"Unleash The Beast", album poprzedzający "Metalhead", był niewątpliwie ogromnym zaskoczeniem nie tylko dla fanów zespołu. Po serii mało udanych wydawnictw, w momencie, gdy zespół został praktycznie spisany na straty, ekipa Biff'a Byforda odrodziła się niczym Feniks z popiołów i nagrała naprawdę porywający album. Panowie przeżywają chyba drugą młodość, gdyż "Metalhead" w zasadzie jest naturnalną kontynuacją poprzedniczki.
Patrząc na rozwój twórczości Megadeth, to z przykrością muszę stwierdzić, że "Countdown To Extinction" był ostatnim krążkiem zespołu, który robił na mnie naprawdę dobre wrażenie. Kolejne płyty były co najwyżej przeciętne. Nie wiązałem więc większych oczekiwań z "United Abominations". Tym razem do składu zostali dokoptowani perkusista Shawn Drover, gitarzysta Glen Drover (ex-King Diamond) oraz basista James Lomenzo.
Rudy Dave niejednokrotnie zapowiadał koniec działalności Megadeth, ale na dobrą sprawę ciężko jest zrezygnować z czegoś co się przez pół życia robi najlepiej. Z drugiej jednak strony, pomimo, że to Mustaine jest liderem formacji, to styl jaki wykreował kwartet Mustaine/Friedman/Ellefson/Menza w zasadzie był niepodrabialny i był w pewnym sensie uosobieniem i kwintesencją Megadeth. Już w gruncie rzeczy "World Needs A Hero" było jedynie rzemieślnictwem i marną próba nawiązania do najlepszych czasów.
Ostatnimi czasy ciężko jest o jakąś oryginalną i wartościową kapelę.
Coraz więcej klonów Vadera lub Riverside przyprawia mnie o zawrót
głowy. Ostatnimi dniami coraz głośniej zrobiło się o żorskim Eternal
Deformity, którego czwarty krążek" Frozen Circus" został wydany po
skrzydełkami Code666. Wytwórnia ta znana jest z promowania
avantgardowych zespołów, toteż obecność po jej skrzydełkami polkiego
zespołu powinno cieszyć.
King Diamond najlepsze czasy ma już za sobą. W zasadzie od czasów "Spider's Lullaby" jedynie "Voodoo" i "House Of god" prezentowały niezły poziom. Ostatni krążek mistrza horroru "The Puppet Master" w moim odczuciu był strasznym gniotem. Nie spodziewałem się więc po "Give Me Your Soul ... Please" czegokolwiek ciekawego, tym bardziej, że już bardziej idiotycznego tytułu na płytę chyba nie dało się wymyśleć.
Podobno w geniusz nigdy nie można wątpić. Kiedyś ten zespół ubóstwiałem. Potem przyszło rozczarowujące "Hate Crew Deathroll" oraz "Are You Dead Yet?" na którym zespół poszedł w niepożądanym przeze mnie kierunku ... uznałem, że zespół się wypałił, więc postawiłem na Finach krzyżyk. Duży błąd - jeśli ktoś choć raz pokazał, że grac potrafi, to znaczy, że grać potrafi. Po trzyletnie przerwie Laiho i spółka powrócili z czymś, co jest dla mnie jednym z najmilszych zaskoczeń muzycznych ostatnich lat.
Komentarze Sumo666 : Slabizna slabizne slabizna pogania :( Tak plyta jest do bani niestety :( Hate Crew...
Ignor : no no pierwszy odsluch i dosc dobre nie spodziewlaem sie po nich;) znow solo...
Harlequin : takie 8/10 bym dał. z jajem krązek :)
Przed ósmym albumem rzeźników z Cannibal Corpse stanęło ogromne wyzwanie. "Bloodthirst" - krążek poprzedzający "Gore Obsessed" zrobił spore zamieszanie na rynku, gdyż w pewien sposób odświeżył styl zespołu, pojawiło się kilka nowych elementów, czyniących tą muzykę bardziej przysępną. Trzy lata móżdżyli więc muzycy, jak tu stworzyć coś lepszego i niestety nie wymóżdżyli.
Pierwsza, długogrająca płyta
Behemoth to wydawnictwo bardzo tajemnicze, posiadające niesamowity klimat. Mamy na nim kawał znakomitego black metalu,
polskiego co ważne. Słychać pogańską nutę, "czuć lasy" - oczywiście, Lasy Pomorza. Na płycie dominują szybkie partie
gitar i perkusji, typowo blackmetalowe riffy oraz klimatyczna gitara
akustyczna. Czasem słychać klawisze, jakiś chórek ... bardzo
tajemnicza atmosfera.
"Libra" jest pierwszą płytą cieszyńskiej Horridy wydaną w
2003 roku. Do dziś Horrida pozostaje w podziemiu muzycznym. Sama nie wiem czy
zainteresowałabym się w ogóle tym wydawnictwem gdybym nie miała do czynienia z
zespołem z moich okolic. Pierwsze odsłuchanie utworów z płyty zamieszczonych na
stronie nie wywarło na mnie pozytywnego wrażenia, a i do dziś mam mieszane
uczucia względem "Libry".
"Turn Loose The Swans", porównując z debiutem był milowym skokiem, zespół poprawił brzmienie, kompozycje jako całość mają spójną mieszankę. Miłość i nienawiść, te podstawowe emocje na przemian przeplatają sie na tym albumie. OK. Czas nacisnąć play i rozpocząć mroczną podróż przez świat, który wygenerował nam zespół. Mrok, zagubienie, smutek czy w tym można odnaleźć romantyzm ...?
Komentarze Freakstranger : Ta płyta jest miodna, naprawdę rzadko słucham, ale dzięki temu zawsz...
jedras666 : Dopiero niedawno poznałem ten krążek i dzięki niemu poznałem lek...
Wydawaby się mogło, że era Faset Warning minęła bezpowrotnie. O twórcach takich krążków jak "Awaken The Guardian" czy "Perfect Symmetry" mówi się w zasadzie coraz mniej, a jakiekolwiek niusy z obozu zespołu nie elektryzują tak jak wieści od Dream Theater. Gdy jednak ukazuje się płyta, to zazwyczaj zbiera same dobre oceny.
Komentarze Harlequin : Ja walczyc nie próbowałem. 2 odsłuchy swoje robią - melodii na siłe...
Ignor : Racja nie ma co porównywać do '' "Disconnected'' zrobiło sie regresywni...
Ciężko jest pisać o czymś, o czym pisano już tysiące razy. Wyścig o najszybszy, najbrutalniejszy, najbardziej nieokrzesany zespół na świecie, rozpoczął się wraz z wydaniem "Kill'em All" przez Metallicę. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, gdyż rok później Slayer zaszokował świat okładką kozłem wciskającym miecz w pentagram. Jak na tamte czasy było to odważne i szokujące posunięcie.
Primordial to irlandzki zespół metalowy powstały już w 1987. ”To The Nameless Dead” jest szóstym krążkiem długogrającym w historii grupy i tak jak wcześniejsze wydawnictwa zaskakuje naturalnością i niezwykłą mocą dźwięków. Zespół ograniczył „dopieszczanie” brzmienia w studiu i zrezygnował z perfekcyjnej cyfrowej obróbki, dzięki czemu otrzymujemy, jak na dzisiejsze czasy, rzecz naprawdę cenną – autentyczne, miejscami surowe dźwięki, układające się w melodyjną i spójną całość.The Gourishankar to rosyjski przedstawiciel progmetalu, który powstał w 2002 roku na skraju Uralu, zespół ma w dorobku już dwie płyty: "Close Gripp" z 2003 roku oraz najnowsze dziecko "2nd Hand" i zapewniam, że nie jest to muzyka drugiej jakości. Przy odpowiedniej promocji grupa mogłaby zawojować zachodnie rynki. Muzycy posiadają odpowiednią technikę, dużo miejsca pozostawione jest dla partii saksofonu, skrzypiec, do tego całość okraszona folklorem rosyjskim.
Steve Albini to ceniony producent; pod jego opieką Nirvana wypuściła na rynek krążek ''In Utero'', zaś Nine Inch Nails równie dobry długogrający ''The Fragile'', jednak nie można zapomnieć o tym, że to przede wszystkim gitarzysta rockowej kapeli Shellac. Muzycy tej grupy swoją drogę zaczęli od wydania albumu koncertowego, zyskali spory poklask przez swoją żywiołowość sceniczną, a jeszcze tego samego roku w sklepach ukazał się ich ''At the Action Park''.
Dperd jest jednym z zespołów, który zupełnie niedawno dołączył do mojej muzycznej kolekcji w sposób tak samo przypadkowy jak i ciekawy. Grupa pochodzi z Enny, położonego w centrum Sycylii miasta na szczycie, z którego rozciąga się widok na panoramę całej wyspy. Formacja ostatnio związała się z wytwórnią My Kingdom Of Music. Muzycy wcześniej tworzyli zespół Fear Of The Storm, a samo Dperd powstało w 2000 roku jako projekt poboczny o muzyce nieco bardziej spokojnej i nostalgicznej.
Po trzech latach milczenia ekipa Erika Rutana powraca z nowym materiałem. W tym czasie zespół opuścili Derek Roddy, który był rozczarowany zarobkami, oraz Randy Piro. Rutan nie zraził się tym i do nagrania kolenego materiały zwerbował samego Alexa Webstera - basistę Cannibal Corpse, drugiego gitarzystę i byłego kolegę z Ripping Corpse Shaune Kelley'a, oraz bliżej nieznanego perkusistę Jade'a Simonetto. Po przesłuchanie "Fury & Flames" nie mam jednak wątpliwości kto pisał większość materiału.
Komentarze KostucH : Eryk ma taki wyziew, że spokojnie mógłby nim gasić światło u są...
Harlequin : jak podobała Ci sie tamta płyta, to tez Ci się spodoba, bo krok do przodu...
Całkiem przypadkowo trafiłem ostatnio na debiutancki krążek wejherowskiego kwartetu Tehace. Z nazwą spotkałem się kiedyś przeglądając jakieś czasopismo, ale nie zauważyłem, aby o zespole było głośno. Tak czy owak, coś w głowie zostało i o zespole przypomniałem sobie i zapoznałem się z tym wydawnictwem. Czy było warto? Raczej tak.
Linear Sphere to w zasadzie kompletnie nieznany, brytyjski zespół, który sam wypuścił na rynek swój debiutancki krążek "Realisty Dysfunction". To, że trafiłem na tą kapelę, było czystym przypadkiem - po prostu gdzieś natrafiłem na recenzję, w której autor zachwalał wysokie umiejętności techniczne muzyków. Trzeba było więc zapoznać się z zawartością.
Ostatni i chyba najmniej znany i doceniany album legendarnych Szwajcarów. Prawdziwy „biały kruk” płytotek - thrash, który z thrashem w zasadzie ma niewiele wspólnego; progresja, która nie znalazła w zasadzie naśladowców – tak po krótce można opisać „Grin”. Gdy płyta ukazała się w 1993 roku, zbierał same świetne recenzje, które niestety nie znalazły odbicia w oczach fanów, a zespół przestał istnieć.
Komentarze Harlequin : No i po tych kilka latach w końcu "Grin" mnie oczarował :D przeswietna pł...
Harlequin : Zupełnie się z Tobą nie zgodzę Harlequinie. Dla mnie jest to jeden z na...
horseman : Zupełnie się z Tobą nie zgodzę Harlequinie. Dla mnie jest to jeden z na...

