Często, w przypadku zespołów grających ekstremalną muzykę jest tak, że kolejne wydawnictwa nie wnoszą nic nowego do wizerunku zespołu. W przypadku Prostitute Disfigurement kolejne krążki pokazywały jedynie nieznaczne korekty, które czyniły muzykę zespołu bardziej przyswajalną. "Descendants Of Depravity" pod tym względem wydaje się bym największym krokiem do przodu.
Drugi album holenderskich rzeźników z Prostitute Disfigurement to ogromny krok do przodu jeśli chodzi o poziom granej muzyki. Niby w dalszym ciągu jest to brutalna detah/grindowa łupanina, ale muzycy wpletli tu kilka elementów, stanowiących wyróżnik dla tej formacji.
Lata dziewięćdziesiąte pokazały Smashing Pumpkins jako jednego z czołowych i najbardziej wpływowych reprezentantów rocka alternatywnego. W muzyce zespołu przewijały się elementy grunge'owe, punkowe, a muzykę cechowała całkiem spora dawka energii. Nie boję się stwierdzić, że obok Placebo była to wtedy najbardziej charakterystyczna grupa grająca rocka alternatywnego. Nikt się jednak ie spodziewał, że odejście perkusisty Jimmi'ego Chamberlina tak mocno wpłynie na dalszą twórczość zespołu.
Nie wiem jak to się stało, ze dopiero dzięki swojemu czwartemu wydawnictwu Deep Purple zrobiło większy szum na scenie rockowej. Może to za sprawą nowego wokalisty Iana Gillana, który na tej funkcji zmienił Roda Evansa, a może po prostu pewne pomysły dopiero rozkwitły w głowach muzyków. Prawdą jest natomast, że "In Rock" to kwintesencja hard rocka - ikona, punkt odniesienia, skrzynia skarbów.
Kręcąca się katastrofa - także po krótce można nazwać "Slaves And Masters" - najsłabszy album grupy. Po takich płytach jak "Perfect Strangers" czy "House Of Blue Light" chyba nikt się nie spodziewał, że kolejny album będzie taki słaby. Nawet fakt, że miejsce Iana Gillana zajął znany z Rainbow Joe Lynn Turner nie robiło większych obaw.
Dla wielu "Perfect Strangers" to wielki powrót hard rocka. Jeden z czołowych zespołów, po blisko 9 latach przerwy, powrócił z nowym studyjnym dziełem. W dobie, gdy większość czołowych reprezentantów hardrocka i rocka progresywnego początku lat 90-tych uciekało się do spłycania swojej muzyki i czynienia jej wręcz muzyką dla mas, Deep Purple powróciło z albumem jak najbardziej rockowym, ale różniącym się od dokonań zespołu z sprzed kilkunastu lat.
W przypadku płyt sprzed blisko 40 lat zastanawiam się jakby te utwory brzmiały ze współczesną produkcją. Dla wielu młodych ludzi ogromną barierą w poznawaniu klasyki rocka jest właśnie brzmienie, które w obecnych standardach uchodziłoby za garaż. Szczególnie ciężko jest oceniać zespoły grające muzykę gitarową i jak na ówczesne standardy - ciężką. Niewątpliwie taką grupą było Deep Purple, którego płyta "In Rock" zapisała się złotymi literami w historii rocka.
Na początku lat 90-tych, gdy metalowy świat zachwycał się nowatorstwem i niepowtarzalnością Paradise Lost, mało kto zauważył, że na północy Europy, w mroźnej Finlandii, powstał zespół, który oferował muzykę co najmniej równie ciekawą jak nie ciekawszą niż Anglicy. Mowa tu oczywiście o Amorphis i ich drugiej płycie "Tales From A Thousand Lakes".
Ten rok będzie należeć do niego. Felix Marc - klawiszowiec
Dioramy i wokalista Frozen Plasma - 29 sierpnia wyda pierwszą solową
płytę "Pathways". Jego debiutancki klip "Give Back The Moments"
niedawno ukazał sie na składance DVD "Visual Infaction, Vol. 1",
zmiksowany kawałek "Digital Love" - na płycie "Infacted Vol. 4". Oba
zespoły Felixa, dowodzone przez Torbena Wendta i Vasiego Vallisa,
również szykują się do realizacji nowych krążków. Nasza redakcja jako
pierwsza rozmawia z artystą o solowej karierze i autorskich ścieżkach.
Komentarze kontragekon : Po ostatnim koncercie Reapera to i Frozen Plasmą bym nie wzgardziła :-) F...
Angelwing : Niom, Felo to spoko chłopak:) Jest taki... naaaasz:) hehehe:P Ah rozmarzam s...
KaroLeeNah : Bardzo piękny wywiad. Ale wciąż go muszę jeszcze raz przeczytać.....
Każdy koncert niemieckiego Blutengel to niezwykłe i szczególne wydarzenie. Nadzwyczajna atmosfera, uczucie teatralnego kunsztu i nieskończona energia muzyków włożone w ostatnią trasę koncertową promującą album "Labirynth" zachowano w postaci mistrzowsko zmontowanego materiału na najnowszym DVD formacji. Wydawnictwo zatytułowane "Moments Of Our LIVEs" zgodnie z naszymi zapowiedziami, ukaże się w nadchodzącym miesiącu. Wydawca Out Of Line podał do wiadomości oficjalną datę - 29 sierpnia.
Australijski electroclashowy duet The Presets, sprawcy niemałego zamieszania na elektronicznej scenie, zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami prezentują trzeci singiel z ostatniego, platynowego albumu "Apocalypso". Po wcześniejszych promocyjnych nagraniach "My People" i "To Boy's In Love", wzorowo reprezentujących rewelacyjną płytę, wybór padł na kompozycję "Talk Like That" wzbogaconą o szalejący w sieci teledysk. Singiel dostępny narazie w formie tradycyjnego kompaktu wkrótce ukaże się w postaci 7 i 12 calowego winyla.
Kto się spodziewał, że "The Brotherhood" wygrzebał Running Wild z dołka twórczego ten srogo się przeliczył. Po trzech latach oczekiwań formacja powróciła z jednym z najsłabszych, jak nie najsłabszym wydawnictwem w swojej karierze.
Od jakiegoś czasu przestałem się łudzić faktem, że Running Wild będzie przeżywał drugą młodość i nagrywał choćby takie "Black Hand Inn". W zasadzie do żadnej z płyt zespołu wydanych po 1994 roku nie wracam, bo nie znalazłem tam niczego co by mnie zainteresowało na dłużej. Podszedłem więc do "The Brotherhood" jak do kolejnej płyty Niemców, spodziewając się po prostu dobrego technicznego heavy metalu, ale bez fajerwerków.
Patrząc na kolejne płyty Running Wild odniosłem wrażenie, że nigdy przedtem formacja nie miała takiego zastoju twórczego jak w drugiej połowie lat 90-tych. Owszem, wcześniej zdarzały się pojedyncze wpadki, ale kolejne wydawnictwa udowadniały, że zespół jest w formie. Tymczasem zarówno "Masquerade" jak i "The Rivalry" był chyba trochę poniżej możliwości, gdyż daleko tym płytom było do ideału.