała się tym, że skoro Igor już tak długo bierze i nic mu nie jest, to na pewno i jej się nie stanie.

            Przez ponad półtora roku udawało jej się skutecznie ukrywać przed znajomymi ze szkoły jej drugie życie. Dopiero po jakimś czasie nauczyciel zaniepokoił się jej wyglądem. Doszło do tego jednak przypadkiem – po lekcji wychowania fizycznego, kiedy to zauważył blizny i ślady na jej rękach. Poza tym opuściła się w nauce, zaczęła wagarować…

            Z niewyraźnym uśmiechem walczącym ze łzami wróciła do tych chwil… Przerwa, szatnia i jakieś szmery. Następnie „spacerek” do nauczyciela… Jego zakłopotana mina… Renomowana szkoła, uczennica z dobrej i zamożnej rodziny… Tu nie było miejsca na wyjaśnienia. Taka sytuacja była niedopuszczalna! A ten gniew, jaki buzował w panu „Korku” – jak ona śmiała pakować się w takie rzeczy! Niszczyć swoim zachowaniem dobre imię szkoły, rodziny…  Julka pamiętała jego głos rozbrzmiewający echem po korytarzu w całym południowym skrzydle szkoły… Popłynęły łzy – na pokaz, na odczepne… Wybiegła wtedy ze szkoły, nie wyjaśniając nic nikomu – przecież oni nie rozumieją…

Julka pamiętała doskonale, gdzie skierowała wtedy swoje kroki… pamiętała również doskonale co się wtedy wydarzyło.

            Tak, zakradła się do opustoszałej rudery gdzie tak lubiła spotykać się z Igorem i resztą… Chciała pobyć sama, schronić się przed całym światem, uciec do królestwa hery… Zaczęła gorączkowo wyciągać z torby działkę i strzykawkę…Po chwili była już w innym świecie…

            Wtedy jednak działka była zbyt duża. Julka straciła przytomność. Pamiętała tylko dziwny sen… Mrok, wąska ścieżka, a na drodze ona… Szła powoli nie wiedząc dokąd zmierza. Ujrzała słońce – wschodzące, majaczące w dali słońce. Już wiedziała gdzie ma iść… Z każdym krokiem odczuwała coraz większy spokój… Jedyne co jej przeszkadzało w wędrówce to… to głos… nie dający jej spokoju – skądś go znała, nie wiedziała tylko skąd… Przecież to… Igor! To Igor! On ją woła!

            Julka z całych sił zapragnęła wtedy się obudzić, znaleźć obok Igora… Otworzyła oczy, zaczerpnęła powietrza w płuca – chciała krzyczeć – jednak nic z tego. Nad nią majaczyły jakieś dziwne kształty, zielonkawo-błękitne plamy przesuwały się gdzieś w tle.

            - Gdzie ja jestem? Igor! Igor! Co ja tu…!

            - Uspokój się. Jesteś w szpitalu. Aż dziwię się że po tym wszystkim masz siłę żeby tak krzyczeć… - odparł lekarz

            Dla Julki to był szok. Czyżby zrobiła to? Przecież zwykle uważała, nie mogła pozwolić sobie na wzięcie zbyt dużej działki – rodzice nie mogli się o niczym dowiedzieć.  Dziewczyna rozejrzała się wokół – jej rodzice byli w Sali. Matka siedziała w kącie, miała zaczerwienione oczy i rozmazany makijaż. Tusz do rzęs spływał teraz ostentacyjnie po jej policzku… Ojciec stał w drzwiach, nerwowo dyskutując z lekarzem.

Julka pamiętała niezręczną ciszę jaka zapadła pomiędzy nią a rodzicami. Chciała za wszelką cenę uniknąć rozmowy z nimi, wiedziała jednak że taki wyskok nie ujdzie jej na sucho. Rodzice jakby nie dowierzali w to co działo się z ich córką. Oni również bali się tej rozmowy…

            Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Okazało się że ojciec bezdyskusyjnie podjął decyzję o umieszczeniu swojej córki w prywatnej klinice odwykowej – w ramach zbliżających się wakacji. Miała wyjechać na miesiąc. Julce wydawało się to typowe – zero rozmowy, maksimum bezwzględności… Mimo wszystko wolałaby odbyć najtrudniejszą rozmowę z nimi niż przejść przez piekło kliniki. Była pewna że kilka szczerych słów przyniosło by większe efekty aniżeli pobyt w najlepszym choćby ośrodku.

            Po wyjściu ze szpitala udało jej się zyskać dwa dni na „złapanie oddechu”. Chciała na spokojnie pożegnać się z przyjaciółmi, z Igorem… W trakcie pobytu w szpitalu zastanawiała się dlaczego jej nie odwiedził, pomyślała jednak że zapewne lekarze zabronili mu odwiedzania jej…

            Wyszła z domu pod pretekstem spotkania z Anką – rodzice nie wiedzieli że ona też bierze, więc miała bezpieczne alibi. Bez zastanowienia ruszyła „Na Koniec Świata”, czyli do ich kochanej, opuszczonej rudery gdzie zwykle przesiadywali. Po drodze zastanawiała się czy tym razem będą tam wszyscy jej kumple… Tak bardzo ich teraz potrzebowała. Najbardziej jednak pragnęła rozmowy z Igorem. Marzyła o tym, aby zaszyć się z nim i przyjaciółmi „Na Końcu Świata”, gdzie nikt ich nie znajdzie…

            Uchyliła powoli drzwi. Z wewnątrz dochodził ją zapach podgrzewanej heroiny… Wyglądało na to, że w środku nie było nikogo… Weszła. Wewnątrz jak zwykle panował bałagan. Przez znajome brudne okienko wdzierały się ostatnie promienie zachodzącego słońca. Podeszła tam, przypominając sobie ostatni raz gdy tu była. Pogrążona w myślach usłyszała jakiś odgłos. Jakby upadła gdzieś w pobliżu strzykawka…  Rozejrzała się wokół. Na początku nic nie zobaczyła, jednak po chwili dostrzegła w mroku znajomego trampka… Podbiegła w to miejsce… Ujrzała na podłodze Igora. Jego ciało bezwładnie opierało się o ceglastą ścianę.  Obok leżały strzykawki i kilka torebek po prochach… Czyżby on to wszystko wziął teraz? Paniczny strach zawładnął  dziewczyną. Popatrzyła na niego. Jego twarz nie miała znajomego, błogiego wyrazu jak zwykle kiedy brał. Tym razem był nieprzytomny. Jego oczy były na wpół zamknięte. Usta lekko rozchylone, jakby zastygłe w słabym nawoływaniu kogoś resztką sił. Julka uklęknęła obok chłopaka, obejmując go.

            - Igor! Igor! Nie możesz mi tego zrobić! Słyszysz?! Nie możesz! Obudź się! Błagam cię, obudź się! – wołała rozpaczliwie. On jednak ani drgnął. Dziewczyna objęła go jeszcze mocniej. Wtuliła się w jego bezwładne ciało, zalewając się z rozpaczy łzami. To działo się zbyt szybko… Zbyt szybko uciekało to wszystko co pozwalało jej poczuć się choć chwilę rozumianą, potrzebną, kochaną… Nie mogła pogodzić się z faktem, że w jej ramionach leży Igor, który dopiero co zadał sobie złoty strzał… Gdzie on chciał uciec? Przed czym? Gdzie podziali się wszyscy jego przyjaciele? Dlaczego nikt go nie pilnował?!

            Nie potrafiła teraz odpowiedzieć sobie na te pytania… Zresztą, czy to było teraz aż takie ważne? Złapała jego rękę… Tętno ustało jakiś czas temu, a ona nawet nie wzięła ze sobą komórki aby wezwać pomoc. Była wściekła na siebie, na innych, na Igora… Dlaczego uciekł w taki sposób? Dlaczego zostawił ją samą? Żadnego słowa wyjaśnienia…

            Przytuliła się do martwego już ciała… i poczuła że w kieszeni jego bluzy znajduje się skrawek jakiejś kartki. Nie wiedziała czy ona może coś znaczyć, jednak wyciągnęła ja. Spojrzała na kartkę i zaniemówiła… Trzymała w ręce list pożegnalny…

            Chciwie wyłapywała każdą literkę. Łzy spływały po jej policzkach, niektóre trafiały na kartkę… Jak się okazało Igor był w szpitalu gdy Julka walczyła o życie. Jej rodzice spotkali go. On przedstawił się, opowiedział wszystko… Oni natomiast powiedzieli mu że Julka nie żyje…  Obwinili go o to, że zrujnował jej życie i wciągnął w nałóg… Nakazali mu zapomnieć o niej… Igor, zrozpaczony tym co usłyszał, postanowił wyruszyć tam, gdzie i ona poszła… Zapragnął zapłacić za zrujnowanie życia osoby którą kochał i dołączyć do niej tam, gdzie ich dusze będą mogły połączyć się na wieki… Wziął „złoty strzał” ponieważ obwiniał się za śmierć Julki, a poza tym bez niej nie widział w niczym sensu…

            Gdyby tylko wiedział, że ona żyje… Gdyby o tym wiedział kilka godzin temu… Gdyby jej rodzice nie wymyślili tej całej żałosnej historii… To oni go zabili!  Julka nie mogła ogarnąć tego wszystkiego. To było zbyt dużo jak dla niej…

            Na wspomnienie tamtych chwil znowu zaczęła płakać. Przecież to było zaledwie kilka dni temu – szpital, śmierć Igora, pogrzeb… Siedziała właśnie w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło – tu, gdzie wzięła po raz pierwszy. Heroina dała jej przyjaciół, miłość,  zrozumienie… jednak czy na pewno? Z drugiej strony to właśnie hera  sprawiła, że wtedy przedawkowała i wylądowała w szpitalu…  To heroina sprawiła że Igor postanowił się zabić… To heroinę wstrzyknął sobie w „złotym strzale”… To ona go zabiła!

            Czy coś co dało jej miłość mogło ją potem zabrać?

            Mogło… Zabrało… Julka poczuła w tym momencie wstręt do prochów i do samej siebie. Mimo tak wielkiej tęsknoty i rozpaczy za Igorem, postanowiła nie iść w jego ślady… Przyszła dzisiaj w to miejsce, aby postąpić tak jak on – po prostu przedawkować… ale na dobre… W tym jednak momencie obiecała sobie, że nie pozwoli aby narkotyki zabrały jej kolejną cenną rzecz – życie. Dosyć już… Od dzisiaj postanowiła walczyć z uzależnieniem.

            - Heroina zabrała mi szkołę, rodzinę, Igora… Nie zabierze mi jednak życia… - wyszeptała. W tym momencie ćma, która wcześniej bezskutecznie szukała wyjścia z pomieszczenia wyleciała przez malutka szparę w oknie. W końcu znalazła drogę… jednak nie tylko ona…

Komentarze
Lehti : piękno bywa smutne... smutek bywa pękny... a narkomani... mają swoj św...
Razorblade-Kiss : ano, całkiem ciekawa historia, choć nie tak znowu szokująca, jakby być...
hattu : chill out... ^^ moze troche nifortunnie wspomnialam o Nirvanie.. to mial byc w...
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły