Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

Cryptopsy - Once Was Not

Muzyka Cryptopsy na pewno nie należy do łatwych w odbiorze. Poprzez fakt, ze zespół gra ultrabrutalną i ultratechniczną odmianę death metalu, miał on  niewątpliwie tyluż zwolenników iluż przeciwników. Do momentu wydania "Once Was Not" odnosiłem wrażenie, że zespołowi zawsze czegoś brakowało. Pierwsze albumy wydawały mi się za mało techniczne, aby okrzyknąć Kanadyjczyków bogami technicznego death metalu. Nowsze albumy prezentowały się od tej strony rewelacyjnie, ale moim zdaniem, DiSalvo nie pasował do zespołu, a płyty posiadały okropne, niewyraźne brzmienie.
Teraz gdy do kapeli powrócił Lord Worm, który zastąpił DiSalvo, oczekiwania wobec zespołu były niewątpliwie wysokie. Mówi się, ze dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Trudno więc było się spodziewać, aby Lord Worm prezentował identyczną formę, jak na wydanym 9 lat wcześniej "None So Vile" - ostatnim albumie jaki nagrał z Cryptopsy. Gdy ukazał się "Once Was Not" to zdania były skrajnie podzielone - padały opinie, że jest to jeden z najlepszych deathmetalowych albumów wszechczasów, inny mówili, że zespół wypalił się.

Prawda jest jednak taka, że dobrą kapelę poznaje się po tym, że się rozwija muzycznie i poszerza swoje horyzonty. Cryptopsy do takich zespołów właśnie należy. Recenzując "None So Vile" krytycznie odniosłem się do umiejętności wychwalanego wszędzie Flo Mouniera zarzucając mu powtarzanie patentów i schematyzm. Umiejętnościami pozostałych muzyków także nie byłem oczarowany. Kolejne płyty pokazały jednak wyraźny krok do przodu w warstwie technicznej, inspiracje jazzem, a pomimo tego zespół nie stracił na brutalności. Od strony technicznej "Once Was Not" jest albumem perfekcyjnym - partie Flo są o wiele bardziej urozmaicone w porównaniu do wcześniejszych albumów i nie mam wątpliwości, ze obok Branna Dailora (Mastodon) jest on najlepszym obecnie metalowym perkusistą. Ten album jest prawdziwym jego popisem. Pozostali muzycy także nie zostają w tyle - partie basu są bardziej wyraziste, utrzymane w podobnej konwencji jak na poprzednich albumach, natomiast małe zmiany zaszły w partiach gitarowych. Na "Once Was Not" znajdziemy bowiem mnóstwo ciężkich, masywnych riffow, jak i technicznych "skrzypień" rodem ze Spawn Of Possession jak i typowego brutalnego łojenia i piórkowania, tak charakterystycznego dla death metalu. Cięższe riffy cechują się ciekawą motoryką, czasami nasuwającą skojarzenia z nowszymi dokonaniami Morbid Angel jak choćby "Angelskingarden", poza tym w utworach pojawiają się elementy jazzowe, jak i motywy flamenco. Znacznemu ulepszeniu uległy także solówki, które do tej pory nie były raczej najmocniejszym punktem zespołu.

Pomimo faktu, że jako całość "Once Was Not" nie jest albumem, który łatwo zapada w pamięć, to muszę powiedzieć, ze kompozycje stały się bardziej wyrafinowane i dojrzałe. Poszczególne utwory mają dosyć niewiele elementów tak charakterystycznych jak to było w przypadku choćby "None So Vile"; mało jest melodii, ale nie to jest chyba w tym przypadku najważniejsze. "Once Was Not" miażdży po prostu swoim rozmachem, swoją konstrukcją i dojrzałością.

Niektórzy jednak mogą się poczuć rozczarowani faktem, ze Lord Worm nie jest już w takiej formie jak dekadę temu. Typ wokalu jaki prezentuje należy do takich, które się albo kocha albo nienawidzi. Ci jednak, którzy lubowali się w głębokim bulgocie wokalisty mogą odczuć pewien niedosyt, gdyż wokal Worma stracił odrobinę na sile. Zastrzeżenia może budzić także brzmienie. Co prawda Cryptopsy nigdy nie potrafiło dopasować brzmienia do tego co grają, a "Once Was Not" posiada i tak najlepsze brzmienie spośród dotychczasowych płyt formacji, to można przyczepić się do faktu, ze wokal jest dosyć głęboko schowany, werbel brzmi dosyć sucho, tak jakby Flo uderzał w karton, ale jest mocno nagłośniony podobnie jak talerze. Jako całość brzmi to do dobrze i nie utrudnia słuchania, łatwo jest przegryźć się przez ścianę dźwięku i odkrywać smaczki tego albumu.

Wydaje mi się, ze "Once Was Not" podobnie jak chociażby "Gateways To Annihilation" Morbid Angel jest albumem wielce niedocenionym, krytykowanym przez tych, którzy żyją mrzonkami sprzed dekady. Zespół ewoluował i nie nagra już drugiego "None So Vile". Malkontenci powinni jeszcze raz posłuchać tego albumu, gdyż "Once Was Not" jest moim zdaniem najlepszym albumem Cryptopsy - może nie aż tak technicznym jak "Whisper Supremacy", ale na pewno lepiej poukładanym i dojrzalszym, a to też się liczy.

Wydawca: Century Media Records (2005)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły