Wraz z wydaniem "Wages Of Sin" metalowy światek otrzymał nową boginię death metalu. Angela Gossow odcisnęła ogromne piętno na zawartości muzycznej i lirycznej wspomnianego krążka, czyniąc muzykę Arch Enemy bardziej dynamiczną i przebojową oraz wprowadzając zespół na salony. Nic więc dziwnego, że oczekiwania wobec "Anthems Of Rebellion" były wysokie.
Dzięki "Leviathan", Mastodon wyrobił sobie opinię jednego z najlepszych i najbardziej oryginalnych zespołów obecnie grających. Nic więc dziwnego, że z wielką niecierpliwością oczekiwano "Blood Mountain" tym bardziej, że przed premierą niewiele było wiadomo na temat tego wydawnictwa. Mastodon podpisał kontrakt z Roadrunner Records i zrodziły się obawy, czy aby muzyka zespołu nie stanie się bardziej komercyjną i przystępną.Harlequin : Jak dla mnie to tez najslabszy album Mastodon
stanki : Ja się tą płytą rozczarowałem.Owszem ma momenty ale w ogólnym...
O tym albumie było głośno na długo przed premierą. "Remission" był płytą, która pozwoliła zespołowi zaistnieć na rodzącej się scenie mathcore'owej, jednakże krążek nie zdobył popularności, jako że i gatunek ten był w powijakach. Niemniej jednak płyta zebrała świetne recenzje. Na swoim drugim pełnowymiarowym wydawnictwie zespół stanął przed nie lada wyzwaniem, gdyż tematem przewodnim albumu, zarówno w warstwie lirycznej jak i muzycznej miała być książka Melville'a "Moby Dick". Pośród tysięcy albumów, które rok w rok zalewają rynek, pojawiają się albumy, które pomimo swojego geniuszu nigdy nie będą miały szans na stanie się klasykami. Savatage, nie ważne do jakiego nurtu muzycznego zaliczyć to co grają, nigdy nie był zaliczany do pierwszej ligi gatunku. Kiedy w 1993 roku ukazał się "Edge Of Thorns" krytyka była zachwycona albumem, ale pomimo to zespołowi nie udało się wedrzeć do pierwszej ligi. "Edge Of Thorns" jest pierwszym albumem z nowym wokalistą Zacharym Stevensem, który zastąpił Jona Olive. Zmiana na stanowisku frontmana znacząco wpłynęła na kompozycje, gdyż zespół potrafił stworzyć w ramach dosyć sztywnych i raczej niewyszukanych struktur cos pięknego, przejmującego, ambitnego, a zarazem porywającego.
Muzyka Cryptopsy na pewno nie należy do łatwych w odbiorze. Poprzez fakt, ze zespół gra ultrabrutalną i ultratechniczną odmianę death metalu, miał on niewątpliwie tyluż zwolenników iluż przeciwników. Do momentu wydania "Once Was Not" odnosiłem wrażenie, że zespołowi zawsze czegoś brakowało. Pierwsze albumy wydawały mi się za mało techniczne, aby okrzyknąć Kanadyjczyków bogami technicznego death metalu. Nowsze albumy prezentowały się od tej strony rewelacyjnie, ale moim zdaniem, DiSalvo nie pasował do zespołu, a płyty posiadały okropne, niewyraźne brzmienie.
Nie da się ukryć, że Alexi Laiho jest jednym z najlepszych, jak nie najlepszym gitarzystą młodego pokolenia. Uważnie śledziłem jego rozwój w Children Of Bodom, które niestety ostatnio przeżywa kryzys twórczy.
Patrząc na kolejne wydawnictwa Carcass jestem pełen podziwu jaki progres ten zespół poczynił. Przecież "Reek Of Putrefaction", choć instrumentalnie słabiutki był kwintesencją tego czym jest grindcore. "Symphonies Of Sickness" zaprezentował ambitniejsze podejście do tego gatunku, formacja odeszła od niechlujstwa na rzecz bardziej wyrafinowanych struktur. Ukoronowaniem był natomiast poprzedni album formacji "Necroticism", na którym rzeźnicy z Liverpoolu zwrócili się w stronę death metalu zachowując jednocześnie swój niepowtarzalny styl. Bezdyskusyjnie był to kamień milowy death metalu. Kiedy ukazął się "Heartwork" oczy deathmetalowego świata wpadły w osłupienie, gdyż po raz kolejny Carcass zaskoczył.Harlequin : Pomimo, ze faktycznie Carcass gra trochę monotonnie ... No troc...
leprosy : Pomimo, ze faktycznie Carcass gra trochę monotonnie, to trzeba powiedziec,...
Harlequin : "A canvas to paint, to degenerate Dark reflections - degeneration A can...
Angielski duet ukrywający się pod trudną do wymówienia nazwą Anaal Nathrakh robi coraz większą furorę w kręgach szeroko pojętego black metalu. Już debiutancki "Codex Necro" pokazał niespotykaną do tej pory dzikość połączoną z agresją, brutalnością i ciężarem. Nie grali tak wcześniej ani Emperor, ani Mayhem, ani Darkthrone ani ktokolwiek inny.
Watchtower jest dla wielu fanów technicznego grania niedoścignionym ideałem. Kwartet muzyków zaledwie jednym albumem zburzył wszelkie istniejące dotychczas metalowe konwencje, prezentując zupełnie odmienne podejście do grania heavy/thrash. Choć "Control And Resistance" jest drugim krążkiem zespołu, to słysząc nazwę formacji kojarzę ją właśnie z tym albumem.
Kiedy otrzymałem najnowszy krążek niejakiego Abgott spodziewałem się zwyczajnego blackowego łojenia. Jak jednak głosi notka z wytworni, zespół gra black progressive, wiec skredytowałem zespół odrobina zaufania. Zarówno niebanalna okładka, jak i tytuły utworów nawiązujące do twórczości Lovecrafta mogły sugerować, ze muzyka może zaintrygować.
Azarath nalezy do tych zespołów, które zdążyły wyrobić sobie już jakąś opinie, ale nigdy nie należeli do ekstraklasy gatunku. To jest jeden z tych zespołów, które nie wysilają się na poszukiwanie, na zaskakiwanie słuchacza na znaczący progres - są raczej wierni temu co robią. Muzyka serwowana przez Azarath do najbardziej odkrywczych nie nalezy, dlatego ci, którzy poszukują czegoś odkrywczego, ambitnego, wspanialej techniki czy wyrafinowanych kompozycji mogą zakończyć czytanie recenzji w tym punkcie. Azarath grał, gra i zapewne zawsze będzie grac bezlitosny death metal.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Po wydaniu "Follow The Reaper" COB trafiło do grona moich ulubionych zespołów i z niecierpliwością czekałem jak kolejny krążek Finów zmiecie mnie z fotela. Kiedy dorwałem płytkę z niecierpliwością wrzuciłem do odtwarzacza i ... usta zwinęły się w podkówkę. Od samego początku dało się odczuć, ze "Hate Crew Deathroll" będzie albumem zupełnie innym niż poprzednicy.
Nigdy wcześniej nie miałem okazji zetknąć się z twórczością Non Opus Dei. Może po prostu nie zwracałem uwagi na artykuły na temat tego zespołu myśląc, ze to kolejna "blackowa młócka". W końcu nazwa zespołu "Nie Dzieło Boga" zobowiązuje do bluźnierstwa. Ale jak slogany promocyjne nowego albumu głoszą to "charakterystyczne brzmienie Non Opus Dei można zamknąć w następujących słowach: awangarda, diaboliczność, rytualność, magia, łamanie stereotypów i granic". O ile zawsze hasła pokroju "diaboliczność, magia itp." rodzą na mojej twarzy ironiczny uśmiech, o tyle chciałem zobaczyć ile tej "niezwykłości" w Non Opus Dei jest.
Po nagraniu 5 albumów w jednakowym składzie, w Testament pojawiły się pierwsze roszady personalne. Zespół opuścili Louie Clemente oraz Alex Skolnick, który z płyty na płytę wykazywał coraz mniejsze zainteresowanie thrash metalem, a coraz większe jazzem i heavy metalem. W jego miejsce zespół zwerbował wszędobylskiego wirtuoza Jamesa Murphy. O wiele większe problemy były jednakże ze znalezieniem perkusisty, którym na okres nagrania płyty został John Tempesta. Zadaniem "nowego" składu było odbudowanie szacunku i zaufania fanów, które zespół stracił nagrywając coraz lżejsze albumy. Czy "Low" sprostał oczekiwaniom? I tak i nie.
Komentarze rob1708 : mam na kasecie tylko brak dobrego decka,w okolicach premiery bardzo mi pode...
Harlequin : Do 23 czerwca jestem w czarnej dupie i nawet na słuchanie muzyki mam mn...
luter : Płyta ma "ciąg na bramkę", riffy jak petarda, szybkostrzelna perkusja (w o...
Nie tak dawno na łamach DarkPlanet pojawiła się recenzja debiutanckiego krążka Exlibris. Teraz czas na kolejną - charakterystykę krążka demo "Znamię". Zespół Exlibris jawi się być polskim Nightwishem, ale zwracają uwagę elementy stricte hardrockowe.
Porównując cały dorobek szwedzkiego zespołu Katatonia (obecnie progresywno-rockmetalowego), "Discouraged Ones" jest bezwzględnie albumem przełomowym. Został nagrany w 1997 roku, a wydany sumptem Avantgarde Music Century Black w 1998 roku, tuż po wypuszczeniu singla do utworu "Saw You Drown", a rok przed kolejnym wydawnictwem - "Tonight's Decision".
Przez wiele lat grupa Helloween tkwiła w martwym punkcie, zespół nagrywał jednowymiarowe albumy, które kompletnie nic nie wnosiły do gatunku. Kiedy już wszyscy chyba pogodzili się z faktem, że Helloween niczego ciekawego nie nagra, zespół dostaw wiatru w żagle.
Logicznym było, że po nagraniu pierwszego "Keepera..." Helloween musi być nagrana jego druga część. Jak się okazało, długo nie trzeba było czekać, bo już rok później można było się delektować kontynuacją. Nie wiem tylko, czy słowo delektować jest odpowiednie. Pech chciał, że zafascynowany pierwszą częścią, szybko zakupiłem taśmę z sequelem i ... no właśnie.
Jak na profesjonalny portal metalowy przystało, wypadałoby prezentować różnorodną muzykę, a że portalowi fani power i heavy metalu piszą na okrągło o kopiach Nightwisha, to postanowiłem odświeżyć bardziej klasyczne brzmienia. Helloween to bezdyskusyjny klasyk, zespół, który stworzył gatunek jakim jest power metal. "Strażnik Siedmiu Kluczy" jest chyba najbardziej znaną i respektowaną pozycją w dyskografii zespołu - drugi krążek zespołu, a pierwszy z młodym, 18-letnim, fenomenalnym Michaelem Kiske na wokalu pokazuje świeżość, jakiej brakuje w obecnie w tym gatunku muzycznym.
Jakże mnie wkurzają buńczuczne kampanie promocyjne i wszelkie slogany! Ilokrotnie przeglądam zagraniczne artykuły, które rozpisują się na temat nowych nadziei metalu, nowych odkryć itp., tylokrotnie czuje się zawiedziony! W zeszłym roku takim boom był wokół Hate Eternal. Nie jest tajemnicą, że Eric Rutan to muzyk nietuzinkowy i całkiem dobry producent, ale pierwsze dwa albumy Hate Eternal nie przykuły mojej uwagi. Dlatego też czytając hasła, że "I Monarch" ustanawia nowe standardy death metalu, że wprowadza nową wizję odhumanzowanej muzyki, że to najlepszy deathmetalowy krążek roku... no więc posłuchałem i tego albumu.
Komentarze KostucH : Może nie za słąby technicznie ile jego przejścia i w ogóle styl grania...
stanki : za słaby technicznie ?? nie chce mi się wierzyc :) myśle,że nie ma rze...
Harlequin : Fakt, "Behold judas" to najlepszy kawałek na płycie. A propos Roddy'ego...

